[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Sądzę, że damy radę sami z Lucasem. Powinniśmy go znalezć. Dla
pewności.
Siedziałyśmy przez parę minut w milczeniu. Wpatrywałam się w
budynek, bo nie chciałam patrzeć już więcej w niczyje oczy. Nie chciałam
zobaczyć współczucia czy obrzydzenia.
- Dziecinko?
Odwróciłam głowę.
- Mamo...
- Wiem, że nie jesteś dzieckiem. - Przytuliła się do mnie. - Ale
zawsze będziesz moim dzieckiem. Bardzo cię przepraszam, że nie
powiedziałam ci prawdy.
- W porządku, mamo.
Nie wiem, jak to się stało, ale w następnej chwili ściskałam ją
mocno, że ledwo mogłam oddychać. Płacz też mi tego nie ułatwiał. Mama
też płakała, a im bardziej płakała, tym mocniej mnie obejmowała.
Zrozumiałam, że kiedy naprawdę jej potrzebowałam, była przy mnie.
W końcu odsunęłam się i zaczerpnęłam tchu.
- Ostatnio stale zachowuję się jak dziewczyna. Mama uśmiechnęła
się, zakładając mi włosy za ucho.
- Zawsze uważałaś, że musisz być twarda.
- To jaki on był, to znaczy, mój ojciec?
- Słuchajcie, zostawię was same - szepnęła Kayla.
Mama machnęła ręką.
- Nie, możesz zostać. Powinnaś tego posłuchać. I ty też, Lindsey.
Możesz przestać się czaić.
- Wyczułaś ją - stwierdziłam.
- Oczywiście - zgodziła się mama, jakby nie było to nic wielkiego.
Po chwili na jej twarzy odmalowało się zakłopotanie, gdy przypomniała
sobie, że ja nigdy nie będę mogła odróżniać innych po ich zapachu. -
Brit...
- W porządku, mamo. Muszę nauczyć się akceptować siebie taką,
jaka jestem.
- Nie chciałam wam przeszkadzać. - Lindsey przyklękła przede mną.
Przyciągnęłam ją do siebie na chwilę. Długie uściski wywoływały
łzy.
- Dzięki za dochowanie tajemnicy.
- Hej, nie ma sprawy, choć może lepiej, żeby ludzie się nie
dowiedzieli, że wiedziałam.
- W porządku. - Popełniła poważny błąd, oszukała klan. Wiedziałam,
że nigdy jej tego nie zapomnę.
Spojrzałam z powrotem na mamę.
- No dobrze, to co z moim ojcem? Przycisnęła rękę do serca.
- Och, Brittany. Sama nie wiem od czego zacząć. To było po mojej
pierwszej przemianie. Michael i ja doszliśmy do porozumienia, że nie
jesteśmy sobie przeznaczeni. Byliśmy po prostu przyjaciółmi. Każde z nas
poszło w swoją stronę. Pojechałam do Europy. No i poznałam Antonia.
Był Hiszpanem. Prawdziwy przystojniak. Miał cudowny akcent i
przepiękne oczy. Takie jak twoje. Był szalenie romantyczny. - Szturchnęła
mnie ramieniem. - Mówiłam już, że poznaliśmy się we Francji. Dokładnie
w Bretanii. Dlatego dałam ci na imię Brittany. Objechaliśmy razem
Europę. Zawsze słyszałam, że kiedy spotykasz przeznaczoną ci osobę,
czujesz, jakbyś dostała pięścią w brzuch. Boże, jak obrzydliwe określenie.
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie, że Connor powiedział coś
podobnego.
- Ale zakochiwanie się - kontynuowała mama rozmarzonym głosem -
jest cudowne. Jest rozłożone w czasie. Coś zrobi albo powie, a twoje serce
bije jak szalone.
Pomyślałam o Connorze, o wszystkich tych razach, kiedy mnie
rozbawiał, sprawiał, że się uśmiechałam albo tak mocno go pragnęłam.
- Ale odszedł od ciebie. Czy to dlatego, że jesteś Zmiennokształtna? -
zapytałam.
Mama pokręciła głową.
- Nie, nigdy mu nie powiedziałam. Nie miałam odwagi.
Mogłam to zrozumieć.
- Kochałam Antonia. Nadal kocham. To ten jedyny. Ale wiedziałam,
że nigdy by mnie nie zaakceptował. A potem zorientowałam się, że
zaszłam w ciążę - ciągnęła mama. - Chciałam, żebyś wychowywała się
pośród swoich, więc wróciłam. Wiem, że byłaś zawiedziona, że nie jestem
jedną z legendarnych Strażników Nocy, ale ja zawsze byłam przede
wszystkim matką. I nie żałuję tego. - Dotknęła mojego policzka. - I nie
chcę, żebyś ty czuła żal z tego powodu.
- Nie czuję. Mogłabym to zrozumieć, gdybyś mi powiedziała.
- Albo i nie. To było moje brzemię. Zresztą, kto mówi dziecku, że w
młodości był buntownikiem? Jeszcze nabrałoby ochoty.
Uśmiechnęłam się. Mama zawsze potrafiła zmusić mnie do śmiechu.
- Kocham cię, mamo.
Puściła do mnie oko, uścisnęła moją dłoń i skinęła głową. Pewnie
domyśliła się, że za chwilę znowu popłyną łzy. Nigdy nie byłyśmy
zwolenniczkami płaczu.
Nie czułam go. Nie słyszałam. Ale wiedziałam, że tam jest.
Odwróciłam się i uśmiechnęłam do Connora.
- Hej.
- Hej. - Usiadł za mną, zamykając mnie w swoich ramionach. -
Witam, pani Reed.
- Cześć. - Mama poklepała mnie po ręce. - Poszukam jakiegoś
towarzystwa w swoim wieku. Przyjechałam samochodem. Zostawiłam go
jakieś piętnaście kilometrów stąd. Znajdz mnie, jak będziesz chciała
wracać do domu.
Domyślałam się, że była jedyną Zmiennokształtną, która przyjechała
samochodem, ale była też jedyną, która miała ludzkie dziecko.
- Okej, dam znać. - Nie znałam jeszcze swoich planów Może Starsi
zamierzali umieścić mnie w areszcie domowym za podawanie się za jedną
z nich.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]