[ Pobierz całość w formacie PDF ]

– i że zastąpił ją inny dźwięk. Kiedy niepewnie uniosła
głowę, z przerażeniem zdała sobie sprawę, że ona i Mick
są jedyną parą na parkiecie, a reszta gości klaszcze,
obserwując ich z huczną, radosną aprobatą.
LUKSUSOWY KAMUFLAŻ
141
Została przywrócona do brutalnej rzeczywistości.
– Uśmiechnij się, agapi mou – szepnął Mick, nie
pozwalając jej się wyrwać.
– Nie cofniesz się przed niczym, prawda? – wyce-
dziła przez zęby, pąsowa ze wstydu.
– Przed niewieloma rzeczami, to fakt. – Obrócił ją
twarzą do siebie i zamknął usta krótkim, mocnym poca-
łunkiem. – I jeszcze tej nocy będziesz z tego zadowolo-
na, moja żono – dodał miękko. – Koniec z tą absurdalną
wojną między nami.
Był świt, kiedy przyjęcie weselne skończyło się na
dobre i ostatni goście wrócili do swoich pokojów albo
zostali odwiezieni do pobliskich hoteli.
Kate zobaczyła, że Mick ze swoim ojcem idą do
gabinetu, obaj roześmiani, w pełnej komitywie. Wzięła
głęboki oddech, zdając sobie sprawę, że nigdy nie
będzie miała lepszej okazji, żeby stąd uciec.
Kiedy szła przez sosnowy las, czuła w powietrzu
chłód zwiastujący grecką jesień, której miała nigdy nie
zobaczyć. I chłód w sercu, którego żadne słońce nie
mogło już nigdy rozgrzać.
W swoim pokoju wzięła kilka uspokajających od-
dechów. Zdjęła brylantową biżuterię i schowała na
miejsce. Swoją suknię ślubną powiesiła w szafie. Miała
zamiar zabrać ze sobą tylko to, co przywiozła.
Przebrana w szlafrok, znalazła swoją najmniejszą
torbę podróżną i zaczęła pakować do niej bieliznę i buty.
Wciąż miała pieniądze, które zostały jej z podróży do
Aten, i kluczyki do swojego samochodu. Ale nie miała
paszportu... Przypomniała sobie nagle, że Mick trzymał
go w wewnętrznej kieszeni marynarki. Żeby tylko tam
142
SARA CRAVEN
jeszcze był, pomyślała w panice. Żeby nie okazało się,
że schował go w biurku w swoim gabinecie.
Podreptała boso do jego pokoju, na próżno usiłując
sobie przypomnieć, która to była marynarka. W najgor-
szym razie czekało ją przeszukanie wszystkich. Począ-
wszy od tej, która wisiała na krześle...
– Robisz porządek z moimi rzeczami, agapi mou?
Maria będzie niepocieszona.
Kate podskoczyła gwałtownie i odwróciła się, za-
słaniając jego marynarką jak tarczą. Mick zamknął za
sobą drzwi kopniakiem. Uśmiechnął się.
– Więc nareszcie tu jesteś.
– Nie... mylisz się. Przyszłam... żeby coś znaleźć.
– Ja też. – Cisnął marynarkę na puste krzesło i zaczął
rozpinać koszulę, nie odrywając oczu od Kate.
– Co ty robisz? – spytała nienaturalnie wysokim
głosem.
– Rozbieram się. Jak zwykle przed pójściem do
łóżka. Potem rozbiorę ciebie.
– Nie zbliżaj się do mnie – wychrypiała, cofając się.
– Na odległość to niewykonalne. – Upuścił koszulę
na podłogę i rozpiął spodnie. – Żeby zrobić to, co
zamierzam, musimy być tak blisko, jak tylko może być
kobieta z mężczyzną. Tak jak kiedyś, zanim cię roz-
gniewałem i powiedziałaś sobie, że mnie nienawidzisz.
– Ale ja ciebie naprawdę nienawidzę – powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl