[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Viyeca Harreford. Maddie Whelan. Fifi Estabrook.
- Estabrook? Jak Estabrook i Aloyd, największa firma maklerska na Wali Street? -
Prokurator była zachwycona, jakby dokonał czegoś wielkiego.
- Nie mam pojęcia. - łan poczuł się niepewnie. Oczywiście to jej ojciec był w
spółce z Lloydem, ale przecież nie dlatego umawiał się z Fifi, na litość boską!
- Zdaje mi się, że nazwisko panny Whelan też brzmi znajomo. Niech pomyślę...
Whelan... ach, tak, już wiem. Domy towarowe w Phoenix, czy tak?
lan zarumienił się, lecz prokurator wciąż uśmiechała się błogo, nadzwyczaj
zadowolona z tej miłej pogawędki.
- Nie pamiętam.
- Ależ tak, na pewno pan pamięta. Czy umawiał się pan
ale nie pamiętam.
do czego ta kobieta zmierza. A zrobić z niego głupca? Czyżby było aż tak łatwe?
- Cóż, trudno... Kiedy poznał pan swoją żonę?
- Mniej więcej osiem lat temu w Nowym Jorku.
- Pańska żona jest osobą zamożną, prawda? - spytała z zakłopotaniem, jakby
dopuszczała się drobnej niedyskrecji.
- Sprzeciw! - Schwartz uniósł się z miejsca. W przedwieństwie do lana doskonale
wiedział, do czego dąży pani Howard-Spencer. Ale sam oskarżony także już
przeczuwał, że dal się zapędzić w pułapkę.
- Sprzeciw podtrzymany. Proszę inaczej sformułować pytanie.
- Przepraszam, wysoki sądzie. Rozumiem, żona jest właścicielką doskonale
prosperującego w San Francisco. Czy w Nowym Jorku także butik?
- Nie. Kiedy ją poznałem, była konsultantką do spraw mody i stylistką w agencji
reklamowej, w której pracowałem.
- Pracowała dla przyjemności? - w głosie oskarżycielki pojawił się ostrzejszy
ton.
- Nie. Dla pieniędzy. - lana zaczynało to już męczyć.
- Ale nie musiała, tak?
- Nigdy jej o to nie pytałem.
Strona 70
Steel Danielle - Teraz i Na Zawsze
- A teraz?
- Nie... - zająknął się łan, wzrokiem szukając u Martina pomocy. Bezskutecznie.
- Proszę odpowiedzieć na pytanie. Czy pańska żona musi chodzić do pracy, czy też
osiąga dochody wystarczające, aby utrzymywać siebie i pana na luksusowym
poziomie?
- Wcale nie luksusowym...
Jessie i Martin skrzywili się równocześnie. Co za odpowiedz! Pytania jednak
padały jak karabinowe pociski i lan nie nadążał się przed nimi uchylać.
- Ale wystarcza państwu na życie?
- Tak. - lan zbladł. Był wściekły.
- Czy pan pracuje?
- Tak - bąknął cicho.
Oskarżycielka uśmiechnęła się.
- Przepraszam, nie dosłyszałam odpowiedzi. Czy pan pracuje?
- Tak!
- Ma pan posadę?
- Nie. Piszę książki. To też praca.
Biedny Lan. Jessie miała ochotę podbiec Dlaczego musiał to znosić? Co za suka!
- Dostaje pan za to pieniądze?
- Trochę.
- Trochę? Starcza na pańskie potrzeby?
- W tej chwili nie. - Nie było sensu tego przed nią
ukrywać.
- Złości to pana? - pytanie zostało zadane niemal pieszczotliwie. %7łmija.
- Nie, nie złości mnie. Po prostu na razie muszę się z tym pogodzić. Moja żona
to rozumie.
- Ale pan ją zdradza. Czy pańska żona rozumie i to także?
- Sprzeciw!
- Uchylony.
- Czy żona się z tym godzi?
- Nie zdradzam jej.
- Przecież sam pan przyznał, że z własnej woli poszedł do łóżka z panną Burton.
Czy to normalne pańskim zdaniem?
- Nie.
- A więc zdarzyło się pierwszy raz?
łan wbił wzrok w podłogę.
- Nie pamiętam.
- Zeznaje pan pod przysięgą. Proszę odpowiedzieć
- głos Spencer przypominał syk kobry szykującej się do ataku.
- Nie.
- Słucham?
- Nie. To nie było po raz pierwszy.
- Często pan zdradza żonę?
- Nie.
- Jak często?
- Trudno powiedzieć.
- A jakie kobiety pan zwykle wykorzystuje? Znajome z pana kręgu czy też inne,
prostytutki, imigrantki, kobiety z tak zwanych niższych sfer?
Sprzeciw!
Oddalony.
Nikogo nie "wykorzystuję".
Rozumiem. Czy zdradziłby pan żonę z Fifl Estabrook?
- Nie widziałem jej od lat. Kiedy się z nią umawiałem, nie byłem jeszcze żonaty.
