[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Andrea krzyknęła przeciągle, chwilę trwała nieruchomo, a potem opadła
na dywan.
Blake położył się obok niej. Czule gładził ją po głowie i delikatnie
całował rozgrzane policzki.
- Blake - szepnęła - ja...
Przerwał jej natrętny dzwonek do drzwi. Dzwięk ten miał działanie
podobne do zimnego prysznica.
- Blake, nie zaprosiłeś chyba nikogo na śniadanie - mruknęła Andrea
zażenowana. Spojrzała na niego błyszczącymi oczami, w których jeszcze tlił
się ogień namiętności.
- Zignorujemy po prostu ten dzwonek - odparł spokojnie. Niestety, za
chwilę rozległ się w holu głos Evelyn Everett.
Blake zaklął i zerwał się. Nie mógł dopuścić do tego, żeby macocha
weszła tu na górę. Zbiegł szybko po schodach.
Andrea ubrała się w pośpiechu. Schodziła wolno, powtarzając sobie, że
jest dorosłą kobietą i nie musi się wstydzić swojego postępowania.
Evelyn Everett przerwała dyskusję z Blake'em ujrzawszy Andreę w
drzwiach salonu.
- Dzień dobry, pani Everett - powiedziała uprzejmie dziewczyna.
RS
67
- Ach, panna Winslow! - ucieszyła się zjadliwie Evelyn. - Widzę, że
bardzo się pani przykłada do pracy. Poznała już pani zapewne Blake'a od
każdej strony.
Andrea zarumieniła się lekko, nie dała się jednak wytrącić z równowagi.
- Mam nadzieję, że udowodni to książka, którą razem piszemy.
- Książka, naturalnie! - syknęła pani Everett. - Naśladuje pani we
wszystkim swoją babkę. Dobrze pamiętam, jaką miała opinię. Jako mała
dziewczynka słyszałam rozmowę rodziców na temat Gilberty Winslow.
Dziwili się bardzo, jak mogła pojechać do Europy z mężczyzną, który nie
był jej mężem. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, jak mówi stare przysłowie.
- Dosyć już tego, Evelyn! - Blake przerwał jej ostro.
Niczym nie zrażona zwróciła się do pasierba: - Jak już mówiłam, nie
chciałam ci przeszkadzać we wczorajszym przyjęciu i dlatego przyniosłam
te papiery dopiero dzisiaj. Justin dal mi je przed odjazdem na lotnisko.
Prosił, abyś je przejrzał i zadzwonił do niego do hotelu w Chicago, zanim
zapadnie ostateczna decyzja o tej fuzji.
Everettowie zagłębili się w rozmowę o planowanej decyzji i jej
ewentualnych konsekwencjach, wobec czego Andrea wycofała się do
sypialni Blake'a. Nie była jeszcze w tym pokoju. Jego wystrój
jednoznacznie mówił, że to sypialnia mężczyzny. Szerokie łóżko pokrywała
kapa w ciemne geometryczne wzory. Poza łóżkiem w pokoju znajdowała się
duża komoda i wygodny fotel.
Andrea usiadła w nim i zaczęła przeglądać magazyn poświęcony sztuce.
Znalazła w nim reprodukcję  Tancerek" Degasa. Uśmiechnęła się
przypomniawszy sobie niedawne słowa Blake'a.
Powędrowała wzrokiem ku fotografiom ustawionym na nocnym stoliku.
Jedna z nich przedstawiała Ginę Sorrenti z dwoma małymi chłopcami.
Serce Andrei ścisnęło się boleśnie. Co takiego powiedział Blake dziś
rano w Chińskiej Dzielnicy?  Chciałbym, aby moi synowie mieli podobne
dzieciństwo". Przemknęło jej przez myśl pytanie, czy czarnowłosa kobieta
nie jest przypadkiem matką jego dzieci. Jeśli tak było w istocie, to
niepotrzebnie robiła sobie jakiekolwiek nadzieje na wspólne życie z
Blake'em. Gina będzie przecież zawsze stała między nimi.
Odstawiła fotografię na miejsce i wróciła do salonu.
Evelyn już sobie poszła, Blake zaś stał przy oknie zamyślony.
Odwrócił się słysząc jej kroki. - Evelyn zachowuje się czasem poniżej
wszelkiej krytyki. Mam nadzieję, że nie przejęłaś się nią zanadto.
Andrea wzruszyła ramionami. - O żadnym z Everettów nie mogę
powiedzieć, aby grzeszył nadmiarem taktu.
RS
68
Blake spochmumiał. - Co to ma znaczyć?
- Możesz sobie dowolnie zinterpretować moje słowa - odrzekła zimno.
Chciał ją złapać za ramiona, ale wymknęła mu się zręcznie.
- Andreo, co stało się z tobą w czasie tych pięciu minut?
- Nic - powiedziała. - Uświadomiłam sobie tylko, że nie spytałeś mnie,
czy będę nadal pracować nad twoją książką, czy nie.
- Myślałem, że sprawa jest już przesądzona. Jeśli nie wczoraj wieczorem,
to dzisiaj rano...
- Wszystko jest dla ciebie takie oczywiste, Blake - rzekła rozżalona. -
Otóż zdecydowałam, że dokończę tę książkę, ale na swoich warunkach.
- A jeśli ja się na nie nie zgodzę? - zapytał na pozór lekko, ale nerwowe
drganie jego warg zdawało się temu zaprzeczać.
- Wtedy zrezygnuję z pracy dla ciebie i zajmę się pisaniem własnej
książki. Martin Jameson jest zainteresowany wydaniem biografii Gillie.
W jej głosie zabrzmiała nieskrywana duma. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl