[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciemno i padał deszcz. Wyciągnęłam rękę po zdjęcie Mateusza, ucałowałam je i szepnęłam
do niego zanim schowałam je pod poduszkę:
- Liczę na ciebie&
Kilka chwil potem pogrążyłam się we śnie&
Spojrzałam na zegarek. Była godzina dziesiąta rano. Stałam na przystanku pod wiatą.
Padał deszcz. Rzekłabym nawet, że lało jak z cebra. Byłam ubrana w długi szary płaszcz,
czarne dżinsy i czarne adidasy. Było mi zimno. Wokół mnie ani jednego żywego ducha. Woda
51
lała się po bokach ulicy. Mgła otulała otaczający mnie krajobraz. Niespodziewanie ktoś złapał
mnie za ramię.
- Dzieo dobry, Aniele. usłyszałam ciepły, męski głos.
- Mateusz! Boże, jak ty mnie przestraszyłeś&
- Przepraszam, nie miałem takiego zamiaru. A tak na marginesie& Zlicznie wyglądasz.
- Co to za miejsce?
- To twój sen, ty powinnaś to wiedzied.
- Nie znam go&
- Znasz. Musisz znad. To właśnie tutaj&
- Czekaj. przerwałam mu. Za mną są tory kolejowe, prawda?
- Zgadza się. Tam właśnie zginęli twoi rodzice.
- Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?
- To ty wybrałaś to miejsce. Musiałaś o nim myśled dzisiejszego dnia.
- To prawda. Myślałam o nim od jakiegoś czasu& - zamilkłam.
Towarzysz rozłożył ogromny czarny parasol, objął mnie i szepnął:
- Tutaj nikt cię nie skrzywdzi. Chodzmy do restauracji, usiądzmy i spokojnie
porozmawiajmy.
- Dobrze. zgodziłam się bez żadnego oporu.
Miałam wrażenie, że czas tutaj w ogóle nie płynie. Mateusz zakrywał mi widok na tory
kolejowe, chod wiedziałam, że restauracja do której idziemy znajduje się tuż obok nich.
Budynek, który przed sobą ujrzałam był niewielki i ceglany. Z komina unosił się dym. W
małych okienkach nie wisiały żadne firany ani zasłony. Aby wejśd do środka trzeba był wspiąd
się po niewielkich schodkach i przejśd przez stare drewniane drzwi.
52
W restauracji było kilka niewielkich okrągłych stoliczków. Przy małym barze stała
dziewczyna z krótkimi rozpuszczonymi blond włosami. Była ubrana w czarny podkoszulek i
niebieskie dżinsy. Witała każdego z gości uśmiechem.
Wybraliśmy miejsce pod oknem. Po chwili podeszła barmanka.
- Dzieo dobry. Chcą paostwo zobaczyd menu czy od razu coś zamawiają?
- Poproszę szklankę wody gazowanej odparłam.
- Dla mnie to samo. dorzucił Mateusz.
Po chwili blondynka pojawiła się z naszymi napojami i znów szybko znikła.
- O co w tym wszystkim chodzi? zapytałam towarzysza.
- O które pytasz?
- O malfattorów i walkę z nimi.
- Ach& Czytałaś kiedyś list od Agathy, pierwszej osoby ze Znakiem?
- Pierwszy raz o niej w ogóle słyszę&
- Agatha była osobą dośd ekscentryczną. Wierzyła w to, że Bóg ześle kiedyś na ziemię
półanioła, półczłowieka. Prości ludzie chcieli spalid ją na stosie za głoszenie herezji, jednak
pewien młodzieniec uratował ją i trafiła do pierwszej Szkoły Deszczu. Spisała swoje wizje na
temat cudownej postaci i walki, która nastąpi tuż po jej przyjściu. Pisała o tobie, Kamilo.
Zamarłam. Kochanie, przed tobą wielka misja. Musisz byd silna i nie dad sobą
manipulowad. Nigdy. Słowa mojej mamy rozległy się w mojej głowie niespodziewanie.
Powtarzała mi je co roku w moje urodziny kiedy siedziałyśmy na podwórku i podziwiałyśmy
gwiazdy. Wiedziałam, że jestem inna niż wszyscy benefattorzy. Wiedziałam, że płynie we
mnie krew silniejsza, czystsza. Jednak dopiero teraz zaczynałam odkrywad tajniki tej inności.
53
Nagle sen się urwał. Usiadłam na łóżku słysząc stukanie w okno. Podeszłam do niego i
odsunęłam zasłony, jednak nic nie zobaczyłam. Trochę mnie to poirytowało. Tuż po tym na
niebie pojawił się grozny piorun.
- Szlag, teraz wszyscy będą wiedzied, kiedy jestem nie w humorze. powiedziałam
sama do siebie i w tym samym momencie uderzył drugi piorun.
Zła wróciłam do łóżka. Kilka minut pózniej rozległo się ciche pukanie do drzwi.
Spojrzałam na zegarek wskazywał trzecią trzydzieści.
- Jeśli to znowu jakieś omamy, to wynoszę się z tej szkoły. szepnęłam.
Otworzyłam drzwi. Mina Mateusza zmieniła się gwałtownie zobaczyłam strach w jego
oczach.
- Coś się stało? zapytałam widząc jego oczy, które mówiły wiejmy stąd!
- Chcesz kogoś zabid? spytał niepewnie.
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy?
- Masz minę mordercy&
- Nie gadaj głupot tylko wchodz. rozkazałam po czy roześmiałam się cicho, ale
wesoło.
- Jest zle. wyszeptał. Ktoś podrzucił pod szkołę martwe niemowlę z wyrytym twoim
imieniem na czole. zrobił krótką pauzę. Ktoś chce cię zabid.
- Ale mi to nowina& - odparłam, po czym za oknem rozległ się szyderczy śmiech.
54
Rozdział 8.
Jego śmiech, pełen nienawiści,
Niosący zapach krwi.
Zagrzebany w piekle przez setki lat,
Dziś stoi przede mną ubrany w szatę śmierci.
- Znam ten śmiech& - powiedziałam bardziej do siebie niż do Mateusza, który stał
obok mnie przerażony. To Bil. Nie rozumiem tylko jakim cudem dostał się tutaj. Trudno
znalezd to miejsce malfattorom.
Za oknem powiał wiatr. Dołączyło do niego ciche szuranie, co oznaczało, że władca
piekieł odchodzi.
- Ubierz się. Muszę ci coś pokazad. rzekł towarzysz, który najwidoczniej doszedł już do
siebie.
Jego męstwo i opanowanie zaczęło mnie przerażad, ale też z drugiej strony zdumiewad.
Był spontaniczny, ale do wielu rzeczy podchodził z dystansem. Rozważny, albo naiwny jak
dziecko. Kryła się w nim jakaś tajemnicza siła, która w żaden sposób nie mogła znalezd ujścia.
Zabrałam z szafy czarne dżinsy i różowy top. Obmyłam w łazience twarz, założyłam
czyste ubrania i gotowa do pójścia za Mateuszem stanęłam w otwartych drzwiach.
- Domyślam się, że to, co masz mi do pokazania jest poza internatem?
- Zgadza się. Lepiej przygotuj się na długą wędrówkę.
Moim oczom ukazał się obraz zapierający oddech w piersi. Było ciemno, jednak księżyc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]