[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się dobrze zakamuflowana, a ten bezimienny strach wiszący nade mną ciągle kazał mi wierzyć, że kamuflaż to bardzo ważna
rzecz. Dlaczego? Nie wiedziałam. Byłam jedną wielką zagadką, nawet dla samej siebie.
Nagle zdałam sobie sprawę, że ktoś stoi nad mną od dłuższego czasu. Jak powiedziała Meriwether, w miasteczku nie
dzieje się zbyt wiele, a sldep Maclntyre'a to już całkiem dogorywał - prawie nie było klientów, krótko mówiąc. Dotarło do
mnie, że jednak ktoś tu jest. Wyczułam go, jego energię, chociaż nie usłyszałam dzwonka u drzwi.
Zebrałam parę pustych kartonów i poszłam na tył sklepu, zaglądając w każdy kąt.
Okazało się, że to ta gotycka punkowa, którą widziałam już dwa razy. Wpadałam na nią, bo to zacofane miasteczko było
takie maleńkie, że chcąc, nie chcąc, ciągle wpadało się na te same osoby.
Zerknęła na mnie, z typowym bezczelnym wyrazem twarzy, a ja zachowywałam się tak, jakbym jej nie poznała. Ale
obserwowałam ją w okrągłym lusterku na końcu przejścia i zauważyłam, że wsuwa do kieszeni lakier do paznokci.
Westchnęłam i wyrzuciłam kartony przy koszu na śmieci.
Kiedy wróciłam, czekała niespokojnie przy ladzie. Pan Maclntyre pomagał starszej kobiecie na zapleczu, która odbierała
leki, więc wymamrotałam krótką modlitwę, żebym umiała uruchomić tę głupią kasę, i podeszłam.
Stary Mac dał mi kilka wskazówek na temat obsługi klienta, ale że był jedną z najokropniejszych osób, jakie znam, nie
zawracałam sobie nimi głowy.
Wzięłam to, co dziewczyna wyłożyła na ladę, i zaczęłam wciskać guziki na kasie, w nadziei że robię to dobrze. Lakieru do
paznokci nie było.
Wrzuciłam pozostałe rzeczy do plastikowej torby.
- Dobra, lakier.
- Co? - Dziewczyna była miła. Prawie przekonująca mina niewiniątka, do tego wojowniczy błysk w oku i większość ludzi
by się wycofała.
- Lakier do paznokci, który zakosiłaś - powiedziałam rzeczowo. - Oddaj go.
- Nie zakosiłam żadnego lakieru do paznokci! - Jej twarz przybrała bojowy wyraz.
- Wiesz, zle się do tego zabierasz. - Pokręciłam głową. - Gwizdnęłaś dwie butelki lakieru do paznokci, a i tak był na
wyprzedaży: kupujesz jeden, drugi gratis.
A zapłaciłaś pełną cenę za zestaw cieni Pixi Lumi Lux, który jest niewiele większy, a kosztował trzy razy tyle. Powinnaś
ukraść cienie do powiek, a zapłacić za lakier. Phi. Dziewczyna gapiła się na mnie.
- Jeśli już zamierzasz kraść, to kradnij coś, co nie jest na wyprzedaży - ciągnęłam. Miło było pouczać kogoś, a nie samemu
być pouczanym. - Niech to będzie warte zachodu, kapujesz? A teraz oddaj lakier. Każę ci za niego zapłacić, żebyś miała
nauczkę. A następnym razem może najpierw pomyślisz.
Wyciągnęłam rękę i czekałam.
Dziewczyna wlepiała we mnie oczy, potem rozejrzała się po sklepie, szukając Starego Maca albo kamer. Wyraznie zbita z
tropu, wsadziła dłonie do kieszeni dżinsów, wyjęła dwie butelki 1'Oreala i odstawiła je na ladę.
- Co teraz? Wsypiesz mnie? - Miała lekko wysuniętą szczękę, a oczy w ciemnej oprawie wyglądały surowo.
- Teraz skasuję cię za lakier - powiedziałam, wybijając cenę na kasie. - Już dałaś mi kartę i właśnie z niej ściągają forsę.
- Zakażesz mi wchodzić do sklepu? - Chwyciła torbę i spojrzała na mnie z miną, która, jak przypuszczałam, była jedną z
trzech jej min: przekorną.
Rany, kogo ona mi przypomina? Niech pomyślę.
- Nie. - Prychnęłam. - Od samego rana nie miałam takiej rozrywki.
