[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za jakiś czas stanie się żałosnym starym człowiekiem. Czy właśnie tego mu
życzysz?
- Przecież powiedziałeś, że powinnam wyjść za Jimmy'ego.
- Tak, jest rozsądny, można na nim polegać, nie przysporzy ci wielu
kłopotów. - Zamyślił się na moment, a potem dodał wesoło: - I na pewno
będzie ci cerował skarpetki.
- To prawda, ale może ja lubię zmagać się z kłopotami.
Spojrzał na nią niepewnie, jakby nie dowierzał własnym uszom.
- To co mu powiesz? - spytał z napięciem.
- Nic. - Corinne uśmiechnęła się konspiracyjnie. - Sam mu to
powiedz.
- Ale co mam mu powiedzieć?
- To, co chciałby najbardziej usłyszeć. - Pocałowała go w policzek i
wyszła.
Następnego dnia Jimmy wstał bardzo wcześnie i zaczął się pakować.
- Na pewno czujesz się na tyle dobrze, by ruszać w podróż? - spytała
Corinne, która przyszła mu pomóc. - Może jeszcze trochę zostaniesz.
- Niestety - odpowiedział ze smutkiem. - Nie zapominaj, że jestem
pona
ous
l
a
d
an
sc
żołnierzem i dobrze wiem, kiedy należy się poddać.
Wolała nie pytać, co miał na myśli.
Aleks odwiózł go na dworzec, gdzie serdecznie się pożegnali. Obaj
mieli na tyle zdrowego rozsądku, by nie poruszać drażliwych tematów.
Zresztą Aleks przystałby dzisiaj na wszystko, bo od rana był w świetnym
humorze. Jednak gdy poszedł porozmawiać z Corinne, ogarnął go lekki
niepokój. Zastał ją w sypialni. Energicznie porządkowała ubrania w szafie.
- Nie ma gdzie szpilki wcisnąć - mruknęła.
- Na razie przenieś swoje rzeczy do pokoju gościnnego, w którym spał
Jimmy.
- Jesteś pewna? - zapytał spokojnie. - Jeszcze jest czas na zmianę
decyzji. Możesz mnie po prostu wyrzucić.
- Akurat. - Uśmiechnęła się. - Ciekawe, czybyś mnie posłuchał.
- Nie. - Wziął ją w ramiona. - Teraz tutaj jest mój dom.
- Jesteś zły, że musisz się tu przeprowadzić?
- Nic podobnego. Ten dom przyniósł mi szczęście. Tutaj ponownie
staliśmy się rodziną i jeszcze przeżyjemy wiele pięknych chwil.
- Coś ostatnio bardzo zmądrzałeś.
- Posłuchałem rady tajemniczego przyjaciela. Jest bardzo stary i wie
dużo o życiu, bo ludzie bez wahania powierzają mu najskrytsze sekrety. Po-
wiedział, że problemy nie znikają same z siebie, ale ludziom, którzy się
kochają, jest o wiele łatwiej.
- A widzisz tu ludzi, którzy się kochają?
- Tak. - Ujął jej twarz i powiedział poważnie:
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Corinne, bardzo cię kocham. Proszę, byś mi o tym przypomniała,
kiedy zacznę zachowywać się jak idiota.
- Czy to pomoże?
- Och, na pewno. Właśnie zrobiliśmy pierwszy krok - powiedział
poważnie. - Nie wiem, dokąd nas zaprowadzi kolejny, ale za tobą jestem
gotów pójść na koniec świata.
- Możemy trafić do jeszcze dziwniejszych miejsc.
- Nie szkodzi, po prostu trzymaj mnie mocno za rękę.
Przyciągnął ją bliżej i pocałował. Kiedy całowali się ostatnio, było to
pożegnanie. Teraz witali się ponownie, niepewni, co przyniesie przyszłość,
ale pełni wiary i optymizmu.
Nie zauważyli, że drzwi otworzyły się cicho, a po chwili równie cicho
zamknęły.
- A nie mówiłem? - szepnął Bobby triumfalnie. - Mówiłem, że tata
wróci do nas już na zawsze.
- Tylko zgadywałeś - studziła jego zapał Mitzi.
- Nic podobnego.
- A właśnie że tak.
- A właśnie że nie.
