[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pudełko i ostrożnie położyła je na sofie. - Dziwne, że ci o tym nie mówił.
- Cóż... Muszę powiedzieć, że jestem trochę zaskoczona. Bennett często sprawia
wrażenie... beztroskiego. Można nawet pomyśleć, że interesują go tylko konie i przyjęcia.
- Wiem, ma opinię lekkoducha. Ale wierz mi, to bardzo dobry człowiek. Myślałam, że
jesteście ze sobą blisko?
- Jest dla mnie bardzo uprzejmy.
- Hannah, daj spokój. Przecież widzę, jak na ciebie patrzy. Kiedy jesteś obok, nie
spuszcza z ciebie oczu.
- Naprawdę?
- Naprawdę. - Eve uśmiechnęła się ironicznie. Nagle poczuła się zmęczona, więc
przysiadła na brzegu fotela. - Sama wiesz - powiedziała, patrząc Hannah w oczy - że ostanie
dni były dla wszystkich ciężkie. Ale ja miałam przynajmniej tę radość, że widziałam, jak
Bennett się w tobie zakochuje. On chyba też nie jest ci obojętny. Mam rację?
- Tak. - Teraz, gdy za moment cała prawda i tak miała wyjść na jaw, nie musiała się z
tym kryć. - Bennett jest dla mnie kimś wyjątkowym Eve, nie chciałabym, żebyś robiła sobie
złudne nadzieje. Pewne rzeczy po prostu nie mogą się zdarzyć.
- Mam prawo wyobrażać sobie, co chcę - zauważyła poważnie, a potem położyła dłoń
na pudełku. - A teraz otwórz swój prezent.
- To prośba czy polecenie?
- Jak wolisz. No, już! Otwieraj, bo nie mogę się doczekać twojej reakcji!
- To wbrew moim zasadom, ale skoro nalegasz... - Hanna z rezygnacją uniosła
przykrywkę. Wnętrze wysłane było cieniutką, przyjemnie szeleszczącą bibułką. Odsunęła ją
ostrożnie i... zaniemówiła z wrażenia.
W środku leżała suknia balowa, połyskująca i lśniąca jak klejnot. Jedwab, z którego ją
uszyto, miał głęboką, szlachetną barwę szmaragdu. W promieniach popołudniowego słońca
skrzył się misterny haft z drobnych koralików.
- Wyjmij ją - nalegała Eve, a widząc bezruch Hannah, zniecierpliwiła się i zrobiła to
za nią.
Jedwab zaszumiał, westchnął, po czym miękko opadł na podłogę. Suknia miała
elegancki, prosty krój, a jej największą ozdobą była góra z odkrytymi ramionami i bogato
zdobioną, przylegającą do szyi stójką, która zastępowała naszyjnik. Dół przypominał
odwrócony kielich kwiatu i spływał harmonijnie do samej ziemi. To była suknia - marzenie,
stworzona, by błyszczeć w świetle świec lub księżyca.
- Podoba ci się? - dopytywała się Eve. - Powiedz, że tak. Zamęczałam o nią krawcową
przez cały miesiąc.
- Jest przecudna. - Hannah nieśmiało dotknęła brzegu spódnicy. - W życiu nie
widziałam piękniejszej. Nie wiem, co powiedzieć...
- Powiedz, że włożysz ją na nasz bal. - Uszczęśliwiona Eve pociągnęła ją do
wysokiego lustra i przyłożyła suknię do jej ramion. - Ach, sama popatrz, jak ci w niej ślicznie.
- Roześmiana, odsunęła się, zmuszając Hannah, by wzięła suknię do rąk. - Wiedziałam, że
będzie ci dobrze w tym kolorze. Jak Bennett cię w niej zobaczy, całkiem straci głowę.
- Ja naprawdę nie wiem, czy powinnam...
- Ale ja wiem. Powinnaś! I zrobisz to, bo nie przyjmę odmowy.
- To brzmi groznie. - Hannah próbowała się uśmiechnąć. Z całego serca pragnęła
sprawić przyjemność nie tylko Eve, lecz również sobie. Jednak poczucie obowiązku było
silniejsze niż próżność. Kreacja godna hollywoodzkiej gwiazdy nie pasuje do skromnej lady
Hannah. - Eve, zrobiłaś mi wspaniałą niespodziankę, ale ja... nie czułabym się dobrze w takiej
sukni. To nie dla mnie. Nie umiałabym jej nosić.
- Zaufaj mi, moja droga. Ja w tych sprawach rzadko się mylę. Nie zapominaj, że pół
życia spędziłam w teatrze, więc wiem, kto się do czego nadaje. Jeśli naprawdę jesteś moją
przyjaciółką, nie odmawiaj mi tej przyjemności.
Hannah chciała być przyjaciółką Eve. Choć było to wbrew regułom gry, bardzo się z
nią zżyła i traktowała ją jak kogoś bliskiego. Po chwili wahania uznała, że nic się nie stanie,
jeśli przyjmie luksusowy podarunek. Jest przecież wielce prawdopodobne, że w czasie balu
nie będzie jej już w Cordinie.
- Czuję się jak Kopciuszek - westchnęła, gładząc miękki materiał.
- I bardzo dobrze. Pamiętaj, że czar nie musi prysnąć. Czasami zegar zapomina wybić
północ.
Tym razem jednak nie zapomniał. Hannah wspominała słowa Eve, idąc za Reeve'em
przez uśpiony pałac. Gra dobiegała końca, podobnie jak jej czas.
W przesyłce prócz materiałów wybuchowych znalazła wiadomość. Deboque
nakazywał, by uderzyła tej nocy. Potem miała się spotkać z jego człowiekiem. O pierwszej, w
pustym doku. Tam miała otrzymać zapłatę.
- To się musi udać - mruczała Hannah pod nosem, gdy razem z Reeve'em instalowali
materiały wybuchowe.
- Z zewnątrz będzie wyglądało tak, jakby w pałacu szalał pożar - wyjaśniał Reeve. -
Eksplozja narobi huku, ale nie wyrządzi większych szkód. Co najwyżej wyleci parę szyb. A
jak to nie wystarczy, Malori postara się o efekty specjalne.
- Jest teraz z księciem?
- Tak. Armand wtajemnicza we wszystko resztę rodziny. Malori był temu przeciwny,
ale udało mi się go przekonać, że tak będzie lepiej. Miałaś rację, trzeba ich uprzedzić.
- A wyobrażasz sobie, żeby nie? Pomyśl, co mogłoby się stać z Eve. A Bennett? Jest
bezpieczny?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]