[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krążyła po domu. Otworzyła drzwi, zanim zapukał. Podał jej torbę z
zakupami.
Kupiłem rogaliki.
Tash zmarszczyła nos.
Z czekoladą.
Ależ skąd.
Wolę z czekoladą. Tash zajrzała do torby.
Brent uśmiechnął się.
Zapamiętam to.
Ciocia Grace bierze prysznic oznajmiła, zapraszając go do środka.
Powiedziała, żebym dała panu kawy.
Brent przymknął na chwilę oczy. W wyobrazni ujrzał nagą Grace, wodę
spływającą po jej włosach, brzuchu, udach. Pianę otulającą jej piersi.
Brent!
Otworzył oczy.
Przepraszam...?
Pytałam, czy chce pan kawy? rzekła Tash.
Tak, proszę. Będzie potrzebował dużo kawy.
Grace wyszła spod prysznica, wytarła twarz, włożyła okulary, a
następnie czarny satynowy szlafrok do kolan i przewiązała go w pasie.
Otworzyła okno w łazience i wyjrzała na ulicę. Nie widziała Brenta.
Wytarła zaparowane lustro. Osuszyła włosy i przeczesała je palcami.
Poklepała zmarszczki wokół oczu; Szkoda, że nie mogą zniknąć. Może Brent
jednak się nie pojawi? Może spędził noc z Donną i zostanie z nią przez cały
83
R
L
T
dzień?
Przygryzła wargę. Skoro dawno nie umawiał się na randki, pewnie
nadrabia zaległości i uprawia dziki seks. Poczuła coś w rodzaju zazdrości i
zezłościła się na siebie. Niech on sobie śpi, z kim chce, do diabła, to nie jej
interes. Szkoda tylko, że Tash przeżyje zawód. Planowała to odnawianie
pokoju, odkąd się tu wprowadzili.
Swoją drogą od tamtej pory stosunki Grace z Tash nie uległy poprawie.
Grace była przekonana, że kiedy dziewczynka będzie miała własną
przestrzeń, sytuacja się zmieni. Tash miała cel, miała o czym myśleć. Niestety
wciąż zamykała się przed Grace.
Rozmawiała z nią chłodno, uprzejmie. Nie dzieliła się z nią tym, czym
dzieliła się Benjim czy resztą rodziny. Nawet z Brentem. Nie można
powiedzieć, że była niegrzeczna, po prostu trzymała Grace na dystans.
Kiedy Grace otworzyła drzwi łazienki, poczuła zapach świeżo parzonej
kawy. Stwierdziwszy, że bardzo potrzebuje zastrzyku kofeiny, mszyła prosto
do kuchni. W pustej kuchni nalała sobie kubek kawy. Wypiła łyk czarnego
płynu i westchnęła z rozkoszą. Wtedy jej nozdrza zaatakował inny zapach.
Rozejrzała się, w brzuchu jej zaburczało.
Jej wzrok padł na torebkę z piekarni. Croissanty? Jej tętno
przyspieszyło. Kiedy szła pod prysznic kwadrans wcześniej, nie było tu
żadnych croissantów.
Spojrzała na swój szlafrok, lecz na ucieczkę z kuchni było już za pózno.
Brent stał oparty o framugę drzwi.
Dzień dobry.
Uhm powiedziała, jedną ręką ściskając poły szlafroka, drugą kubek.
Brent obejmował ją wzrokiem, zatrzymując go tam, gdzie materiał
przylegał do ciała. Czuła się naga.
84
R
L
T
Przepraszam... Nie wiedziałam, że jesteś.
Kiwnął głową. To akurat było jasne. Chciał to powiedzieć, ale nie
znajdował słów, patrząc na jej piersi otulone czarną satyną.
Pod szlafrokiem była naga. Kropla wody spłynęła z jej włosów po szyi i
zniknęła pod dekoltem.
Nosisz mój szlafrok.
Grace nie od razu go zrozumiała. Spuściła wzrok i po chwili jego słowa
stały się jasne. To był jego szlafrok. Przywłaszczyła go sobie lata temu,
polubiła jego jedwabisty dotyk i zapach. Zapach Brenta.
Gdy się rozstali, zatrzymała go. To była jej jedyna pamiątka. Z początku
przez kilka tygodni go nie prała.
No... tak. Wzruszyła ramionami. Zapomniałam.
Brent nie zapomniał. Zacisnął rękę na klamce. Jak często zdzierał z niej
tę część garderoby? Wsuwał palce tam, gdzie poły szlafroka rozchodziły się,
odsłaniając uda.
Wrócił spojrzeniem do twarzy Grace.
Na tobie wygląda o niebo lepiej niż na mnie.
Ich oczy się spotkały. Grace nie wiedziała, co powiedzieć. Zwykł
mówić te słowa tuż przed tym, jak rozwiązywał pasek szlafroka. Na szczęście
w tej samej chwili zaburczało jej w brzuchu.
Wybacz. Umieram z głodu.
Brent zaśmiał się, choć Grace mimo woli pokazała właśnie swój
kuszący dekolt.
Kupiłem croissanty.
Grace powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem.
Moje ulubione zauważyła.
Kiwnął głową.
85
R
L
T
Pamiętam.
Grace także pamiętała croissanty z piekarni niedaleko kampusu. Brent
kładł je na jej nagim ciele, potem się pochylał i zatapiał w nich zęby, na
koniec zlizywał z niej okruchy. Ona odwzajemniała mu się tym samym.
Kiedy zadzwonił telefon, Grace mało nie podskoczyła. Tash zawołała:
Ja odbiorę!
Grace wreszcie nad sobą zapanowała.
No to pójdę się ubrać.
Wyszła z kuchni z kubkiem kawy. Brent schował ręce do kieszeni,
kiedy go mijała. Nie zatrzyma jej, nie pocałuje, nie wsunie rąk pod jej
szlafrok. Swój szlafrok.
Nieważne, że pachniała mydłem i tysiącem wspomnień. Wiedział, że to
do niczego dobrego nie prowadzi.
Pomimo trudnego początku dzień mijał bez dalszych incydentów.
Pomógł w tym fakt, że Grace włożyła stare dżinsy i wielką zabrudzoną farbą
koszulę ojca. Dziękowała w duchu mamie, która niczego nie wyrzucała.
Podzielili się pracą, co też ułatwiło im bycie razem. Tash wysłała Grace
do pokoju Benjiego, podczas gdy sama bezwstydnie przywłaszczyła sobie
Brenta.
Grace nie miała jej za złe.
Benji w porównaniu z siostrą był bardziej pogodny.
Gdyby nie nocne koszmary, można by uznać, że chłopiec nie cierpi z
powodu utraty rodziców.
Rozmawiali o szkole. Benji zasypał ją informacjami na temat
poszukiwaczy złota, o których właśnie się uczył. Był przejęty obozem, na
który mieli się wybrać pod koniec roku. Grace dowiedziała się, że panna
Sykes, nauczycielka Benjiego, jest uczulona na truskawki, a pan Riley z klasy
86
R
L
T
obok cały dzień krzyczy.
To był miły ranek. Pogaduszki z Benjim i odgłosy dochodzące z pokoju
Tash nastroiły ją optymistycznie. Z przyjemnością słyszała, że Tash buzia się
nie zamyka. Była otwarta i naturalna, nie tak jak w obecności ciotki.
Brent zajrzał do pokoju Benjiego przed lunchem, by powiedzieć, że
wybierają się z Tash do sklepu żelaznego pożyczyć specjalne urządzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]