[ Pobierz całość w formacie PDF ]
galopem, ale w kierunku bitwy: Automedont próbował je zatrzymać, lecz nie mógł nic poradzić,
biegały pośród walczących, jakby brały udział w bitwie, rozumiecie? ale Automedont był sam na
rydwanie, musiał trzymać lejce, nie mógł pochwycić broni, toteż nie mógł nikogo zabić, one niosły
go naprzeciw wojowników, w sam środek walk, prawdą jest jednak, że on nie mógł walczyć,
prawdą jest, że rydwan, jak oszalały, pędząc niczym wiatr, przemierzał pole bitwy bez jednego
ciosu, niedorzeczny i piękny.
Potem Achajowie zrozumieli, że przegrywają tę bitwę. Niektórzy, jak Idomeneus, opuścili wręcz
pole walki, u-znając się za pokonanych. Inni myśleli o powrocie do o-krętów, ale nie przestawali
walczyć i próbowali zabrać ze sobą ciało Patroklosa. Ktoś powiedział też, że należy zawiadomić
Achillesa o tym, co się stało, i wszyscy się z nim zgodzili, nie wiedzieli jednak kogo posłać,
wojownicy potrzebni byli na miejscu, a zresztą, być może, nikt nie chciał być tym, kto wiadomość
o śmierci Patroklosa A-chillesowi zaniesie. W końcu wybrali chłopca, którego Achilles kochał i
który, w tej właśnie chwili, walczył daleko od ciała Patroklosa. A chłopcem tym byłem ja.
Nazywam się Antilochos, jestem jednym z synów Nestora. Kiedy mój ojciec wyruszał na wojnę
trojańską, byłem jeszcze zbyt młody, aby z nim jechać. Tak więc zostałem w domu. Ale pięć lat
pózniej, nic ojcu nie mówiąc, wsiadłem na okręt i dotarłem na trojańskie wybrzeże. Poszedłem do
Achillesa i powiedziałem mu całą prawdę: że uciekłem z domu, by walczyć u jego boku. Ojciec
mnie zabije, powiedziałem. Achilles zachwycił się moją odwagą i moją urodą. Twój ojciec będzie z
ciebie dumny, powiedział. I tak się stało. Zostałem jednym z nich i z właściwą chłopcom brawurą
walczyłem na tej wojnie
109
u ich boku. Aż do dnia, gdy w samym środku zmagań ujrzałem nadbiegającego Menelaosa, który
szukał właśnie mnie i zbliżywszy się, spojrzał mi w oczy i powiedział: Patroklos nie żyje,
Antilochosie, wolałbym nigdy nie być posłańcem przekazującym takie wieści, ale on nie żyje
naprawdę, Trojanie go zabili". Ja nie mogłem powiedzieć słowa, zacząłem tylko płakać, tam, w
samym środku bitwy. Słyszałem głos Menelaosa, który krzyczał: Musisz biec do okrętów, iść do
Achillesa i powiedzieć mu, że Patroklos nie żyje, i że musi coś zrobić, bo my próbujemy wynieść
stąd jego ciało, ale Trojanie siedzą nam na karku i są od nas silniejsi. Idz, biegnij". Więc pobiegłem.
Zdjąłem pancerz, aby być lżejszym, i biegiem przemierzyłem równinę, nie przestając płakać ani na
chwilę. Kiedy dotarłem do okrętów, znalazłem Achillesa, który stał i wpatrywał się w horyzont,
próbując odgadnąć, jak toczy się bitwa. Zatrzymałem się przed nim. Nie patrząc na niego, zacząłem
mówić: Achillesie, synu walecznego Peleu-sa, zdarzyło się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć,
i ja mam cię o tym powiadomić. Patroklos nie żyje i Acha-jowie walczą nad jego ciałem, nagim, bo
Hektor zabrał mu zbroję". Czarna chmura bólu spłynęła na bohatera. Osunął się na ziemię i obu
rękami zgarniając pył, zaczął nim posypywać głowę i piękne oblicze. Z namiotów wybiegły
wojenne branki i padłszy na kolana, drąc szaty na piersiach, poczęły wokół niego zawodzić.
Achilles szlochał. Pochyliłem się nad nim i ścisnąłem jego ręce w moich, bo nie chciałem, by się
tymi rękami, chwyciwszy ostry miecz, zabił. On krzyknął rozdzierająco i zaczął wzywać matkę.
Matko, prosiłem cię, by Achajowie cierpieli, by zapłacili za wyrządzoną mi zniewagę, ale teraz jak
mogę być szczęśliwy, teraz, gdy straciłem na zawsze kogoś, kogo najbardziej ze wszystkich
ceniłem i kochałem jak samego siebie! Zginął daleko od swojej ojczyzny, a mnie nie było przy nim,
by go bronić. Siedziałem w swoim namiocie, rozumiesz? siedziałem obok swego okrętu, jak ciężar,
który ziemia nosi daremnie, a on tymczasem
110
umierał, tylu ich umierało pod ciosami Hektora, gdy ja tu sobie siedziałem, ja, który spośród
Achajów jestem najlepszy w walce... Och, gdyby na zawsze wygasł gniew w ludzkich sercach,
gniew, który najmądrzejszym odbiera rozum, wślizgując się w ich dusze jak słodki miód, a potem
mrocząc umysł. Muszę zapomnieć urazę. Muszę opuścić to miejsce i odszukać człowieka, który
zabił mojego drogiego towarzysza. Potem sam umrę, wiem o tym, matko, ale najpierw moją
włócznią chcę przerwać życie tamtego człowieka i tyle śmierci rozsiać wokół siebie, że kobiety
trojańskie żałować będą czasu, gdy ta wojna toczyła się beze mnie". Wykrzykiwał te słowa, płacząc,
ale dalej leżał w pyle. Więc powiedziałem mu: Wstań, Achillesie, Achajowie potrzebują cię teraz.
Próbują bronić ciała Pa-troklosa przed Trojanami, ale bitwa jest zajadła i wielu ginie. Hektor
szaleje, chce tego trupa, chce obciąć mu głowę, by nadziać ją na włócznię i obnosić jak trofeum.
Chodz stąd, Achillesie, czyż to nie będzie hańba, jeśli pozwolisz, by Patroklos skończył jako żer dla
trojańskich psów?". Achilles spojrzał na mnie. Jakże mam wrócić do boju? - powiedział. - Moja
zbroja jest w rękach Trojan, a nie może być tak, bym walczył w niegodnym siebie rynsztunku.
Któryż bohater by to zrobił? I jakże mam to zrobić ja?" Powiedziałem na to: Wiem, twoja zbroja
jest w rękach Hektora, ale nawet tak jak jesteś, bez zbroi, wstań i pokaż się Trojanom, strach ich
pochwyci i nasi odetchną na chwilę". Wtedy podniósł się. I skierował kroki ku fosie, w kierunku
bitwy. Widać stąd było naszych, biegnących z powrotem, z ciałem Patroklosa na wysoko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]