[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakby i on walczył z emocjami. - W przeciwnym razie wezwałby
straże, aby nas zlikwidowały, i teraz leżelibyśmy na podłodze bez
życia.
- Nieżywi na podłodze? - Marianna zamrugała i przyjrzała się
jego twarzy, starając się zrozumieć, co oznacza jego poważny ton.
Wyraz, jaki dostrzegła, sprawił, że cofnęła się przerażona.
Poszedł za nią i górując nad nią jak przechylona skała, zapytał:
- Chcę wiedzieć jedno, jak wpakowałaś się w takie kłopoty?
Rozdział dwudziesty drugi
Zdumiona Marianna wpatrywała się w niego szeroko rozwartymi
oczami.
- Jakie kłopoty?
- Jakie kłopoty? - ryknął. - Wszedłem w chwili, gdy stawiałaś
czoło królowi Anglii, a ty się pytasz: Jakie kłopoty?
- Ja nie...
- Wszyscy mężczyzni na wyspach brytyjskich pragną cię,
bezwstydna, wystarczająco mocno, by dla ciebie zabijać, a ty się
pytasz:
Jakie kłopoty?
- To nie...
- Nosisz spódnicę oddartą powyżej kolan, masz poparzoną rękę i
plamy krwi na sukni i pytasz...
Marianna straciła cierpliwość, podeszła do Griffith i krzyknęła:
- Ty nadęty, wielki, arogancki capie! Zmiesz mówić mi o
niebezpieczeństwie po tym, jak walczyłeś z Harbottle em mając
do obrony tylko młot? Po tym, jak Cledwyn strzelał do ciebie? Po
tym, jak wjechałeś W pojedynkę do twierdzy Wenthayena?
Zdała sobie sprawę, że ktoś krzyczy, i zorientowała się, że to
właśnie, ona. Spojrzała na Lionela i pełna poczucia winy zasłoniła
twarz, nie chcąc oglądać jego pełnych przerażenia oczu. On jednak
spokojnie głaskał psa i przyglądał się im z dużym
zainteresowaniem. Jak widz na turnieju. Zwracał głowę to ku
Mariannie, to ku Griffithowi, czekając na kolejne starcie.
Marianna nie sprawiła mu zawodu. Przyłożywszy palec do
skórzanego napierśnika Griffitha, oświadczyła:
- Powinnam ci była wbić nóż w serce, kiedy miałam ku temu
okazję.
- Powinnaś była, ale zdawałaś sobie sprawę, że mam rację.
- Powinnam była, ale ty nie masz serca.
- Nie mam? Zdarł z siebie zbroję. - Nie mam? - Chwycił jej dłoń i
położył na swojej piersi. - Moje serce bije dla ciebie, milady, trzy
razy szybciej niż zwykle. Bije z niepokoju o niebezpieczeństwa,
które sobie wyobrażam. Byłem odpowiedzialnym, solidnym,
cieszącym się dobrą opinią człowiekiem. Odkąd cię poznałem,
cały czas jestem na wpół obłąkany ze strachu, gniewu i żądzy. -
Przycisnął jej dłoń mocniej. Zmrużył oczy i zmierzył ją wzrokiem.
- Głównie z żądzy.
- Ha! - Marianna wyrwała rękę i cofnęła się. - Głównie z
głupoty...
Griffith pozostał nieporuszony, tylko wpatrywał się w nią jak
przyczajone dzikie zwierzę.
- Głównie z głupoty i durnej męskiej...
Griffith głośno dyszał rozchyliwszy usta. Opuścił powieki.
Wyglądał na wygłodzonego, zaspanego i, jak sam twierdził, na
wpół obłąkanego z żądzy.
- Głównie z... - Marianna zapomniała, co chciała powiedzieć.
Wiedziała tylko to, co chciała uczynić.
Dotknąć go. Objąć go. Szaleć z nim.
On także tego pragnął. Marianna nieomal czuła jego pobudzenie,
jego żar.
Podniosła rękę. Drżała.
- Teraz, Griffith, teraz powinniśmy znalezć rozwiązanie...
- Czego?
Marianna nie wiedziała. Cofając się ku drzwiom, Griffith nie
spuszczał z niej płomiennego spojrzenia.
- Art!
Do komnaty wpadł Art, a za nim Dolan.
- Podsłuchiwaliście? - warknął Griffith. - Dowiedzieliście się
czegoś ciekawego?
Zawstydzony Art skłonił się do jego stóp, lecz Dolan zatańczył i
dodał z uśmiechem:
- Niczego, czego bym nie wiedział.
- Gdzie Henryk? - zapytał Griffith
- Król odjechał. Wypadł stąd, jakby go gonił sam diabeł. Zabrał
ze sobą straż przyboczną.
Art potrząsnął głową.
- Nie zatrzymał się nawet, by spożyć posiłek, co wywołało pewne
niezadowolenie wojska.
- Tak myślałem - uśmiechnął się ponuro Griffith.
- Zabrał też starego Cledwyna - powiedział z ulgą Dolan.
- Zawiśnie na stryczku przed upływem dwóch tygodni.
- Nikt na to bardziej nie zasługuje - mruknął Art.
Griffith podszedł do Marianny i chwycił ją za nadgarstek. Jakby
jej założył kajdanki, tylko cieplejsze i o wiele bardziej zmysłowe.
- Zajmij się dzieckiem - rzucił Artowi. - Ja i lady Marianna
udajemy się na konną przejażdżkę.
- Przejażdżkę? - Pełen niedowierzania i świadom ich wzajemnego
pożądania Art zatoczył dłonią wkoło. - Przecież tu jest mnóstwo
sypialni.
Griffith spojrzał na niego.
- Na przejażdżkę.
Dolan ujął Arta za łokieć.
- Chodzi mu o to, żeby lady Marianny nie prześladowały żadne
wspomnienia.
To głupota - odparł Art. - Dokąd pojadą?
- Gdziekolwiek - powiedział Dolan, śmiejąc się głośno. - Od jak
dawna nie odczuwałeś już potrzeby takiego pośpiechu?
Marianna i Griffith nie czekali na odpowiedz - Griffith, ponieważ
odczuwał potrzebę pośpiechu; Marianna, ponieważ Griffith wlókł
ją za sobą tak jak wół ciągnący pług. Wyszli przez główne drzwi i
Marianna ujrzała związanych, niczym wiedzione na targ świnie,
najemników, uśmiechniętą służbę, wyczerpane psy i kilku
oficerów z bandażami.
- Griffith, czy nie powinniśmy...?
- Nie.
- Ale niektórzy z moich ludzi...
- Nic im nie będzie.
- Jesteś bez serca.
GrifIth zatrzymał się tak gwałtownie, że Marianna wpadła na
niego. Objął ją i pocałował. Całował ją, dopóki nie zapomniała o
wszystkich ludziach i obowiązkach. Zapomniała o wojnie,
zmartwieniach i wstydzie. Gdy ją odsunął, usłyszała niewyrazne
okrzyki zachęty, lecz wydały jej się pozbawione sensu. Tylko
słowa Griffitha miały sens:
Nie jestem bez serca, milady - powiedział. - Chodz ze mną, a ja ci
to udowodnię.
Możemy wziąć mojego konia - powiedziała.
Griffith uśmiechnął się. Jego złote oczy zabłysły, ogrzewając ją,
aprobując i zanim odzyskała zmysły, już siedziała przed
Griffithem na pozbawionym siodła koniu.
- Dokąd jedziemy?
- Z biegiem rzeki Seyern, gdzie śpiewają wróżki. - Griffith objął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]