- Pytam, czy zdradziłby pan żonę z kimś takim jak ona, czy też sypia pan zwykle
z "tanimi" kobietami, takimi, na które na pewno się pan nie natknie we własnym
kręgu. To przecież mogłoby być niezręczne. O wiele prościej szukać znajomości
możliwie daleko od domu.
- Istotnie.
Rany boskie, łan!... Jessie czuła przedsmak katastrofy. Schwartz patrzył w
ścianę, usiłując zachować kamienną twarz.
- Rozumiem. Czy uznał pan pannę Burton za taką właśnie "tanią" kobietę?
- Nie. - To "nie" zabrzmiało zbyt słabo.
- Nie należała przecież do pańskiej sfery, prawda? Nie wiem.
Tak czy nie?
- Nie.
- Przypuszczał pan, że zadzwoni na policję?
- Nie. Nie miała powodu - poprawił się szybko, tknięty złym przeczuciem, lecz
było już za pózno.
Strona 71
Steel Danielle - Teraz i Na Zawsze
Matilda Howard-Spencer podziękowała mu, zastrzegając sobie możliwość wezwania go
jeszcze raz celem złożenia dodatkowych zeznań. Ale już zdążyła mu zadać
śmiertelny cios.
lan wrócił na miejsce powłócząc nogami jak starzec. Pięć minut pózniej sędzia
zarządził przerwę na lunch.
- Spieprzyłem sprawę - mruknął lan, kiedy znalezli się na ulicy
- Nie miałeś szans. Ta baba jest jak arszenik...
- Schwartz westchnął i uśmiechnął się chłodno. - Całe szczęście, że w ławie
przysięgłych siedzą normalni ludzie, którzy też to widzą. - Nie chciał o tym
mówić, lecz bardziej niż kwestia zdrady niepokoiły go klasowe implikacje sprawy.
- Po południu zamierzam powołać Jessikę na świadka. W ten sposób będziecie mieli
to już z głowy
- Jasne. Zmasakruje nas oboje w ciągu jednego dnia parsknął z goryczą lan.
Jessica spojrzała na niego ostro.
- Nie pleć bzdur
- A co, uważasz się za godną jej przeciwniczkę? - zapytał sarkastycznie.
- Czemu nie?
- Hola, hola! - sprzeciwił się Schwartz. - Jeśli się z nią zetrzesz, lan przegra
na pewno. Przerabialiśmy to w sobotę. Masz być najłagodniejszą, najsubtelniejszą
i najbardziej opanowaną żoną, jaka kiedykolwiek stąpała po tym padole. Zacznij
się stawiać, a posieka cię na kawałki.
Jessica posępnie skinęła głową. lan westchnął. On także myślał, że jest
przygotowany, tymczasem ta zołza przyjęła zupełnie inną linię oskarżenia. Bóg
jeden wie, o co zapyta Jessie.
Kiedy dotarli do domu, Jessie usadziła go na kanapie, zdjęła mu buty, rozluzniła
krawat i delikatnie pogłaskała go po głowie.
- Jess...
- Nawet o tym nie myśl. Połóż się i odpocznij. Zrobię coś
do jedzenia.
Był zanadto zmęczony, aby się z nią sprzeczać. Kiedy wróciła z wazą gorącej zupy
i stertą kanapek na talerzu, już spal. Patrzyła ze współczuciem na jego bladą,
naznaczoną cierpieniem twarz, dziwiąc się w duchu, że za wszelką cenę pragnie mu
matkować. Dlaczego ciągle jej się zdaje, że łan sam sobie nie poradzi? Nie
potrafiła się na niego złościć. Omal się nie załamała, kiedy był w więzieniu.
Teraz mogła się o niego troszczyć; reszta nie miała znaczenia. Margaret Burton
pojawiła się w ich życiu przelotnie, podobnie jak sędzia, Martin Schwartz i
Matilda Howard-Spencer. W nawale nowych spraw wkrótce o nich zapomną.
Najważniejsze to utrzymać się na powierzchni, póki nie minie sztorm. Nie mogła
teraz wylewać na niego żalów. Zbyt wiele mieli do stracenia.
Usiadła obok niego i patrząc w okno pomyślała z goryczą, że jej ojciec nie
kazałby matce przechodzić takiej gehenny. Nigdy by do tego nie dopuścił.
Porównania jednak nie miały większego sensu. Sama wybrała sobie tego mężczyznę,
a trudno mieć wobec kogoś wymagania, nie dając nic w zamian. Teraz przyszła jej
kolej, by dawać.
Delikatnie przygładziła mu włosy. Wyglądał jak chłopiec, który usnął zmęczony
zabawą. Jessie pomyślała ze strachem o czekającym ich popołudniu w sądzie.
Musieli wygrać ten proces! Szaleństwem było dopuścić, by sprawy zaszły tak
daleko, lecz skoro już się stało, pora wreszcie położyć temu kres.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]