- Kto ty jesteś? - Wyglądała tak, jakby nie zamierzała pytać.
- Nastasya. Dla przyjaciół, Nasty.
- Dray - powiedziała po chwili. - Skrót od Andrea, ale to obciachowe imię, więc go nie używam. - Uderzyła się w pierś.
- Dla przyjaciół: Ej, suko".
- Miło cię poznać, suko. - Wyciągnęłam dłoń. Chyba chciałam. Po tej całej dobroci, wydobywającej się z porów
wszystkich mieszkańców River's Edge, odrobina dobrej przestępczości w starym stylu była orzezwiająca.
- Miło cię poznać, Nasty. - Uścisnęła moją dłoń.
********
- Jak było w pracy? - Pytanie River, dość niewinne, sprawiło, że wszyscy w mojej części stołu podnieśli wzrok i zamilkli.
- Chyba jutro znowu pójdę - odparłam, wbijając widelec w jedzenie.
Poczułam zaskoczenie, uniosłam głowę i zobaczyłam, że Neli na mnie patrzy. Było to niemal tak, jakbym w głowie
słyszała jej drwiący głos: Naprawdę pozwolą ci przyjść znowu jutro?"
Ale na głos nic nie powiedziała. Zastanawiałam się, czy po prostu wyobrażam sobie coś, czy moje rozbudzone magyiczne
zmysły stają się coraz bardziej czułe. Pewnie to pierwsze.
- To dobrze - powiedziała River, a biła od niej tak jawna szczerość, że poczułam się niemal zakłopotana. - Och,
słuchajcie, dzisiaj nów, nie zapowiadają deszczu, więc ten, kto chce, może po kolacji dołączyć do kręgu...
Większość osób skinęła na znak zgody. Ja chciałam się schować. Jeszcze nie doszłam do siebie po wstrząsających
rewelacjach z zeszłego wieczoru i jakoś zabawianie się dziś wieczorem magyią wydawało mi się wyjątkowo niebezpieczne.
Zaczęłam myśleć o sensownej wymówce, ale nagle dopadła mnie niewygodna myśl: spędziłam czterysta pięćdziesiąt lat na
robieniu uników. Unikałam wiedzy. Unikałam magyi, mocy i wszystkiego, co związane z moim dziedzictwem. Usiłując
unikać bólu. Udając, że wszystko jest nieprawdziwe, nierealne.
Jestem tu, bo nie chcę już dłużej taka być, prawda? Nieunikniony logiczny wniosek: od tej pory muszę zacząć stawiać
czoło różnym sytuacjom.
Nienawidzę logiki.
Ale pewnie powinnam podjąć jakieś ryzyko - takie niezwiązane z modą. Tylko że, choć rzadko brałam udział w kręgach,
zawsze to niezle odchorowywałam. Z drugiej strony, tutaj była River, a ja jej... ufałam. Dość niesamowite.
Wtedy zauważyłam, że Reyn skinął głową. A Neli, widząc reakcję Reyna, szybko zrobiła to samo. To przesądziło. Mam
pozwolić, żeby minęła mnie taka okazja? Jak Oskar Wilde, mogę oprzeć się wszystkiemu oprócz pokusy.
- Ja też - wypaliłam bez namysłu i natychmiast przeszył mnie niczym laser wzrok Neli. To znaczy, jeszcze nie jestem
dobra.
Rozdział 16
Więc też idziesz? - River uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. Gdybym nie była tak wycofana emocjonalnie,
ujęłabym ją jak przyjaciółka i cieszyła się ciepłem, zażyłością i tak dalej. Ale że jestem sobą, zignorowałam ją i zacisnęłam
sobie mocniej apaszkę wokół szyi. Jak do tej pory River nie pytała mnie o nic więcej na temat ośmiu domów ani mojej
reakcji, ani mojego pochodzenia, a ja sama się nie wyrywałam. Nie wiedziałam, jak długo pozwoli mi się z tym kryć.
Liście chrzęściły nam pod stopami; chłodny wiatr owiewał nasze kostki. Jak powiedziała River, księżyc się schował i na
zewnątrz było tak ciemno, jak w dzisiejszych czasach może być ciemno tylko na zupełnym odludziu. Dwieście lat temu
gwiazdy były o wiele bardziej wyraziste, a niebo zatłoczone migoczącymi punkcikami. Nerwowo zacisnęłam mocniej
apaszkę na szyi, rozglądając się dookoła. Za, na przykład, wilkołakami. Rekinami lądowymi. Za czymś czającym się w
ciemności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]