[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Będziemy trzymać się razem, ty i ja, i będziemy sobie pomagać. W ten sposób
nikt się nie dowie, jeśli któreś z nas da plamę. Spróbujmy, tylko dzisiaj, dobrze?
Del milczał długą chwilę. W końcu niechętnie skinął głową i uśmiechnął
się konspiracyjnie. Kiedy Alicja zaczynała pracę w przedsiębiorstwie swego
dziadka, Del nieraz naprawiał jej błędy.
Teraz miała okazję zwrócić mu dług.
- 37 -
S
R
Alicja rozłożyła ręcznik na płaskim, wystającym z wody głazie. Z
westchnieniem ulgi położyła się na wygrzanej skale, szczęśliwa, że minął już
pierwszy dzień na Coconut Cay, wypełniony bez reszty pracą. Czy wytrzyma tu
trzynaście następnych?
Główne stanowisko archeologiczne - w miejscu zwanym nie wiadomo
dlaczego Kopcem Psiego Zęba - obfitowało w znaleziska. Ginny, Del i Alicja
zdejmowali ziemię, warstwa po warstwie, ostrymi łopatami, nieustannie
natrafiając na gliniane skorupy oraz klingi z czarnego, lśniącego obsydianu ostre
jak brzytwa.
Skip, Robert i Dom spędzili dzień z dala od głównych wykopalisk,
wykonując jakieś prace na moczarach na południowym krańcu wyspy. Wrócili
przed chwilą i natychmiast poszli się wykąpać. Przepocona Alicja, której w
zębach zgrzytał piasek, dołączyła do nich, ale teraz nie była w stanie ruszyć ani
ręką, ani nogą.
Z rozmyślań wytrącił ją nagły plusk, a na twarz dziewczyny prysnęła
woda. Z wody wysunęło się długie, opalone ramię.
Alicja uniosła wzrok na muskularną postać w zbyt krótko obciętych
dżinsach. Mokry materiał podniecająco opinał szczupłe biodra Dominika.
Powiodła wzrokiem po jego torsie, szerokich ramionach i skupiła uwagę
na twarzy. W jego oczach malował się ten sam głód, który dręczył i ją.
Nerwowo poprawiła ramiączko kostiumu kąpielowego, który wydał jej się nagle
o wiele za skąpy.
Dominik, nie spuszczając z Alicji wzroku, bez słowa przysiadł się do
dziewczyny.
- I jak przebiegł pierwszy dzień pracy? - spytał.
Spojrzała w błękitne niebo. Było jej dużo łatwiej rozmawiać z
Dominikiem, kiedy nie patrzyła mu w oczy.
- Ciężko. Wszystkiego musiałam się uczyć. - Nie zdołała wykrzesać z
siebie energii na bardziej wyczerpującą odpowiedz.
- 38 -
S
R
Ujął dłoń dziewczyny i delikatnie rozprostował jej palce.
- Najwyrazniej nie boisz się ciężkiej pracy - stwierdził, przesuwając lekko
kciukiem po bąblach pokrywających gładką dotychczas skórę. - Myliłem się
sądząc, że jej nie podołasz.
Po plecach Alicji przebiegł dreszcz zadowolenia.
- Nie mam wcale zamiaru wracać do domu, jeśli o to ci chodzi.
- Mamy maść...
- Wiem, Ginny już mi pokazała, gdzie jest apteczka. Zapadła cisza;
dziewczyna miała nadzieję, że
Dominik zrozumie i odejdzie. Była zmęczona, głodna, w głowie miała
kompletny zamęt. Ale Dom nie zamierzał odejść.
- Wiesz, co pomyślałem, gdy zobaczyłem cię na tym głazie? - spytał, nie
puszczając jej ręki.
Westchnęła.
- Nie mam pojęcia.
- Pomyślałem, że wyglądasz jak syrena, która wabi śpiewem żeglarzy, po
to by ich zabić.
- Nie umiem śpiewać - odcięła się Alicja, dziwiąc się w duchu lirycznej
stronie jego natury. - Jeśli chcesz mnie przekonać, że jesteś lubieżnym satyrem,
to daj sobie spokój. Porównanie z syreną nie ma w sobie nic lubieżnego. To
czysta poezja.
- No cóż, najwyrazniej jestem domorosłym poetą.
- Przyznaj - powiedziała, czując, że jest na tropie - że gdybyś nie miał
choć trochę romantycznej duszy, nie zostałbyś archeologiem.
Alicji wydawało się, że w jego oczach dostrzegła błysk skrępowania. Po
chwili jednak Dominik, przywdziawszy maskę obojętności, wzruszył
ramionami.
- Archeolodzy to rzeczywiście romantycy. Powinnaś widzieć mego ojca -
odparł z sarkazmem.
- 39 -
S
R
- Twój ojciec również jest archeologiem? Dominik skinął głową.
- Był. Teraz jest nauczycielem.
- W czym przejawia się ten jego romantyzm? Dom ponownie wzruszył
ramionami.
- To nieistotne. - Odetchnął głęboko. - Istotne jest to, że chciałbym cię
przeprosić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]