- A właśnie że tak.
- Wiedziałem, że wróci. Ktoś... - Bobby rozejrzał się wokół, jakby
obawiał się podsłuchu. - Ktoś mi o tym powiedział w największej
tajemnicy.
- Kto?
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Zwięty Mikołaj.
Mitzi popatrzyła na niego z politowaniem.
- Jesteś głupi - oznajmiła. - Zwięty Mikołaj nie istnieje.
- A właśnie że istnieje.
- A właśnie że nie.
- A właśnie że tak.
- A właśnie że nie.
- A właśnie że tak, bo nawet z nim rozmawiałem.
- Głupi dzieciuch! - krzyknęła Mitzi.
Nie przestając krzyczeć, zbiegła ze schodów.
Bobby nie wydawał się urażony reakcją siostry. Dobrze rozumiał, że
sześcioletnia Mitzi musi się jeszcze wiele nauczyć o życiu, ludziach i
Zwiętym Mikołaju.
- Zwięty Mikołaju... - Wyjął z kieszeni drewniany medalion i zaczął
powoli obracać go w palcach, wciąż mrucząc: - Zwięty Mikołaju, Zwięty
Mikołaju... - Nagle uśmiechnął się, jakby odkrył największą tajemnicę, i
szepnął: - Tato...
pona
ous
l
a
d
an
sc
EPILOG
Rok pózniej
- Jak widzisz, dotrzymałem słowa - powiedział Zwięty Mikołaj.
Bobby skinął głową i spojrzał błyszczącymi oczami na przyjaciela.
Przez ten rok chłopiec trochę się zmienił. Urósł pięć centymetrów, ale
przede wszystkim miał zupełnie inny wyraz twarzy. Wciąż był nieco zbyt
poważny jak na swój wiek, ale z jego oczu znikły napięcie i smutek.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - powiedział radośnie Bobby.
Zwięty Mikołaj rozejrzał się wokół.
- Jak widzę, wiele się tu zmieniło. Niemal nie poznałem tego miejsca.
- Wszystko zostało odnowione i kupiliśmy nowe meble - wyjaśnił
Bobby. - Tata próbował sam pomalować ten pokój, ale bardzo długo to
trwało. Mama wreszcie się zdenerwowała, kazała mu wyrzucić
pozasychane pędzle i wynająć malarza. Powiedziała, że mają teraz co
innego do roboty. Wiesz, już niedługo będę miał braciszka albo
siostrzyczkę. - Odwrócił się i spojrzał na siostrę, która nieśmiało stała w
progu. - Wejdz, Mitzi, mówiłem ci, że przyjdzie.
Posłuchała brata, lecz nie spuszczała podejrzliwego wzroku z
Mikołaja. Gdy już była bardzo blisko, nagle poklepała go, sprawdzając, czy
jest prawdziwy.
- Widzisz? - triumfował Bobby. - Wcale nie jestem głupi.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Jesteś - powiedziała z przekonaniem.
- Nie jestem.
- Jesteś.
- A wcale że nie.
- A wcale że tak.
- Natychmiast przestańcie - powiedziała Corinne, która właśnie
weszła do pokoju. - Kładzcie się do łóżek. Natychmiast. Mikołaj nie może
zostać dłużej. Ma jeszcze mnóstwo pracy.
- To prawda - potwierdził Mikołaj, pochylając się nad dziećmi. - Pora
się pożegnać. Nie przyjdę jutro, choć w zeszłym roku zjawiałam się tu kilka
razy.
- A za rok? - spytał Bobby.
- Zobaczymy. - Mikołaj zawahał się. - Większość chłopców w twoim
wieku nie wierzy w Zwiętego Mikołaja.
Bobby zmrużył oczy i uśmiechnął się tajemniczo.
- Ja wierzę w ciebie.
Mitzi przytaknęła, a potem objęła Mikołaja w pasie. Gdy się nad nią
nachylił, niemal zniknęła w jego długiej białej brodzie.
- Dobranoc, dzieci - powiedział trochę niewyraznie.
Kiedy Mitzi i Bobby wyszli z pokoju, Corinne spojrzała z
rozbawieniem na olbrzymi brzuch Mikołaja, a potem na swój zaokrąglony
brzuszek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl