[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedział i moje słowa nie uczyniły na nim żadnego wrażenia. Od razu zauważyłem, że będzie
chciał czym prędzej zakończyć rozmowę, żeby moją rewelację przekazać swoim szefom.
- Dlaczego panowie pokazali nam mapę miejsc, gdzie spoczywają U-Booty? -
postanowiłem kuć żelazo póki gorące. - Czemu nie podacie żadnych konkretów?
Georgij zamyślił się. Wstał i przepraszając nas wyszedł na dwór. Przez okna
restauracji widzieliśmy, że rozmawiał z kimś przez telefon komórkowy. Trwało to około
pięciu minut. Wpierw Pawlinskij coś komuś opowiadał, potem tylko przytakiwał, żeby w
końcu tłumaczyć żywo gestykulując. Wrócił odrobinę wściekły, lecz bardzo szybko ukrył
swoją złość.
- Panie Tomaszu - powiedział ukazując w uśmiechu rząd białych zębów. - Mam
pozwolenie, żeby powiedzieć panu część prawdy. Jak pan wie, Niemcy prowadzili
zaawansowane prace nad bombą atomową. Aadunki jądrowe miały przenosić ulepszone
wersje rakiet V-2. Werner opowiadał wam o pomyśle przewożenia takich rakiet w
specjalnych silosach holowanych przez okręty podwodne?
Olbrzym przytaknął.
- Werner Kliff opowiedział wam także o dokumentacji, którą przejęliśmy my i
Amerykanie - kontynuował Pawlinskij. - Zniknęły jednak rudy uranu, część dokumentacji,
jeden z fizyków i człowiek, który zaprojektował środki przenoszenia tej broni. Profesor Porter
wymyślił nie tylko odpowiednie rakiety, ale i podwodny okręt rakietowy. Wartość
zaginionych przedmiotów i ludzi tylko z pozoru jest znikoma. Nie wiemy, komu Stucker
sprzedał to wszystko.
- Nie macie żadnych podejrzeń? - dziwił się Olbrzym.
- W naszej pracy trzeba mieć dowody - rzekł Pawlinskij.
- Czy podejrzewacie Brytyjczyków? - dopytywałem się.
Rosjanie spojrzeli na siebie i Georgij skinął głową.
- Skąd pan wiedział? - Olbrzym był zdumiony.
- Początkowo, gdy Amerykanie prowadzili projekt Manhattan , współpracowali z
sojusznikami - opowiadałem. - Po wojnie współpraca urwała się, przez co Anglicy musieli
dłużej dochodzić do pewnych rozwiązań, jednak nawet Amerykanów zadziwili tempem
swych prac. Skąd takie nagłe przyspieszenie?
- To czego szukamy, mogło być na pokładzie Gustloffa - do rozmowy przyłączył się
Suworow. - Równie dobrze na którymś z okrętów podwodnych. Nie mamy też pewności, czy
Stuckerowi nie udało się od razu wywiezć swych skarbów w bezpieczne miejsce. W czasie
wojny prowadziliśmy z nim negocjacje pewni, że oferuje nam zaginione dzieła sztuki. To był
tylko margines jego propozycji.
- Teraz proszę zauważyć, kogo dręczy ta sprawa? - Pawlinskij pochylił się w stronę
środka stołu. - Przy Gustloffie kręci się statek Sebediana. Na pokładzie ma agenta
niemieckiego wywiadu. Polacy przyglądają się sprawie z wiadomych względów. Każdy lubi
wiedzieć, co dzieje się na jego podwórku.
- Chyba przyszedł najwyższy czas, żeby powiedzieć panu coś bardzo ważnego -
odezwał się Suworow. - Istnieje wiele opowieści wskazujących, że Bursztynowa Komnata
była przewożona na pokładzie Wilhelma Gustloffa , ale nie wiem, czy słyszał pan o
ciekawym miejscu jej ukrycia, tu na Helu?
Olbrzym prawie podskoczył z emocji.
- Słucham pana - rzekłem uprzejmie.
- Na Helu, przy bateriach Adolfa podobno coś ukryto w styczniu 1945 roku -
wyjaśniał Suworow.
- Zakopano czy schowano w podziemiach? - dopytywałem się.
- %7łołnierz, który służył w kompanii wartowniczej na Helu do 9 maja 1945 roku -
opowiadał Suworow - był w naszej niewoli. Mówił, że do jednej z trzech baterii przyjechały
dwie albo trzy ciężarówki i wynoszono z nich jakieś skrzynie.
- Czy wie pan, gdzie należy szukać tych baterii?
- Niestety, nie - Suworow bezradnie rozłożył ręce.
- Cóż, chyba przyszedł odpowiedni czas na sen - powiedziałem patrząc na zegarek. -
Serdecznie dziękuję za wielce pouczającą rozmowę - ukłoniłem się Rosjanom i wstałem.
Olbrzym szedł za mną i cicho sapał. Gdy byliśmy już na swoim piętrze, zaprosiłem
dziennikarza do pokoju.
- Rewelacja, co? - na policzkach Olbrzyma ukazały się ogromne koła rumieńców.
- Co?
- No, ta skrytka.
- Chyba to bajka...
- Czemu?
- Pomyśl. Teraz pożycz mi swojego telefonu.
Zdumiony Olbrzym podał mi swój telefon komórkowy, z którym zszedłem na parter i
tylnymi drzwiami wyszedłem na parking. Pięć minut rozmawiałem z komisarzem
Skowronkiem, a potem wróciłem do siebie, żeby położyć się spać.
Chwilę przyglądałem się ciemnej plamie, jaką stanowiła twarz Julia. Starałem się
wyczuć, czy mówi poważnie, czy to prowokacja.
- Spokojnie, człowieku - szeptał Julio siadając na mojej koi. Wyjął cygaro i zapalił. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]