[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niezależnie od gatunku, ich lokalnych zwyczajów i stylu życia.
%7łycie w zadowoleniu! Jedna z Ansionianek, o twarzy pociętej długimi pionowymi
liniami i jednym zamglonym brązowym oku, sięgnęła pod stół, wyciągnęła stos dyskietek
wielkości cegły i rzuciła na lustrzaną powierzchnię stołu. Wylądowały na niej z głuchym stu-
kiem. Styl życia! Czy wy w ogóle wiecie, o czym mówicie, Jedi?
Zanim Luminara czy Obi-Wan zdążyli odpowiedzieć, stwierdziła:
To sprawozdania z obrad Senatu Republiki. Tylko z ostatnich dwóch miesięcy!
Machnęła ręką w stronę stosu, jakby to było jakieś paskudne morskie stworzenie, które nagle
wyzionęło ducha na stole i właśnie zaczęło się rozkładać. Same roczne wskazniki zawierają
w sobie więcej danych niż cała miejska biblioteka. Zgodność, przestrzeganie prawa, posłu-
szeństwo, tylko tym się ostatnio interesuje senat. A oprócz tego jeszcze preferencyjnym trak-
towaniem siebie i tych, których reprezentuje, zwłaszcza w handlu. Wielka niegdyś Republika
Galaktyczna upadła pod naporem drobnych biurokratów i egoistycznych manipulatorów, któ-
rzy szukają jedynie osobistych korzyści i awansu, nie zaś sprawiedliwości i uczciwych intere-
sów.
Wyrazne faworyzowanie Alwarich jest tego dowodem stwierdziła kolejna Ansio-
nianka siedząca obok. Senator Mousul informuje nas o wszystkim.
Senat nie faworyzuje żadnej grupy społecznej ani etnicznej zaprotestowała Lumina-
ra. Ta podstawowa zasada zawiera się w prawach założycielskich Republiki i nigdy nie ule-
gła zmianie.
Przypadkiem zgadzam się z delegatką spokojnie wtrącił Obi-Wan.
Zdezorientowani zgromadzeni skierowali uwagę na drugiego Jedi. Nawet Luminara wy-
dawała się zaskoczona.
Wybacz wymamrotał Ranjiyn ale czy powiedziałeś, że zgadzasz się z Kandah?
Obi-Wan skinął głową.
Zaprzeczanie istnieniu biurokracji i problemów w senacie byłoby tym samym, co ne-
gowanie istnienia pulsarów. Z pewnością panuje tam zamieszanie i niezgoda. Z pewnością
istnieje plaga biurokracji i konflikty. Jedi ledwie zauważalnie podniósł głos, który zabrzmiał
doskonale kontrolowaną energią. Ale prawa Republiki wciąż obowiązują, są nienaruszalne i
czyste. Jak długo zjednoczone istoty rozumne będą ich przestrzegać, w galaktyce będzie pa-
nował porządek. Utkwił wzrok w Kandah. Na Ansionie też.
Armalatczyk Tolut siedział u szczytu stołu, ponieważ nie mógł pod nim zmieścić ma-
sywnych nóg. Teraz wstał i wycelował w Obi-Wana jeden z trzech grubych paluchów.
Gadanina Jedi! huknął i małymi, czerwonymi oczkami powiódł po pozostałych de-
legatach. Nie widzicie, dokąd on zmierza i czego próbuje dokonać? Chcą nas omamić spryt-
nymi słówkami! Uważają, że wszyscy Ansionianie to prymitywni wieśniacy, jestem gotów się
założyć! Nachylił się poprzez stół i wsparł potężne dłonie na gładkim, fioletowym drewnie.
Solidny blat zatrzeszczał pod ciężarem jego siedmiuset kilogramów. Mistrzowie Mocy, hę?
Mistrzowie knowań i chytrych wykrętów, mówię! To tylko przebiegłość Jedi!
Tolut, proszę! Ranjiyn usiłował uspokoić potężnego, o wiele większego od siebie
towarzysza. Okaż trochę szacunku dla Mocy, jeśli już nie dla naszych gości. Może i nie zga-
dzamy się we wszystkim, ale...
Moc! Moc! Wszystkich was opętał i otumanił ten absurd! Zielone palce dzgały po-
wietrze w kierunku milczących gości. To humanoidzi jak wy. Rozumni jak ja. Krwawią i
umierają jak wszystkie inne stworzenia z krwi i kości. Dlaczego mamy dalej cierpieć pod ich
uciążliwymi rządami? Ich przedstawiciele są skorumpowani albo nie wiedzą nic o potrzebach
różnych gatunków, a może i jedno, i drugie. Kiedy rząd psuje się jak stary morski potwór, tak
właśnie należy go potraktować. Błysnął długimi jak dłuta zębami. Wynieść i zakopać.
Sięgnął poprzez stół, jedną dłonią zagarnął dyskietki, które pozostawiła tam Kandah i z
rozmachem rzucił nimi o ścianę, aż rozsypały się na wszystkie strony.
Przepisy! Ograniczenia! Co ludy mogą robić, a czego nie! Wszystko słowa... słowa,
których my na Ansionie nie napisaliśmy. Powinniśmy przystać do tych, którzy chcą się odłą-
czyć od Republiki i myślą tak samo, jak ja mówię! Uwolnić Ansion! A jeśli Alwari nie przy-
łączą się do nas, załatwimy się z nimi tak, jak już nieraz w przeszłości.
Przez cały czas trwania tej tyrady goście siedzieli w milczeniu, tylko dłoń Anakina dys-
kretnie przesunęła się w kierunku miecza świetlnego. Wystarczył jednak cień uśmiechu na
twarzy mistrza, by jego ręka zawisła w powietrzu. Anakina tak naprawdę bardzo niewiele ob-
chodziło, czy Ansion pozostanie w Republice, czy nie.
Skomplikowana machina galaktycznej polityki wciąż była dla niego tajemnicą. Ale To-
lut obraził jego mistrza i chłopiec czuł narastający gniew. Zmusił się, aby zachować spokój,
ponieważ jego mistrz życzył sobie tego. Wiedział doskonale, że Obi-Wan Kenobi sam potrafi
o siebie zadbać.
Rycerz Jedi podniósł się z miejsca, ale ku zdumieniu Anakina uprzejmie ustąpił głosu
siedzącej obok kobiecie.
Mocy nie można tak łatwo przekreślić, mój duży przyjacielu -poinformowała Arma-
latczyka Luminara. Zwłaszcza jeśli samemu nic się o niej nie wie.
Tolut znów wyszczerzył w szerokim uśmiechu wielkie, płaskie białe zęby i ruszył wo-
kół stołu. Barrissa i Anakin napięli mięśnie, ale Obi-Wan siedział spokojnie, nie zwracając
uwagi na masywnego Armalatczyka. Po twarzy błąkał mu się słaby uśmieszek. Luminara
wstała i odsunęła się od krzesła.
Myślisz, że tylko Jedi władają Mocą? warknął Tolut. Wszyscy się na tym znają,
trzeba tylko poćwiczyć.
Wyciągnął wielką dłoń i skinął nią w kierunku stołu. Na blacie ustawiono siedem krysz-
tałowych karafek z wodą, aby uczestnicy spotkania mogli ugasić pragnienie. Jedna z nich za-
drżała lekko, po czym uniosła się pół metra w górę. Po policzkach Toluta spływały grube,
ciężkie krople potu, ale uśmiechnął się triumfalnie.
Widzicie? Przy odrobinie ćwiczeń i silnej woli, wszyscy potrafią to, co Jedi. Wielki
mi powód do dumy!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]