[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak mógłbyś pozwolić na to, żeby stała się zdobyczą kogoś innego? Zwłaszcza d Aulonai. No
jazda. Toni. nakręcaj kapitana!
Kapitana już nie trzeba było nakręcać. Jego wściekłość roiła w oczach. Z tego by wynikało,
że istotnie na statku szykował się bunt, a służba bezpieczeństwa wewnętrznego doniosła o tym
Morganowi.
D Aulonai rzucił Morgan do mikrofonu beznamiętnym głosem przyjdz do
laboratorium. Jesteś mi potrzebny. Karaccoli! Zajmij jego miejsce na wachcie. Hook! Wez pod
kontrolę salę restauracyjną. Pilnuj, żeby ci, którzy się popili, nie wychodzili do innych
pomieszczeń. Misson! Trzymaj paluchy na klawiszach i bądz przygotowany na każdą
niespodziankę.
Wydawał rozkazy z prędkością karabinu maszynowego. Potem odwrócił się do Jasona i
Howarda.
Teraz idziemy. Wszyscy razem. Chcę, żebyście to widzieli.
Co właściwie mieli zobaczyć, tego Morgan nie wytłumaczył. ale na pewno warto będzie
popatrzeć. Laboratorium mieściło się w tym samym pokoju, gdzie Jason oprzytomniał po tym, jak
się znalazł na statku. Tylko teraz nie było tu mebli ani żadnego przedmiotu.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, Morgan wyciągnął z pochwy swoją szablę i podał ją
Howardowi.
Sprawdz, Toni, czy przypadkiem nie stępiała.
Ależ skąd, Henry zapewnił Howard. Dokładnie przyjrzał się ostrzu jedynym okiem, a
potem z profesjonalną ostrożnością dotknął ostrej krawędzi palcem. Przecież dopiero wczoraj
ostrzona. Masz najlepszą broń na statku.
Morgan odebrał szablę i zanim zdążył schować ją z powrotem do pochwy, przez drugie
drzwi pewnym krokiem wszedł d Aulonai.
Obecność Jasona wcale go nie ucieszyła, ale przecież jeden z najgrozniejszych piratów
wszechświata nie mógł po prostu odwrócić się i odejść!
Co się dzieje? zapytał uprzejmie.
To ja chciałem cię zapytać, co się dzieje słodko wyjaśnił Morgan.
D Aulonai milczał.
Zdaje się, że nastajesz na żonę naszego nowego przyjaciela. 1 nawet ze mną się nie
naradziłeś, mam rację?
Nie do końca. Henry. Chcę ją dostać zgodnie z prawem flibustierów. Przecież
odstąpiłem mu swoją kobietę.
Teraz d Aulonai nie mówił tak pewnie, jak przedtem. A Morgan natychmiast zniweczył
jego pewność siebie.
Nie ma takiego flibustierskiego prawa! wściekle ryknął przywódca. I ty dobrze o tym
wiesz, Francois! Może w twojej zapadłej wsi Nau na planecie Lyon panowały takie dzikie
porządki! Tam mogliście wymieniać się babami jak popadnie! Ale tutaj na razie ja rządzę! I bez
mojego rozkazu żadnej kobiety nikt nikomu nie oddaje! Tak jak żaden z was nie wezmie ani jednej
kredytki ponad to, co mu się należy i nie wypije zbędnego kieliszka rumu! Bezwarunkowe
posłuszeństwo to jedyna rzecz, która może nas uratować !
Z każdym zdaniem wrzeszczał coraz głośniej. Potem nagle zamilkł i po chwili dodał cicho:
A ty, Francois, w ogóle tego nie rozumiesz. Jeszcze jedna ważna rzecz do ciebie nie
dotarła: teraz, kiedy wszyscy wysłuchali naszej rozmowy, już nikt nie będzie cię bronił.
Przy tych słowach d Aulonai zaczerwienił się jak burak, żeby po chwili zblednąć. Było to
tak dziwne zjawisko, że Jason nawet przestał patrzeć na kapitana. Odwrócił się dopiero, kiedy
usłyszał jeszcze ciszej wypowiedziane zdanie:
To wszystko, Francois. Nie jesteś mi więcej potrzebny.
Ręka trzymająca szablę uniosła się lekko i szybko, jak dłoń u dyrygenta z batutą, a opadła
jeszcze szybciej, tylko tym razem ciężko i z obrzydliwym mlaśnięciem. Opadła na szyję d Aulonai.
Głowa flibustiera, który przecenił swoje możliwości, potoczyła się w stronę ściany, żeby od razu
zniknąć w otworzonej na moment czarnej dziurze. Widok był przerażający. Ciało pozbawione
głowy walało się w ogromnej kałuży krwi.
A jego koledzy... zaczął Jason, ale przypomniał sobie, i ich rozmowa jest
transmitowana na cały statek, i zamilkł.
Zwietne pytanie! ucieszył się Morgan, który od razu zrozumiał, o co chciał zapytać
Jason. Jego koledzy teraz nas słuchają Hej, chłopcy... dobrze słyszycie głos swojego kapitana?
No to w upijcie za nasze sukcesy. Przed chwilą zabiłem Francois d Aulornai. który zhańbił prawo
flibustierów swoimi brudnymi pomysłami. Pamiętajcie, że Francois, jako pierwszy zastępca, miał
duży udział w naszej zdobyczy. Teraz zostanie podzielona między wszystkich! Hura. bracia moi!
Hura!
Nawet przez dzwiękoszczelne ściany laboratorium dotarł daleki radosny ryk załogi
Konkwistadora . A może Jasonowi tylko tak się wydawało?
Zazwyczaj sprzątaniem trupów zajmują się u nas więzniowie albo ukarani bojownicy
poinformował Morgan, patrząc znacząco na Jasona. Ale dzisiaj zlecę tę pracę automatycznym
sprzątaczom.
Jason wracając do Mety ledwo poruszał nogami. Czuł się jak wyciśnięta cytryna, jakby
przed chwilą przeciwstawił się tuzinowi odważnych wojowników albo odbył długi i trudny seans
telekinezy. A co zrobił w rzeczywistości? Nic takiego. Po prostu przeżył! kolejny atak strachu i
beznadziei. Ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Był górą, tak jak chciał. Rozum mu to mówił,
ale... co z tego, kiedy brzydził się sam siebie? Czuł się brudny i nie wiedział dlaczego.
Nagle zrozumiał. To było takie proste.
Jason dinAlt po raz pierwszy w swoim życiu zabił wroga obcymi rękami.
10
Planeta miała dziwną nazwę: Radom. Sądząc po biegłym esperanto radiooperatorów, była
jednym z dobrze zachowanych odprysków starożytnego ziemskiego imperium. Toni Howard miał
rację: Morgan nie tylko nie wypuścił więzniów na spacer po powierzchni nowej dla nich planety,
ale także poprosił Jasona, by nie wtrącał się do rozmów z Radomianami, jak nazywał tubylców, i
żeby nie chodził po statku bez zezwolenia, jeżeli nie chce znowu zostać zamknięty w kajucie albo
laboratorium. Jason nie sprzeciwiał się. To, że pozwolono im zobaczyć pole startowe po tamtej
stronie, było dużym osiągnięciem.
Ciężki krążownik umieszczono na gigantycznej platformie i zaciągnięto przez cały port
kosmiczny do odosobnionego doku, widocznie w celu przeprowadzenia profilaktycznego przeglądu
i tankowania. Wśród wielu lądujących na Radomie statków Jason zauważył kilka noszących znane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]