[ Pobierz całość w formacie PDF ]

haraczu.
Kazan i Szara Wilczyca w swej włóczędze spotykali nieraz owe małe kopce usypane
nad ciałami zmarłych. Instynkt, coś będącego poza sferą pojęć ludzkich, pozwalał im czuć
pod ziemią obecność trupa. Szara Wilczyca, nie skażona cywilizacją, o zmysłach silniej
rozwiniętych wskutek częściowego kalectwa, miała przewagę nad Kazanem, gdy szło o
wykrycie tajemnic ziemi i powietrza nie dających się objąć wzrokiem. Ona też pierwsza
dostrzegła zarazę.
Kazan zwabił samkę w kierunku pewnej linii sideł. Szlak wiodący wzdłuż smugi
potrzasków był już bardzo stary. Nikt go nie używał od wielu dni. W jednej pastce znalezli
królika zamarzniętego na kość. Koło drugiej leżał szkielet lisa odarty z mięsa przez sowy.
Większość sideł była zatrzaśnięta. Inne śnieg pokrył grubą warstwą. Kazan uganiał się
ścieżką od żelaza do żelaza w poszukiwaniu jadła. Szara Wilczyca w swej ślepocie czulą
śmierć, która zawisła nad wierzchołkami cedrów i sosen, szczerzyła zęby w każdym
potrzasku. Dech trupi bił w nozdrza coraz silniej. Wreszcie wilczyca wydała krótki skowyt i
lekko chwyciła zębami kark Kazana. Lecz Kazan nie zważał na nic. Więc ślepa samka
podreptała w prawo, na skraj poręby, gdzie stała chata trapera Otto, i tu siadłszy w śniegu
uniosła ku niebu łeb wydając długie, ponure wycie.
W tej chwili sierść zjeżyła się na karku psa. Podbiegł, siadł obok i zawył również.
Teraz on także czuł śmierć. Była w chacie. A nad chatą u szczytu drąga powiewał czerwony
łachman, od Zatoki Hudsona po Athabaskę znany jako sygnał zarazy. Otto, wzorem tylu
innych bohaterów Dalekiej Północy, wywiesił sam nad dachem ten złowieszczy sztandar,
nim go powaliła śmierć.
Nocą pod chłodnym lśnieniem księżyca Kazan wraz ze swą niewidomą towarzyszką
skręcił na północ ku Fond du Lac. Wyprzedził ich posłaniec z faktorii nad jeziorem
Reindeer, roznoszący wszędzie ponurą wieść otrzymaną z Nelson House i południowo-
wschodnich osiedli.
- W okolicach Nelson panuje ospa! - mówił posłaniec do agenta Williamsa z Fond
du Lac. - Indianie Cree znad jeziora Wollaston już chorują! Nie wiadomo, co się dzieje nad
Zatoką Hudsona, ale słyszałem, że Czipewajowie pomiędzy Albany a Churchill mrą jak
muchy.
Wyruszył dalej tego samego dnia, choć psy miał zgonione doszczętnie.
- Bo muszę przecie uprzedzić ludzi z Reveillon - tłumaczył.
W trzy dni pózniej nadszedł rozkaz z fortu Churchilla, by wszyscy pracownicy
Kompanii oraz wszyscy wchodzący w skład służby rządowej gotowali się na przyjęcie
czerwonej zarazy. Szczupła twarz Williamsa zbladła jeszcze bardziej.
- To znaczy, że mamy kopać groby - rzekł. - Jakież inne przygotowania można
robić?
Głośno przeczytał otrzymane pismo mieszkańcom Fond du Lac i niemal wszyscy
mężczyzni ruszyli natychmiast, by ponieść ostrzeżenie na cały obszar terenów faktorii.
Gorączkowo zaprzęgano psy, a na każdych wyjeżdżających saniach znajdował się zwój
czerwonej materii, którego dotknięcie wywoływało dreszcz w sercach posłańców mających
go rozdzielać pomiędzy leśnych ludzi.
Kazan i Szara Wilczyca napotkali szlak jednych takich sań w okolicy Greybeaver i
szli pózniej śladami płóz dobre pół mili. Nazajutrz dalej na zachodzie dostrzegli nowe
tropy, a czwartego dnia jeszcze jedne. Te były całkiem świeże i Szara Wilczyca uskoczyła na
bok warcząc. Wiatr przyniósł właśnie żrący zapach dymu. Przecięli wtedy szlak pod kątem
prostym, przy czym Szara Wilczyca przesadziła go w powietrzu, i wbiegli na szczyt
pobliskiego wzgórza. W dole na polanie pod wiatr płonęła chata. Psi zaprząg i człowiek
ginęli w niedalekiej gęstwinie. Kazan zaskomlił z głębi piersi. Samka tkwiła sztywno niby
głaz. Wraz z chatą płonął człowiek zmarły na zarazę. Było to prawo Północy. Pies i wilczyca
pojęli instynktownie znaczenie ofiarnego stosu. Tym razem nie uczcili śmierci ponurym
wyciem, lecz chyłkiem umknęli w dół na równinę i przystanęli dopiero o zmierzchu,
znalazłszy kryjówkę w suchych i dobrze ocienionych torfowiskach o dziesięć mil na północ.
Dnie i tygodnie, które nadeszły obecnie, uczyniły zimę roku tysiąc dziewięćset dziesiątego
jednym z najstraszliwszych okresów w dziejach Dalekiej Północy. Przez cały miesiąc
ludzkie życie i życie zwierząt trwało w zawieszeniu, a głód, chłód i zaraza srożyły się
okropnie wśród leśnych mieszkańców.
Kazan i Szara Wilczyca obrali sobie legowisko na wyschłych moczarach w głębokim
wykrocie. Było to ciasne, lecz wygodne gniazdo, całkowicie osłonięte od śniegu i wichru.
Szara Wilczyca rozgościła się w nim bez zwłoki. Legła płasko na brzuchu i dyszała
wywiesiwszy język na znak zadowolenia i radości. Kazan pozostał u jej boku. Miał mglistą
wizję pięknej nocy, która zdawała mu się odległa o setki lat, gdy zwyciężywszy w srogim
pojedynku wodza wilczego stada zdobył dzisiejszą towarzyszkę. Lecz tej zimy nie szukali
towarzystwa dzikich współbraci, nie polowali również na karibu i jelenie. Ze względu na
ślepotę Szarej Wilczycy zadowalali się łowami na króliki i przepiórki leśne. Te bowiem
Kazan umiał chwytać bez pomocy.
Tymczasem wilczyca przestała płakać, trzeć oczy łapami i tęsknić do widoku słońca,
księżyca czy gwiazd. Z wolna zaczęła nawet zapominać, że oglądała niegdyś te wszystkie
rzeczy. Biegała już szybko u boku Kazana. Słuch jej i węch zaostrzyły się niezwykle. Z
odległości dwu mil wietrzyła obecność karibu, a woń człowieka łowiła na jeszcze dalszą
przestrzeń. Cichą nocą słyszała o pół mili plusk pstrąga. W miarę jak jego samka
doskonaliła w sobie zmysł słuchu i powonienia, Kazan zatracał je z wolna. Coraz bardziej
polegał na zdaniu ślepej towarzyszki. O pięćdziesiąt jardów wskazywała mu schronienie
przepiórki. Kierowała łowami do chwili odnalezienia zwierzyny. Ufając jej na polowaniu,
mimo woli zaczął się liczyć z jej każdą przestrogą.
Jeśli Szara Wilczyca była w ogóle zdolna rozumować, oczywiście musiała pojąć, że
bez Kazana zginie marnie. Niejednokrotnie próbowała schwytać o własnych siłach królika
lub przepiórkę i zawsze doznawała haniebnej porażki. Kazan znaczył dla niej tyle co życie.
Toteż instynktownie lub świadomie usiłowała stać mu się niezbędna. Zlepota dokonała w
niej wielu zmian. Częściowo pozbawiła ją wrodzonej dzikości i uczyniła towarzyszką
Kazana nie na jeden okres miłosnego popędu, lecz na całe istnienie. Miała w zwyczaju,
zarówno latem, jak i zimą, ległszy tuż obok psa opierać mu na barkach swój piękny łeb.
Jeśli Kazan warknął na nią czasem, zamiast odpowiedzi cięciem kłów - cofała się potulnie.
Ciepłym językiem zlizywała sople lodu zamarzłe w długim włosiu pomiędzy palcami jego
łap. Gdy pies wbił sobie drzazgę, przez szereg dni kurowała starannie jego chorą podeszwę.
Kalectwo uzależniało ją od Kazana, lecz przez tę ułomność właśnie stała mu się nad zwykłą
miarę potrzebna.
%7łyli więc szczęśliwie w jamie pod wykrotem. Gniazdo mieli suche i ciepłe, a błota
obfitowały w drobną zwierzynę. Z rzadka jedynie, podniecani gorączką łowiecką,
opuszczali torfowisko. Na dalszych równinach i pustynnym barren słyszeli nieraz wycie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl