[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nic nie posiadał. Zaprosił go Tomasz gościnnie do domu, i zaraz na wstępie testament
ojcowski pokazał. Marcin przeczytał, roześmiał się:
 Jakby ojciec przeczuł  jaki wrócę! Trzymaj, bracie, co kochasz  ja ci nie zajrzę.
Widziałem na świecie nie takie fortuny jak twoja, ale taką jak moja mało kto posiada.
Tomasz uspokojony uściskał go i począł rozpytywać, gdzie bywał, ile zarobił, jak mu się
wiodło.
 Gdziem bywał, trudniej odpowiedzieć, jak gdziem nie bywał. Zarobiłem stokroć więcej
ni\em stracił. A jak mi się wiodło! Hej! Wróciłem bogaty! Kupiłem sobie te\ majętność 
idę w posiadanie objąć. Nieopodal będziemy. Słu\yłem u jednego, co tu kiedyś zamek miał.
Miałem złota wór, a on zamek na sprzeda\. Kupiłem sobie zamek.
 A jaki\ on? Jak się zowie?
 Skalnia!
Tomasz za głowę się złapał.
 Na Skalni \adnego zamku nie ma. Naga góra  kamień na kamieniu. To cię okpili 
zapłaciłeś złotem za głazy puste.
A Marcin się śmieje jak głupi.
 Nie ma zamku! A to dzięki Bogu! Pewnie by w nim nietoperze się gniezdziły, i dach
trzeba by było poprawiać.
 Czyś oszalał kupować nie widząc!
 Co miałem się ze złotem nosić? Cię\ko i straszno. A mnie \yć miło i wesoło!
I jakby nic, podzwania w kieszeni no\ykiem o gwózdz.
Popatrzył na niego Tomasz jak na wariata i ju\ więcej o nic nie pytał  bo co z głupim
gadać.
Nazajutrz Marcin gościł jeszcze  obszedł braterskie majętności, zajrzał wszędzie  i do
roli i do młyna  słuchał interesów i biadań, projektów i spraw rozlicznych domowych  i
wcią\ się uśmiechał, gwizdał i śpiewał  a drugiego dnia za gościnę podziękował i precz
poszedł.
Na po\egnanie Tomasz go uścisnął i powiada  bo mu przecie\ w duszy markotno było,
\e z jego powodu brat jest skrzywdzony:
 Słuchaj, Marcin, głupiś i biedny, alem ci brat, więc jakby ci tam zle było, a wiadomo, \e
na skale \yć nie mo\na  to wróć! Ja ci dam chleb i posłanie, opiekę i dach  i \ycie.
A Marcin zaśmiał się i powiada:
 Słuchaj, Tomasz  mądryś i bogaty. Jak ci zle będzie i cię\ko  to przyjdz do mnie.
Ja ci dam radę i pomoc  bom ci brat!
I pobrzękując no\ykiem o gwózdz w kieszeni  poszedł gwi\d\ąc  ku swej jałowej
górze!
Była właśnie wiosna i minęła  nastało lato i przeszło znojne  cicha jesień osnuła
pajęczyną ziemię, kiedy Tomasz spotkał na jarmarku brata w miasteczku. Chodził wśród
ludzi  gapił się, przysłuchiwał targom, swarom, narzekaniom, śmiejący się zawsze,
niefrasobliwy i wesół, gwizdał, w oczy dziewczynom zaglądał, ka\demu coś śmiesznego
rzekł i tak się bawił ludzmi.
Tomasz markotny, bo targ na bydło był zły, a on tabun cały miał na sprzeda\, powitał go
jednak uprzejmie.
 Marcin  \yjesz jeszcze! Jak\e ci tam  narosło złoto na Skalni? Zamek budujesz?
 Witaj bracie. Dobrze mi. Gradu nie miałem  jak wy tu w dolinie. Zamek ju\ gotów,
ogień  go nie wezmie  mam ci te\ tabun bydła, co sam sobie paszę na zimę przysposobił
 a przyszedłem z ludzi się pośmiać!
 A jam się zbierał ciebie odwiedzić  ale czasu nie było.
 Jeszcze przyjdziesz!  śmieje się Marcin.
 Mo\e ci co potrzeba? Powiedz? Zima idzie  mo\e ci czego nie dostaje! Rad ci
pomogę.
Marcin pomyślał, podumał.
 Nic nie pomnę  czego by mi nie dostawało. Dziękuję ci, bracie!
I poszedł go gospody. Wieczorem zastał go tam Tomasz. Siedział na rogu stołu i grał
ludziom do tańca, a ludziom z tego grania kipiała ochota i wesołość i tak zabawa szła hucznie,
\e leciały miedziaki na Marcinową połę, a dziewczęta zerkały łakomie w jego lica i wabiły go
uśmiechem  a on tylko się śmiał.
A jak się natańczyli do upadłego, odło\ył skrzypce, miedziaki zagarnął, gospodarzowi
oddał nie rachując i powiada:
 Stawcie bratu memu miodu i wina. Stawcie dobrodziejowi memu, bo się handlem
uznoił.
I poił Tomasza i gościł, świadczył mu, a\ się ludzie dziwili.
Głupi on całkiem. Ten ci wszystko bogactwo zagarnął  w dostatkach opływa  a ten
głupi jeszcze jego traktuje. Szczęście ma ten Tomasz!
A Tomasz podpił sobie za miedziaki brata i w duchu ju\ drwił z niego, a potem się
rozczulił i zaczął mu swe troski opowiadać.
Bydło tanio sprzedał, \onę miał swarliwą  z dzieci \adnej pociechy, z sąsiadem proces.
A co jedno rzekł, to Marcin go ściskał  dolewał miodu i powtarzał:
 Pij, dobrodzieju mój  dziękuję ci, dziękuję! A\ się Tomasz zdumiał, i rzecze:
 Za co ty mi głupi dziękujesz? Upiłeś się?
Zmieje się Marcin, jeszcze raz go uścisnął, za skrzypce ujął i strojąc je powiada:
 Hej  jak\e dziękować nie mam. śeby ciebie nie było  nosiłbym twoje troski. Jędza
baba moja by była, dzieci huncwoty i sąsiad pieniacz.
Pociągnął smykiem i przygrywając zaśpiewał:
Du\a woda płynie, a mały młyn miele,
Nie ten ci bogaty, kto posiada wiele!
 Głupiś  mruknął Tomasz.
Przez całą zimę Marcin wśród ludzi bywał.
Jak pszczoły na miód ciągnęła młódz do jego skrzypek i pieśni, i rozrywali go po
zagrodach i siołach. Inny by grosz nawet zrobił  ale on głupi był i tak go nawet nazywano.
Jak czas miał, to na rynku w miasteczku w błoto miedziaki ciskał i śmiał się jak szalony 
gdy gromady dzieci, a często i dorośli w błoto lezli i grzebali się w nim  szukając trojaka 
albo łowił wrony w samotrzaski i przyczepiwszy do szyi papierowego rubla puszczał na
swobodę i szalał z uciechy  patrząc jak chłopaki ją gonili, czepiali się po drzewach na
złamanie karku. Raz nawet na odpuście, gdy się nie mógł do kościoła docisnąć, jął z kruchty
na cmentarz miedziaki ciskać i tylu ludzi na nie wywabił, \e szeroką drogą a\ pod ołtarz
zaszedł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl