[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystko moja wina. - Nie odpowiedziała, a on dodał jeszcze: - Nie żałuję tego. Je-
steś bez wątpienia najsłodszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek pocałowałem.
W ciemnościach przewróciła oczami.
Słodka! %7łałosne. Wcale nie chciała być słodka. To oczywiste, że on woli
atrakcyjne doświadczone kobiety, takie jak jego kuzynka Nadia. Czy jeśli nie od-
powie, książę uzna, że zasnęła?
- Dobranoc, Abby. Do zobaczenia rano - szepnÄ…Å‚.
Leżała cicho jak myszka, a łzy ciekły jej po policzkach. Już wcześniej była w
sytuacji nie do pozazdroszczenia, a teraz zrobiła, co w jej mocy, by ją jeszcze po-
gorszyć. Zadurzyła się w księciu po uszy. Gratulacje, droga Abby, idiotka z ciebie.
Otarła oczy, starając się nie pociągać nosem. Potem pozwoliła sobie na po-
wrót do magicznej chwili. Jego głos, jego dotyk, jego pocałunek. Gregor ją ostrze-
gał, by się nie angażowała. Czy to właśnie miał na myśli? Przemożne i bolesne
pragnienie posiadania cudzego ciała, dopełnienia go własnym. A jednak to się nie
może zdarzyć. Nigdy, przenigdy.
Abby miała kolorowe sny. Mychale pocałował ją znowu, a ona unosiła się w
powietrzu nad łóżkiem. Czysta magia. Potem wyciągnął do niej rękę. Powiedział:
Zostań". Patrzył na nią w taki sposób, że mogłaby mu wszystko obiecać. Po dru-
giej stronie pojawił się Gregor. Tylko się nie zakochuj w księciu", ostrzegł. Przez
sen wiedziała, że ma rację.
- Na pewno się nie zakocham - obiecała.
Nagle obudziła się gwałtownie i poderwała na równe nogi. Mychale stał nad
niÄ….
- Co się stało?
- Brianna się obudziła. Myślę, że powinnaś wstać.
To wystarczyło, by Abby otrząsnęła się z resztek snu.
R
L
Wyjęła dziewczynkę z szuflady, mówiła do niej i kołysała ją na rękach. My-
chale zapalił małą latarkę.
W jej przytłumionym świetle pokój wydawał się całkiem przytulny.
- Wracaj do łóżka - poleciła, patrząc na niego nad przytuloną do piersi główką
dziecka.
Ciemne potargane włosy spadały na czoło mężczyzny, oczy lśniły jak dia-
menty. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy i wyglądał niewiarygodnie seksow-
nie, ale za żadne skarby nie mogła mu tego powiedzieć.
- Jak siÄ™ czujesz?
- Normalnie. Myślę, że nie musisz się o mnie martwić.
- Napady pojawiały się nagle, bez zapowiedzi.
- Jestem trochę słaby, ale już nie mam wrażenia, że stoję na skraju przepaści.
Wyzdrowiałem. Dzięki tobie.
Zaczerwieniła się, a on się uśmiechnął. Nie ma w niej cienia fałszu, za co ją
uwielbia. Jak pięknie wygląda w swojej cienkiej koszulce, z jasnymi włosami, które
spływają po plecach jak złocisty jedwab.
- Mówiłaś przez sen.
- Niemożliwe.
- Bardzo interesujÄ…ce rzeczy.
- Nie da się kontrolować snów - broniła się, tuląc do siebie dziecko. - To nic
nie znaczy.
- SkÄ…d wiesz?
- Nie wiem. No dobrze. Powiedz mi, bo widzę, że nie możesz się powstrzy-
mać. Co takiego powiedziałam?
Zawahał się. Teraz żałował, że zaczął się z nią droczyć. Nie powinien poru-
szać tego tematu. Za pózno.
- Powiedziałaś, że się nie zakochasz. - Pilnie obserwował jej reakcję. - I byłaś
nieugięta.
R
L
- Co w tym złego? - spytała obojętnie, masując plecy niemowlęcia, ale zdra-
dzały ją czerwone policzki.
- Nic złego. Po prostu interesujące.
- Myślisz, że zyskałeś głęboki psychologiczny wgląd w moją podświado-
mość? - skomentowała sarkastycznie. - Powiem ci więcej. Nie pozwolę sobie na
coÅ› tak irracjonalnego jak zakochanie siÄ™. Jestem odpowiedzialna za dziecko. Mu-
szę je wychować i to stanowi mój priorytet. Nie dam się sprowadzić z prostej
ścieżki na manowce.
- Stawiasz znak równości między zakochaniem się a zejściem na manowce?
- Oczywiście. Po zejściu z prostej drogi zawsze można sobie rozbić głowę o
drzewo.
- Abby, jesteś jedyna w swoim rodzaju. - Było w jego słowach tyle czułości,
że musiała się odwrócić, by nie okazać, jak bardzo ją wzruszył. - Powiedz mi jedno.
Czy kochałaś ojca Brianny?
- Nie.
Nie było w niej cienia wahania. Uśmiechnął się. Z jakiegoś powodu to za-
przeczenie uczyniło go szczęśliwym. Nie był pewien, dlaczego.
- Więc o kim myślisz, gdy się tak bronisz przed miłością? - zażartował, pe-
wien, że zna odpowiedz.
Nie docenił jej. Stanęła, przymknęła oczy i po krótkiej chwili potrzebnej, by
policzyć do dziesięciu, spojrzała mu prosto w oczy.
- O tobie, oczywiście. Nie chcę się zakochać w tobie.
Można by pomyśleć, że miał czas przywyknąć do jej prostolinijności, że nie
powinna go dziwić, jednak za każdym razem go zachwycała. Jest taka ożywcza. I
za każdym razem myślał, jak bardzo lubi Abby.
- Nie martw się. Niedługo wyjeżdżam, a dobrze wiesz, że nie można się za-
kochać w dwa czy trzy dni.
- Kto tak twierdzi?
R
L
- Ja. - Oblizała wargi, jakby nagle jej zaschło w ustach.
- A co z miłością od pierwszego wejrzenia?
- Można ją włożyć między bajki. To tylko zauroczenie.
Zbliżył się do niej z półuśmiechem i zmysłowo przymrużonymi powiekami.
Może to tylko prowokacja, ale atmosfera stała się niebezpiecznie erotyczna.
- A co jest złego w zauroczeniu i flircie między przyjaciółmi? - spytał z nutką
sugestii.
- Natychmiast się cofnij. Obiecałeś, że nie będziesz mnie uwodzić i proszę,
żebyś dotrzymał słowa.
- Dlaczego miałbym dotrzymać tak głupiej obietnicy? - zdziwił się szczerze.
- Bo jesteś Montenevadą. Bo honor rodu jest dla ciebie ważny. Bo jesteś
człowiekiem z charakterem.
Zatrzymał się jak wryty i popatrzył na nią z niedowierzaniem. Te słowa
brzmiały jak echo sprzed wielu lat. Podobne rzeczy mówiła mu matka. Uświadomił
sobie, że Abby wygrała to małe starcie.
Charakter to jeden z tych uciążliwych atrybutów, które na ogół utrudniają do-
brą zabawę, ale jest oczywiste, że tym razem dziewczyna nie ustąpi.
- NaprawdÄ™?
- Jeśli jeszcze nie jesteś tego pewien, to powinieneś nad nim popracować. Je-
steś jednym z naszych władców. To zobowiązuje.
Drgnął, jakby trafiła w słaby punkt, ale osiągnęła efekt nieco inny od zamie-
rzonego.
- Tu siÄ™ mylisz. Moi bracia rzÄ…dzÄ… krajem. Ja jestem tylko genetycznÄ… rezerwÄ…
na wypadek, gdyby nie mieli synów.
R
L
ROZDZIAA ÓSMY
Brianna się obudziła i nie miała zamiaru zasnąć. Patrzyła z zaciekawieniem na
świat swoimi dużymi niebieskimi ślepkami i marudziła, gdy otoczenie nie poświę-
cało jej wystarczająco dużo uwagi.
- Potrzymaj ją. - Abby ulokowała małą na rękach księcia.
- Nie wydaje mi się, że to dziecko chce towarzystwa mężczyzny - zaprote-
stował słabo, trzymając niemowlę, jakby było ze szkła.
- Zaraz wracam. Muszę jej podgrzać mleko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]