[ Pobierz całość w formacie PDF ]
21
Podanie na stół czerniny, tzw. czarnej polewki, oznaczało w dawnej Polsce odmowną odpowiedz dla sta-
rającego się o rękę panny.
76
Mimo te atoli rozliczne przeszkody a ogrom pracy już wschód słońca w nie lada szacie
odświętnej zastał Wyłkowyszki. Burmistrz Jeziorkowski aż się rozśmiał z ukontentowania i
wiśniakiem o ziemię stuknął. Bo niech tam siak czy tak, a za godzinę będzie prawie!
Ukontentowanie to jednak było krótkie, gdyż ani się spostrzegł, jak wąsal na niego koniem
najechał i zapowiedział mu uroczyście, żeby czterdzieści kwater miał w pogotowiu na połu-
dnie. Burmistrz chciał pytać, sumitować się, że tylu kwater nie nastarczy. Wąsal powtórzył
rozkaz, warknął coś przez zęby i ruszył z powrotem.
Za tym wąsalem nadciągnął drugi, wioząc lakoniczną kartkę, na której była wypisana licz-
ba potrzebnych korcy owsa. Za drugim tuż przybył trzeci z poleceniem przygotowania chleba
dla dwóch pułków... A dalej już co rusz nowe żądanie, nowe zmartwienie, nowe urwanie
głowy.
Burmistrz pocił się, biegał do naddzierżawcy, biadał, prosił, błagał, wiśniakiem groził, na-
wet przemocą co porządniejsze zagarniał izby i sprzęty.
Nie lada miał zadanie imć pan Jeziorkowski, lecz bodaj większe sam pan Babecki. On bo-
wiem majsterków miał pod sobą, on musiał o estymie22 pamiętać i dać jej wyraz godny cesa-
rza, staropolskiego obyczaju Wyłkowyszek i imienia poczciwego Babeckich. Tu już nie o
dozór szło, nie o ład, nie o samą pracę, lecz o ceremoniał, o kunszt, o świetność, o dowcip i
polityczność.
Tedy, kiedy pierwszy pęd zarządzeń i narad z burmistrzem minął, kiedy imć naddzierżaw-
ca jął zastanawiać się a rozważać to jakby nań jasność spadła. Odżył w nim i zatwardziały
sejmikowicz, i szlachcic równy wojewodzie, i przyczajony Demostenes23, i dyplomata za-
ściankowy, i konfederat, i Wierzynek24.
Co dziwniejsza, że imć pan Babecki, skrupulat wielki w wydatkach, a kredę w kieszeni,
jak inny tabakę, noszący i kredą tą po stodołach, po stajniach, oborach wiecznie coś rachują-
cy, a jako słuchy chodziły, dusigrosz po trosze tu anisię skrzywił na wydatek. A gdy nie-
śmiały majsterek o ekspensie dużym bąkał, to jeno po pasie się klepał i mruczał cierpko:
Dukat, to dukat, a dwa, to niech sobie dwa! Majsterkowie na taki argument aż stękali z
zapału do roboty a imć pan Babecki w kancelarii siedział z wujem Dobkiewiczem, co był
najpierwszy na alarm zjechał, i dyspozycje wydawał takie dyspozycje, że Dobkiewicz jeno
sapał, a nosem fyrkał, a podpowiadał.
Skąd u ciebie?... Patrzajcie!
Dyspozycji tych moc była okrutna.
Tedy najpierw dwóch kowali zasadzono do kucia dwóch symbolicznych kluczy od bram
wyłkowyskich. Wprawdzie Wyłkowyszki nie były podobno ani grodem, ani oppidum25 i, jako
żywo, bramy żadnej nie posiadały, ale wszakże nie w tym rzecz była. Do kluczów tych kraw-
czyk gotował poduchę więc bombiasty jasiek" ciotki Anny obciągał adamaszkiem białym,
wykrojonym zręcznie z sukni ślubnej matki pani Babeckiej.
