[ Pobierz całość w formacie PDF ]
utratą energii malca przeobrażając się w wesołego prowokatora zabaw i szaleństw. Gdyby
Lucia polecała dzieciom zabawki, dla panienek wymyśliłaby takiego właśnie, niejadowitego
ale groznie wyglądającego węża, który byłby jak żywy, koniecznie śliski, a poruszałby się
przy każdym dotknięciu i syczał, gdyby ośmielił się doń zbliżyć ktoś obcy. Albo parzący liść
jesienią dzieci znoszą tyle tego paskudztwa do przedsionków, rozrzucają podczas zabawy i
kto ma po nich sprzątać? Jeśli maluch parę razy chwyciłby ufnie rozpalony, gorący ogonek
złotego liścia, przestałby zaśmiecać dom, oparzeliny bardziej dotkliwie bolą młodych o
cienkiej skórze, tak jak i rany, stare drzewa przyzwyczaiły się już do tego, że ludzie wycinają
im na korze serduszka, inicjały i inne niedorzeczności.
Szkoda, że panienka dawno odrzuciła zabawki. Inne w jej wieku sięgają jeszcze po
miniaturowe naczyńka bądz mebelki, kręcą wstążki na palcach i godzinami mogłyby słuchać
bajek, a ona tak spoważniała, że nie chce nawet przytulić się do Lucii i opowiedzieć jej o
siniore, przyjemnie byłoby z ust Beatrycze coś o nim usłyszeć, a nie te dziwne opisy tortur,
jakim poddaje się grzeszników w czeluściach piekła.
Nie przyznawaj się nigdy, drogie dziecko, że we wczesnym śnie tamtędy przechodzisz,
zaglądasz choćby do przedpiekla, nawet czyśćca nie pozwól widzieć swoimi oczyma, ludzie
mogliby zrobić ci krzywdę, bo kto to ma takie konszachty z diabłem, że ten wpuszcza go za
życia do swego królestwa?
Wiele razy powtarzała te słowa stara piastunka, gotowa zastąpić Beatrycze jako
przewodniczka po krainie potępionych i cierpiących, ale siniore krzywił się i wzgardził
towarzystwem Lucii, więc w końcu do tego nie doszło. Wymyślili sobie z panienką, by o tych
miejscach mógł opowiadać jakiś potępiony poeta i niezwykle im się spodobał ten wątek,
wywołali więc na niby z piekła starego mistrza, którego pieśni o ucieczce boskiego potomka
ze spalonego miasta panienka przeczytała z dziesięć razy, znała całe fragmenty na pamięć i
dla zabawy zbierała czasem w kuchni całą służbę, żeby przy publiczności w ojczystym języku
recytować te frazy, póki rodzice nie zabronili tego dziwactwa, odtąd więc tylko siniore i
Lucia byli słuchaczami Beatrycze. Pełni podziwu dla jej talentu nie wymieniali jednak
fachowych uwag, gwelf nie zniżyłby się do dyskusji z niańką, choć często był uzależniony od
jej pośrednictwa, kiedy panienka zle się czuła i opis kolejnego kręgu przekazywała poprzez
Lucie. Nie przyznawał się nawet przed sobą, że lubi tę formę kontaktu jako czystą, nie
skażoną choćby marzeniem o Beatrycze-kochance, zepsułby wszystko, gdyby wyznał jej te
pragnienia lub próbował ziścić. Nie musiał nic mówić, by Lucia zrozumiała sytuację, i tak
ochraniała talent panienki przed jej cielesnością, zaś siniore coraz rzadziej je widywał,
informowany jednak skrupulatnie, co dzieje się w jej domu każdego poranka, popołudnia i
wieczora. Obdarzony, jak i Lucia, doskonałą pamięcią, w nocy spisywał zasłyszany tekst wers
po wersie. Kiedy odczytywał go potem, żeby sprawdzić szlachetność brzmienia, słyszał głos
Beatrycze i widział obrazy, o których mówiła. Jednak przynajmniej raz w tygodniu spotykali
71
się tak jak dawniej, nie poruszając w ogóle tematu Księgi, co ją we dwoje, a właściwie w
trójkę tworzyli.
Na ten dzień, kiedy Lucia stanowczo zatrzymała siniora na progu, przypadł właśnie ów
nietwórczy, zwykły ludzki wieczór. Tydzień wcześniej i dwa pan Aligheri także nie widział
Beatrycze, wyjeżdżała na wieś, a potem zaczęła niedomagać, przeziębiła się czy zmęczyła za
bardzo, w każdym razie nie wstaje od tej pory i jako dobrze wychowana panienka nie
przyjmuje w przepoconym negliżu przyjaciela czy kawalera, wszystko jedno, zawsze to
mężczyzna. Siniore powinien rozumieć takie drobnostki. Nie będzie mu się tłumaczyć
subtelności kłopotliwej dla kobiety sytuacji, w męskich oczach trzeba być zawsze doskonałą,
jakże przewodniczka po niebiańskich ostępach mogłaby mieć przyspieszony oddech i
wilgotną skórę zamiast nieskazitelnie czystej jak firmowa porcelana powłoki; po śmierci
także powinna pozostać krystalicznie różowa, szpetne wybroczyny zdarzają się tylko złym
babiszonom, a najczęściej wariatom albo zmarłym podczas rozpustnej uczty, ale co to za
myśl, panienka w sam raz choruje tak ciężko, trzeba szybko przegnać złe przeczucia, żeby nie
wypowiedzieć ich w złą godzinę.
Czy to naprawdę pana obchodzi, siniore? A może chce pan się tylko upewnić, czy
dostanie jutro znowu swą porcję słów?
Gdybyż Lucia mogła zrozumieć to wszystko, co przed chwilą wypowiedziała! Znowu
mówił za nią ktoś inny, może niewidzialny, kto tędy przechodzi z polecenia panienki albo
siły, której jeszcze nikt nie nazwał, pełno pewnie jest takich duchów pogranicza, istot nie do
końca pomyślanych lub wcielonych przez stwórcę. Słowa dusiły starą kobietę tak jak kaszel
panienkę. Lucia słyszała go we śnie i podczas przechadzki po rynku. To niemożliwe! Krzyczy
gdzieś w środku ta przeciwna, jasna strona, uwięziony lęk, który zawarł się w twierdzy jak
oblężony przez wroga lud.
To nie może się stać! Trzeba dokończyć książkę, choćby siniore miał tu stać latami.
Wezmie do ręki pióro i będzie mnożył twe kręgi, Beatrycze, dzielił na warstwy i zakątki,
bowiem i w wyobrazni każdy musi mieć swoje miejsce, wróg i przyjaciel, człowiek mały i
dostojny, tak jak w wielkim przestronnym domu, gdzie dla nikogo nie brakuje krzesła ani
powietrza, tylko zamiast złotych monet dzwięczy muzyka, którą wita się tu gości jak treścią
sprawiedliwego wyroku.
72
Trans (III)
Pan Marek postukał się palcem w czoło, wybałuszył oczy, jak zwykle w takich sytuacjach,
po czym obciągnął wyblakły sweter i rzekł poważnie:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]