[ Pobierz całość w formacie PDF ]

która pragnie uciec przed zagrażającym jej fatalnym
51
małżeństwem. Jestem pewien, że będziesz nią zachwycona
i znajdziesz w jej osobie pilną uczennicę oraz bratnią
duszę. Kiedy ją poznasz, z pewnością nie uznasz mego
postępku za nieprzemyślany, lecz raczej, podobnie jak ja,
uwierzysz, iż zrobiłem właściwą i jedynie słuszną rzecz w
tych okolicznościach.
Z góry przepraszam, jeśli miałoby to ciążyć twemu
sumieniu, lecz proszę, nie pokazuj tego listu nikomu. Nie
mam zamiaru upominać się o tytuł czy majątek ani też
pozbawiać Richarda jego obecnej pozycji. Pragnę
powierzyć młodą damę twojej opiece, a potem opuścić
Europę. Możesz się spodziewać naszego przybycia do
Szkocji przed końcem czerwca. Twój kochający
siostrzeniec, Roarke"
Lady Montgomery przeczytała list dwukrotnie,
najpierw - by zrozumieć jego treść, a potem - by się nią
delektować. Pózniej zaś opuściła rękę, w której go
trzymała, na kolana.
A więc ten zuchwalec żyje! Powoli napływały
wspomnienia. Roarke był starszym synem jej siostry, Elizy.
Lady Montgomery zawsze oskarżała jej męża o to, że był
winien śmierci syna. Teraz jednak uśmiechała się pod
nosem. Ach, jakżeż syn cię zdołał okpić, ty stary draniu!
%7łyje i ani myśli upomnieć się o spadek. Pewnie nie wie, że
jego brata nie ma już między żywymi. Może da się
namówić do zmiany zamiarów? Najlepszą zemstą na
szwagrze byłoby udzielenie pomocy Roarke'owi w tym, by
mógł żyć, jak mu się podoba, a nie w sposób, jaki ojciec
próbował na nim wymusić.
Lady Montgomery uważała bowiem zemstę za rzecz
zabawną. Założona przez nią szkoła dla dziewcząt też była
czymś w rodzaju zemsty. Konserwatywny Szkot, za
52
którego wyszła, zmarł i zostawił jej mnóstwo pieniędzy.
Ten dobry protestant oniemiałby chyba, słysząc, jak panna
Honeywell gra na fortepianie w jego salonie.
Zobaczę, co będzie można zrobić dla Roarke'a i jego
młodej przyjaciółki, postanowiła.
Serce zabiło jej żywiej na tę myśl.
 Po naszej ucieczce możesz już nigdy więcej nie
zobaczyć swojej rodziny". Słowa Connora brzmiały jej w
uszach, kiedy opuszczała stajnię. Powiedziała mu to, co
myślała.
Dokładnie rozważyła wszelkie możliwe
konsekwencje ucieczki i szczerze wierzyła, że postępuje
słusznie.
Co jednak nie znaczyło, że będzie to łatwe.
W drodze do domu podjęła kolejną decyzję, która
również wiązała się z dużym ryzykiem i którą także uznała
za słuszną. Chciała się pożegnać z Lorelei. Czuła, że nie
może uciec bez aprobaty i zrozumienia z jej strony, bo
zniknięcie Rebeki mogłoby dotkliwie zaszkodzić widokom
na przyszłość pięknej siostry.
Zastała Lorelei w sypialni, gdzie całe łóżko
pokrywały próbki tkanin - matowych i błyszczących
jedwabi, połyskliwych atłasów - a także koronki i miarki
krawieckie. Miały to być stroje na londyński sezon. Na jej
widok Lorelei drgnęła raptownie.
- Lorelei...
- Och, jak mnie przestraszyłaś! Właśnie pracuję nad
moimi kreacjami. Jak sądzisz, czy lawendowy jedwab
pasuje do różowych pantofelków? Może ciemniejszy
odcień...
- Lorelei...
Tym razem Lorelei wyczuła w głosie Rebeki coś
53
dziwnego. Spojrzała na siostrę z zaskoczeniem.
- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła ostrożnie
Rebeka.
- yle się czujesz? Mam zawołać mamę?
- O Boże, nie! Lorelei... proszę cię, posłuchaj. Czy...
gdybym w jakiś sposób mogła uniknąć tego małżeństwa...
pochwaliłabyś moje postępowanie?
Lorelei patrzyła na nią z wahaniem.
- Nie moją rzeczą jest pochwalać cię czy ganić,
Rebeko, ale jeśli już chcesz wiedzieć... - tu Lorelei nabrała
głęboko tchu - .. .twoje szczęście bardziej mnie obchodzi
niż mój honor - zakończyła lojalnie.
Tym razem to Rebeka zaczerpnęła tchu.
- Lorelei... nie zamierzam poślubić Edelsona.
- A jak chcesz to osiągnąć? Przecież ślub ma być w
niedzielę!
- Zamierzam... nie pojawić się na nim.
Rebeka znacząco spojrzała prosto w błękitne oczy
Lorelei, jakby chciała jej w ten sposób przekazać swoje
intencje. I po chwili Lorelei pojęła myśl siostry.
- Mam trochę pieniędzy - odparła powoli - możesz
je sobie wziąć. Ale proszę cię, bądz ostrożna! - Lorelei
otwarła szkatułkę i wyjęła stamtąd jednego funta. -
Wygrałam go, bo założyłam się z Susannah Carson, że jej
nowy kuzynek nie będzie chłopcem. Ona uważała inaczej.
Dziewczynka urodziła się w zeszłym tygodniu.
- Lorelei Tremaine, co się z tobą dzieje? Schadzki,
zakłady... Nasz pastor gotów uznać, że zeszłaś z drogi
cnoty!
Lorelei wręczyła jej funta i z błagalnym spojrzeniem
ścisnęła rękę siostry. Przez chwilę obie milczały.
- Nie przyszłam do ciebie po pieniądze, Lorelei.
54
- Wiem, ale będziesz ich potrzebować.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że... że będzie mi
ciebie brak. W oczach Lorelei zalśniły łzy.
- Och, Rebeko, to wszystko moja wina! Gdybym
tylko...
- Lorelei, przecież zgodziłyśmy się, że tu zawinił
Edelston.
- Ale. ..jeśli ja potem wyjdę za jakiegoś hrabiego...
chciałabym, żebyś była na moim ślubie.
- Ja bym też tego chciała, Lorelei. Nie powiesz o
niczym mamie?
- Przenigdy. Może to zresztą wina rodziców...
Rebeka uważała podobnie, ale wolała o tym nie
dyskutować.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że dobrze wiem, co
robię, i że nic mi się nie stanie.
- Kiedy zamierzasz...
- Chyba lepiej, żebyś nie wiedziała, bo mama i papa
szybko by z ciebie wszystko wydobyli i uznali cię za
wspólniczkę. Słowo daję, będę szczęśliwsza bez Edelstona
niż z nim.
- Zgadzam się - szepnęła smutno Lorelei.
- No i... - Rebeka nie zdołała powiedzieć nic więcej,
bo płacz stłumił jej słowa. Zresztą niewiele tu było do
powiedzenia. Ucałowała siostrę w policzek i pospiesznie
wybiegła z pokoju.
Rebeka sięgnęła na najwyższą półkę biblioteczną po
ojcowski atlas anatomiczny, chcąc raz jeszcze zerknąć na
wspaniałe plansze i tajemnicze terminy, nim będzie musiała
nieodwołalnie z tego zrezygnować. Szukała go uważnie,
lecz na próżno, tupiąc nogą z irytacji. Niezależnie, co
robiła, zawsze brało w tym udział całe jej ciało.
55
Nazajutrz miała uciec stąd na zawsze. Przez
ostatnich kilka dni żegnała się w duchu ze wszystkim, co
lubiła - z ogrodem, jabłonią, końmi, psami, mamą, papą i
Lorelei, która nieustannie rzucała jej pełne smutku
spojrzenia. Szczęściem rodzice najwyrazniej nie rozumieli
ich wymowy.
Nagle wszystko zaczęło się jej wydawać obce,
dalekie, a nawet nieco przygnębiające, niczym pręty klatki
- złoconej, ale mimo wszystko klatki. Odsunęła więc od
siebie uczucie żalu.
Irytację, i to coraz większą, budził w niej natomiast
przez cały ranek Connor. Chociaż ani przez chwilę nie
wątpiła, że dzięki niemu zdoła uniknąć koszmaru zaślubin -
miał zbyt wiele doświadczenia, by mu się to nie udało -
złościło ją trochę, że nie dopuścił jej do planowania
eskapady. Podjęła decyzję ucieczki bez zastanowienia, lecz
potem rozmyślała o niej długo i z zaskakującą powagą.
Connor powinien był docenić jej zimną krew i ujawnić cały
plan. A tymczasem zachowywał się niemal jak jej ojciec i
Edelston, najzupełniej pewien, że Rebeka nie potrafi
wykonać dokładnie jego poleceń. A właśnie on, ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl