[ Pobierz całość w formacie PDF ]
takie śliczne futra, albo jedwabnej materii na suknię... Pewno i przyśle coś ślicznego! A co?
zła moja nowina? Cóż? bardzo pani ucieszona?
Szklistymi oczyma zapatrzona gdzieś daleko Jadwiga głową poruszyła. Nie wymówiła ani
słowa, bo ledwo słuchając tej drugiej nowiny, niejasno, dorywczo jakby, myślała, co by ta-
kiego znaczyć miał czarny cień, który za drzwiami przyległego pokoiku na podłogę kładł się?
Wyglądał on tak zupełnie, jakby był cieniem jakiegoś podsłuchującego za ścianą widma, ale
wiedziała o tym, że tam żadnego widma ani też żadnej żywej istoty nie ma, więc szklisto w tę
stronę patrząc myślała tylko: Boże, Boże, Boże, zlituj się nade mną! Boże, Boże, Boże!
Oho! cościś pani wcale nie ucieszona! A ja żebym na pani miejscu była, to bym bardzo
cieszyła się... Co to, z biednego chłopca takim bogaczem zrobić się, czy to żarty? Ale panna
Jadwiga pewno tak samo myśli jak pan Bolesław; bo on bratu pani takiego żenienia się by-
najmniej nie pochwala, mówi, że to zle tak zaprzedawać się i że taki postępek to jakieś prze-
niewierstwo przeciw s p o ł e c z e ń s k i m sprawom. A kiedy ja jemu sprzeciwiać się za-
częłam i mówić, że pan Józef dobrze robi, bo co tam! to, o czym on myśli, jest głupstwem, on
mnie tak wykrzyczał, że niech Pan Bóg broni. Powiem tobie, mówi, że głupia jesteś, i że
gdybym nie wiedział, że przez głupotę tylko tak gadasz, to słowo daję, jeszcze dziś rozstał-
bym się z tobą . Ja też myślałam, że on jeden na świecie taki dureń, aż tu widzę, że i panna
Jadwiga także zasmucona... No, moi państwo! jak to na świecie bywa! Co dla jednego weso-
łe, to dla drugiego smutne. A cóż to będzie, jak ja moją trzecią nowinę powiem... naprawdę
już smutną? Ale cóż robić? Muszę powiedzieć, bo pani siostrą jest, więc wiedzieć powinna,
co z braćmi dzieje się... Pan Bolesław dowiedział się, że starszy brat pani, pan Władysław
podobno w turmie siedzi...
Już! syknęła Jadwiga i nisko pochyliła się naprzód, bo ten cień, tam na podłodze, jakby
zakołysał się... Czy tam kto jest?
Chciała wstać, ale nogi jej tak drżały, że zaraz znowu na krzesło opadła i tylko szepnęła:
Niech pani ciszej mówi...
Ale Paulina cicho mówić nie umiała. Zniżyła wprawdzie głos, lecz tyle tylko, że nie krzy-
cząc już, trzepała dalej:
Już to wiadomo, że on takim sobie... pokątnym doradcą był, ale do tego czasu dobrze mu
się powodziło, bo, słyszę, bardzo sprytny... Ale teraz, słyszę, w łajdacki jakiś interes wlazł...
fałszerstwo jakieś czy co? z którego miał wielkie pieniądze zyskać... Tylko, że j a k o ś c i ś
łajdactwo odkryli i mach! jego razem ze wspólnikami do turmy wpakowali. Sąd, słyszę, bę-
dzie bardzo srogi... Mówią tam, że może i do katorgi...
Jezus, Maria! co to? krzyknęła Jadwiga i porwała się na równe nogi, a to samo za nią
uczyniła i Paulina, po czym ku drzwiom od przepierzenia rzuciły się obie.
Za tymi drzwiami kołyszącego się tam przed chwilą na podłodze cienia nie było, bo po-
krywała go sobą całkiem czarną, wielką chustą okryta postać kobieca. Bez krzyku, prawie
bez stuku, z przeciągłym tylko jękiem, jak drzewo powoli toporem podcinane, chyliła się
64
ona zza ściany, chwiała się, chyliła, aż legła w całej długości swej rozciągnięta, twarzą ku
ziemi.
W parę minut potem Paulina wypadła na dziedziniec, przerażona, czerwona, i do ślusa-
rzowej, która z dzieckiem na ręku przed drzwiami mieszkania swego stała, z rozpostartymi
rękami biegnąc, na cały dziedziniec krzyczała:
Pani Michałowo! na miłość boską, niech ktokolwiek od was po doktora leci! Szyszkowa
zachorowała, musi być umiera, czy co? bo jak długa na podłogę padła i podnieść się sama nie
może! Ja bym poleciała, ale tam córka sama jedna... trzeba jej pomóc!...
I jak pędem biegła, tak na powrót ku mieszkaniu Jadwigi zawróciła, gdzie wpadłszy, bez
żadnego względu na zgniecenie świeżej swojej sukni, owszem, ze łzami w naiwnych oczach,
wraz z Jadwigą Szyszkową z ziemi dzwigać zaczęła. A ładna ślusarzowa ze swej strony ku
otwartemu oknu mieszkania swego poskoczyła.
Michaś! krzyknęła leć po doktora! Pani Szyszkowa zachorowała, słyszę, jak długa na
ziemi leży!... Michaś, czy słyszysz?
Słyszę, słyszę! ozwał się z wnętrza gruby głos męski ale okrutnie czasu nie mam!
Co to: czasu nie mam! Tam córka sama jedna... pomóc jej trzeba! Michaś, leć! jeżeli Bo-
ga kochasz!
Lecę! już lecę! odkrzyknął gruby głos i parę sekund zaledwie upłynęło, a już istotnie
surdut jeszcze na siebie wciągając z mieszkania wypadał i ku bramie tak prędko biegł, że
prawie leciał. Zlusarzowa zaś, tyle tylko, że komuś dziecko przez otwarte okno podała i zaraz
także ku drzwiom Jadwigi śpiesznie pobiegła.
A co tam takiego stało się, pani Michałowo? zawołała ku niej żona szewca Jerzego,
przed drzwiami swymi ukazując się w szafirowej spódnicy, brudnym kaftanie i przydepta-
nych pantoflach, a odpowiedz ślusarzowej usłyszawszy, za rozczochraną głowę się schwyciła.
Ajaj! taka nagła choroba! nieszczęście! A córka przy niej sama jedna! Trzebaż pomóc jej
biedaczce! Ot, tylko czysty kaftan narzucę i przylecę tam, zaraz przylecę!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]