[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lód.
- Co to za szaleniec? - spytała Helle drżącym głosem.
- Dobre pytanie!
Zauważyła, że Peter zbladł i był zdenerwowany.
- Chodzmy do leśniczówki, w tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego - zdecydował.
- Powinienem chyba wezwać policję.
- Tak się boję, Peter, nie zostawiaj mnie samej!
- Nie martw się, najpierw zajmę się tobą.
Ponownie znalezli się w przytulnym mieszkaniu leśniczego. Helle stanęła bezradnie na
środku pokoju.
- Jak teraz zawiadomię Bernlandów? - zastanawiała się.
- Twoi opiekunowie będą zmuszeni trochę się pomartwić dziś w nocy. Zdaje się, że
komuś bardzo się nie podoba to, że pojawiasz się w Vildehede. Najpierw ktoś zepchnął cię z
wieży, a teraz próbował zastrzelić.
- Myślisz, że ma to coś wspólnego ze złotym ptakiem?
- Z pewnością.
- Rzeczywiście. Dopóki mieszkałam u Belli, czułam się bezpieczna, a kiedy tylko się
tu pojawiłam, od razu ktoś nastaje na moje życie.
- Zrobiło się pózno. Zawołam Zara, a potem zamknę drzwi na klucz i zasłonię okna.
Kimkolwiek był ten człowiek, który strzelał, nie domyśla się, gdzie jesteś.
Helle skinęła głową zamyślona.
- Mieliśmy szczęście, że nie poczekał, aż podejdziemy bliżej.
- Niewątpliwie.
Peter zawahał się.
- Helle, jeśli chcesz, przenocuję dziś w stodole.
- Nie, nie ma potrzeby! To wyjątkowa sytuacja. Mogę spać na podłodze.
Rozgorzała długa dyskusja. Stanęło na tym, że Helle prześpi się na ławie, a posłanie
na podłodze zrobi sobie Peter.
Helle, nie mogąc zasnąć, wpatrywała się w sufit.
- Czemu jeszcze nie śpisz? - rozległ się głos Petera.
- Jestem zbyt zdenerwowana.
- Podaj mi rękę - zaproponował.
Kiedy Helle poczuła dużą, ciepłą rękę Petera, ogarnął ją błogi spokój. Po chwili
między splecione dłonie wcisnął się wilgotny nos psa. Helle zaśmiała się cicho.
Dziewczyna właśnie zaczęła zapadać w sen, skrajnie wyczerpana po długim i pełnym
wrażeń dniu, kiedy Peter zapytał:
- Czy ten Bernland... jest dla ciebie kimś więcej niż przyjacielem?
- Myślałam, że dawno już śpisz - uśmiechnęła się.
- Nie, nie mogę zasnąć. Dziś wieczorem ten dom wydaje się taki mały. No, ale nie
zmieniaj tematu.
- Nie wiem, co ci odpowiedzieć, Peter. Myślę, że jest kimś więcej niż przyjacielem.
Jest dla mnie jak ojciec, którego właściwie nie miałam. %7ładen przyjaciel nie byłby tak
troskliwy jak on.
- Udajesz, że mnie nie zrozumiałaś? Czy wy... się kochacie?
- Chyba oszalałeś! - przerwała oburzona. - On jest przecież za stary!
Ugryzła się w język.
- Podczas jednego z pierwszych spotkań wspomniał rzeczywiście coś niedorzecznego
- przyznała po chwili w zamyśleniu - że chyba się we mnie zakochał, czy coś takiego. Ale
pewnie zrozumiał, że wprawił mnie w zakłopotanie, i nigdy więcej o tym nie mówił. On mnie
fascynuje, Peter. Tak, jak może fascynować piękny i błyszczący klejnot. Bernland jest bardzo
przystojny. Ale zakochać się w nim?
Wybuchnęła niepohamowanym śmiechem, który przekonał Petera o jej szczerości
bardziej niż słowa.
- Helle - odezwał się po chwili wahania. - Czy możemy porozmawiać o twojej
powieści?
- Peter! Pisarze marzą o tym, by rozmawiać o swoich książkach, ale nie mają odwagi
tego proponować, żeby nie zanudzać innych.
- Aha!
Helle całkiem się rozbudziła. Leżała teraz wsparta na łokciu i patrzyła w dół na Petera,
którego ledwo dostrzegała w mroku.
- A więc - zaczął - według tego, co piszesz, kobiety mają ogromną potrzebę dawania.
Okazywania swojej miłości.
- To prawda.
- Ale to nie zgadza się z moimi doświadczeniami. Nie twierdzę, żebym miał ich wiele,
ale przyjeżdżały tu czasem młode damy, które chciały przeżyć ze mną przygodę...
- Czy im się udało? - spytała Helle trochę za szybko.
- Nie, ponieważ dostrzegłem w ich oczach żądzę posiadania.
- To oczywiste, że każdy chciałby również coś otrzymywać, a nie tylko dawać -
powiedziała Helle.
Milczał przez moment.
- A gdybyś kochała jakiegoś mężczyznę, a on spytałby, czy może u ciebie zostać na
noc, co byś wtedy zrobiła?
- Ach, Peter, myślisz zbyt schematycznie! Czegoś takiego nie można przewidzieć z
góry, to sprawa indywi...
- Powiedziałem: Gdybyś go kochała.
Helle przełknęła.
- Stawiasz mnie w trudnej sytuacji. Musiałabym wtedy stoczyć ową odwieczną walkę
między pragnieniem zachowania czystości a tęsknotą za całkowitym oddaniem,
wspaniałomyślnością wobec człowieka, którego kocham. Zwykle w takim momencie
mężczyzni naciskają zbyt mocno. Stawiają bezlitosne żądanie: Jeżeli naprawdę mnie
kochasz... Nikogo nie powinno zatem dziwić, że kobiety naszych czasów stają się oziębłe.
Westchnął.
- Dobranoc, Helle!
ROZDZIAA VII
Helle obudziła się pózno. Peter już wstał, na stole czekało śniadanie, lecz gospodarza
nie było.
Dziewczyna szybko się umyła, ubrała i wyszła przed dom.
Chmury wisiały nisko na niebie, lecz zrobiło się cieplej. Poranny deszcz zmył resztki
śniegu. A jeżeli lód nie jest już tak mocny? pomyślała Helle zmartwiona.
Zar podbiegł do niej, machając radośnie ogonem, po chwili pojawił się Peter. Chociaż
uśmiechał się szeroko, Helle domyśliła się, że nie spał wiele tej nocy. Wyglądał na
zmęczonego.
- Dobrze spałaś? - spytał.
- Nie. Ale to nie wina łóżka.
- Myślę, że dziedzic już wrócił. Zjedz teraz śniadanie, a potem pójdziemy do majątku.
Helle uznała, że to świetna propozycja.
- Przy okazji zawiadomię Bellę, gdzie jestem. Mam okropne wyrzuty sumienia.
Po śniadaniu poszli razem do dworu.
Christian leżał na sofie w salonie. Na widok Helle wyciągnął ręce i zawołał:
- Helle, kochana moja, pójdz w me objęcia! Gdzieś ty się podziewała? Chyba mi
wybaczysz, mój skarbie - mruknął jej do ucha, kiedy utonęła w jego ramionach. - Nie
dochowałem ci wierności, w szpitalu zajmowała się mną pielęgniarka o niebiańskiej urodzie!
Kruczoczarne włosy, a co za oczy! Flirtowaliśmy bez wytchnienia ponad spluwaczkami i
basenami.
Dziedzic miał pewne kłopoty z mówieniem, widocznie jeszcze bolała go szczęka. Ale
humor dopisywał mu jak zawsze. Helle roześmiała się serdecznie.
- Christian, jesteś niepoprawny - żartobliwie skarciła go matka, wyraznie dumna z
syna i szczęśliwa, że ma go znowu w domu. - Ale skąd się tu wzięła Helle?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]