Dalej stelmach sztukował z łat drewnianych ramy do transparentów, które spod ręki imć
pan Brzuszko, pisarz magistracki, płótnem obciągał i inicjałami a napisami, wedle wskazó-
wek imć pana Babeckiego, zdobił, obficie sadząc wiwatami, a gdzie się dało, herb miasta, lilię
pąsową w polu błękitnym, przetykając we floresach.
Staruszek płatnerz, co od lat dziesiątka ledwie patyczki na grządki do kurników strugał,
miał sobie powierzony mozdzierrzyk wyciągnięty z lamusa. Płatnerz, choć mu się ręce trzęsły
a głowa kiwała ze starości, aż się rozśmiał do znajomkab i z miłością, kłapiąc bezzębnymi
szczękami, zaczął mu lustr wracać.
22
E s t y m a szacunek.
23
Demostenes (384-322 p.n.e.) znakomity mówca grecki.
24
W i e r z y n e k M i k o ł a j (um. 1368) bogaty mieszczanin krakowski. W r. 1364 podejmował wspa-
niałą ucztą obcych monarchów przebywających w Krakowie.
25
Oppi di um (łac.) miasto.
77
Tuzin szewczyków, ludu przemyślnego a do rozmaitych sztuk zwinnego, wzięto do girland
kręcenia a rozwieszania ich na magistrackim domu, na dworku pana naddzierżawcy a co na
przednie j szych kamieniczkach.
Przy tych dyspozycjach mnóstwo rodziło się kwesty j, lecz je pan Babecki jednym słowem
rozstrzygał.
Ba, ale choć z pozoru szło wszystko jak z płatka, czoło pana naddzierżawcy coraz więk-
szymi zasmiwało się chmurami. A przyczyną tych chmur i trosk oczwistej był ksiądz pro-
boszcz Kociełł.
Imć pan Babecki układając ceremonię jużci słusznie a po chrześcijańsku proboszczowi po-
czesne wyznaczył miejsce, a nawet Te Deum26 przy wiwatach umyślił w kościółku; a co do
plebanii, chciał tam jakiegoś wielkiego oficera napolionowego instalować. Nie dość pro-
boszcza miał obligować, aby mu łacińskie powitanie grzecznie złożył i dowcipną a polityczną
figurę wywiódł czyli jakoweś cytaty z pisarzów wybrał. Imć Babecki miał nawet już oś głów-
ną, bo imiona Aleksandra Macedońskiego i Cezara, brakło mu jedynie związania. Nikt by
tego, na dziesięć mil wokół, od proboszcza lepiej nie potrafił, bo ten i z kazań słynął i, jak mu
fantazja przyszła, to z którejkolwiek strony by zaczął, jednym zawrotem do okoliczności
schodził.
Nic też dziwnego, że w takiej potrzebie imć pan Babecki od razu nowinę na plebanię do
proboszcza wyprawił, do rady go zapraszając. Lecz proboszcz, wedle relacji pisarza, na wia-
domość, że cesarz z armią nadciąga, pobladł, przeżegnał się i drzwi przed nosem posłańcowi
zatrzasnął. Naddzierżawca stropił się tym zachowaniem księdza i przyzwawszy organistę,
nowe doń zaproszenie wygotował, ale organista, jak poszedł, tak i przepadł. Pan Babecki
przeczekał do świtu i namówił wuja Dobkiewicza, by proboszczowi rzecz wyłożył. Dobkie-
wicz wrócił niebawem z nowiną, że plebania jest zaryglowana. kościół zawarty, a na łomota-
nie do drzwi nikt zgoła nie odpowiada.
Pan Babecki nie chciał wierzyć i sam ruszył do proboszcza. Plebania istotnie zdawała się
na poły zamarłą. Naddzierżawca żaczął kołatać, stukać, dobijać się, a wreszcie w głos pro-
boszcza wołać a zaklinać go, by choć się ozwał.
Wezwania imć pana Babeckiego odniosły w końcu skutek, bo w okienku szczytowym ple-
bani ukazała się siwa głowa księdza.
Wszelki duch Pana Boga chwali! Kto tam?
To ja, dobrodzieju Babecki!
Daruj waszmość teraz nie mogę!
Ale bo, dobrodzieju toż gwałt!... Cesarz na południe przybywa!
Nie znam żadnego cesarza!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]