[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Puls Natashy zaczÄ…Å‚ bić przyspieszonym tempem. Ostroż­
nie, ostrzegła się w duchu. Oparła się wygodnie i spojrzała
na sufit.
- Możesz przestać się wysilać. Takie rzeczy nie robią na
mnie wrażenia.
-W takim razie powiedz mi, co robi - poprosił ją
grzecznie.
- Nie chciałabym, abyś tracił swój cenny czas na moją
skromną osobę. - Odstawiła kieliszek i uśmiechnęła się
czarujÄ…co.
- Dziękuję za radę.
- Rozumiem, że nie masz zamiaru skończyć tej
śmiesznej szopki?
- Ta szopka, jak raczyÅ‚aÅ› nazwać tÄ™ grÄ™, stanowi wy­
zwanie dla każdego prawdziwego mężczyzny.
- Jak rozumiem, zamierzasz dalej bawić siÄ™ w uwodze­
nie tylko dlatego, że nazwaÅ‚am twoje wysiÅ‚ki stratÄ… cza­
su, czy tak?
- Nie tylko dlatego.
- Więc co? Wyzwanie? Nowe doświadczenie?
- Wszystkiego po trochu. Ale przede wszystkim to, że
jesteś piękną kobietą.
W tej właśnie chwili zjawił się kelner z pierwszym
daniem.
Nigdy nie mogła sobie przypomnieć, co wtedy jedli.
PamiÄ™taÅ‚a tylko, że Kazim nalewaÅ‚ pachnÄ…ce poÅ‚udnio­
wym słońcem wino.
- Nasi najlepsi przyjaciele niedÅ‚ugo zamierzajÄ… siÄ™ po­
brać. Nie uważasz, że powinniśmy zawrzeć z tej okazji
pokój? - zaproponował.
Pokój z tym cynicznym, zapatrzonym w siebie uwo­
dzicielem? Nigdy!
- Naturalnie - skÅ‚amaÅ‚a. - Zachowujmy siÄ™ w cywili­
zowany sposób.
Przez większość kolacji rozmawiali o jego pracy.
- Formalnie zarzÄ…dzam rodzinnymi organizacjami do­
broczynnymi, choć w rzeczywistości zarządzają się same.
Tak naprawdÄ™ głównie zajmujÄ™ siÄ™ miÄ™dzynarodowÄ… me­
diacjÄ….
- To bardzo ważna rola. - NaprawdÄ™ byÅ‚a peÅ‚na podzi­
wu. -I niewdzięczna.
- Na ogół tak, jednak czasami udaje siÄ™ przekonać lu­
dzi, by zaczęli z sobą rozmawiać. Myślę, że świat będzie
siÄ™ zmieniaÅ‚ w takim wÅ‚aÅ›nie kierunku. Mniej wojen, wiÄ™­
cej kompromisów i umów międzynarodowych, a do tego
potrzebne są negocjacje. Więc ktoś musi je organizować
i prowadzić. Dlaczego więc nie ja? Lub ty?
- Na pewno nie wszystkim to siÄ™ podoba. Nikt ci nie
grozi?
- NajwiÄ™kszym zagrożeniem jest nuda - stwierdziÅ‚ bez­
trosko.
Nie uwierzyła mu.
- Ekstremiści mogą mieć na ten temat inne zdanie.
- Wszyscy możemy siÄ™ stać ich celem. Wystarczy zna­
lezć się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.
- Jestem pod wrażeniem - powiedziała szczerze. Nie
doceniaÅ‚a dotÄ…d Kazima. Z altruistycznych pobudek wal­
czył o pokój na świecie, narażając się na ataki terrorystów.
Nadal oczywiście był machodinozaurem, ale...
- Dlaczego zajęłaÅ› siÄ™ badaniem rynku? - zmieniÅ‚ nag­
le temat.
- Cóż, jestem dobra w rozszyfrowywaniu ludzkich
myśli.
Roześmiał się.
- Ze mną nie poszło ci tak łatwo.
- Nie jestem psychologiem, tylko socjologiem. Badam
grupy ludzkie, potrafię je zidentyfikować, wyodrębnić,
zrozumieć, a nawet przewidzieć ich potrzeby.
- Muszę to zapamiętać. A jak weszłaś w tę branżę?
- Od ankiet na stacjach.
- Sądziłem, że robisz jedynie badania jakościowe.
- Hm, zapamiętałeś to? - zdziwiła się. - Ale wracając
do rzeczy, tak właśnie zaczynałam. Potrzebowałam pracy,
a żeby pytać ludzi, jakiego mydła używają, nie potrzeba
mieć żadnych kwalifikacji,
- Mnie nigdy nikt nie spytał o coś takiego.
- Zapewne dlatego, że ze statystycznego punktu widze­
nia właściwie ciebie nie ma, jesteś nikim - zaśmiała się.
- Hm... co?
- Nie robisz przecież zakupów, a dla producenta naj­
ważniejsze jest, co klient bierze z półki. Kto kupuje dla
ciebie mydło? Gospodyni? Służący? %7łona? Dziewczyna?
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy jestem żonaty, po prostu
spytaj - powiedział wolno.
Cały jej dobry nastrój prysł jak bańka mydlana.
- Nie zamierzam. Po co?
- Może jednak?
- Bogaci, silni, przystojni mężczyzni powinni mieć
żony.
- Więc spytaj.
- Dobrze. Jesteś żonaty?
-Nie.
- Dlaczego? Tylko mi nie mów, że dotąd nie spotkałeś
tej jednej jedynej.
- Uwierzyłabyś mi, gdybym tak powiedział?
- Jestem na to za stara.
- Nie jesteÅ› zbyt romantyczna, prawda?
- Co za spostrzegawczość.
- Powiesz mi, dlaczego?
- Najpierw ty odpowiedz na moje pytanie.
- Dobrze. Od kilku lat jestem zbyt zajęty, by znalezć
żonÄ™, a gdy byÅ‚em mÅ‚odszy, przeÅ›ladowaÅ‚o mnie zÅ‚oÅ›li­
we fatum.
-Fatum?
- Kobiety mnie porzucały - powiedział ze śmiertelną
powaga.
- Nie wierzÄ™.
- Dzięki, ale to prawda. Raz nawet tak się zdarzyło, że
zostałem na lodzie dwa dni przed ślubem.
- Nie widać po tobie tej strasznej traumy.
- Masz rację, nie widać. Gdybym został jej mężem, na
pewno kupowałaby mi mydło.
Ileż w tym lekceważenia, i to nie wobec byÅ‚ej narzeczo­
nej, tylko wobec kobiet w ogóle. Wielki negocjator, altrui­
sta, zbawca świata, a przy tym durny dinozaur...
- Rozumiem, że od tamtej pory nie spotkałeś nowej
kandydatki do zakupu mydła?
- Moje życie jest dość skomplikowane - uciął temat.
Lecz na Natashę okazało się to za mało.
- To znaczy?
- Wiele podróżuję...
- %7łona nie mogłaby jezdzić z tobą?
- A po co? - wyrwało mu się spontanicznie.
- Aha, rozumiem... Gdzie więc jest twój dom, kiedy
nie podróżujesz?
- Dobre pytanie. Mam mieszkanie w Paryżu, Nowym Jor­
ku, dom w Londynie i nadmorskÄ… posiadÅ‚ość. - UÅ›miech­
nÄ…Å‚ siÄ™ na wspomnienie ostatniego miejsca. - A ty? Gdzie
jest twój dom?
- Urodziłam się na przedmieściach Londynu. Moja
matka nadal tam mieszka. Czasem jÄ… odwiedzam.
- Tęsknisz za tym miejscem?
-Nie.
- Więc gdzie jest twój prawdziwy dom? Gdzieś na
Manhatanie czy w tropikalnej dżungli?
Dżungla! Odchyliła się tak gwałtownie, że krzesło nie-
bezpiecznie się zakołysało.
- Dlaczego to powiedziałeś?
- Co takiego? - popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Już nic. Zapomnij o sprawie. To był bardzo miły wie-
czór, ale muszę już wracać.
Spodziewała się, że będzie protestował, ale nic takiego
nie miało miejsca.
- Skoro tak, odwiozÄ™ ciÄ™ do domu.
Jak na zawołanie zjawił się kelner.
- ZadzwoÅ„, proszÄ™, po mój samochód, Michel - pole­
cił Kazim.
- W tej chwili, wasza wysokość.
Gdy wszyli na zewnątrz, jednocześnie zdarzyły się trzy
rzeczy.
Podjechała limuzyna Kazima, Natasha usłyszała, że ktoś
biegnie w ich kierunku, Kazim chwycił ją mocno i obrócił
tak, że znalazła się między nim a ścianą restauracji.
Błysnęło światło, potem znów, i kroki ucichły.
Mężczyzna, który przyprowadził samochód, wysiadł
na ulicÄ™
- Wasza wysokość, niezmiernie mi przykro. Nie zauwa­
żyłem ich...
Kazim puÅ›ciÅ‚ NatashÄ™ i bez sÅ‚owa wziÄ…Å‚ z jego rÄ™ki klu­
czyki. Otworzył jej drzwi, po czym usiadł za kierownicą.
-Co się stało? - spytała zszokowana.
- Paparazzi.
-Och...
- Nie martw siÄ™, dam sobie z nimi radÄ™.
- Wcale się nie martwię. Jeśli dla kogoś to taka atrakcja,
to niech mnie fotografuje. Nie zrobiÅ‚am nic, czego mog­
łabym się wstydzić.
Ruszyli w drogę. Kazim, jak na jej gust, prowadził zbyt
szybko. W pewnej chwili zaczÄ…Å‚ wybierać numer na swo­
im telefonie.
- Wiesz, że w tym kraju nie można rozmawiać podczas
prowadzenia samochodu?
Zignorował ją.
-Tom? Tu Kazim. Czekali przed restauracjÄ…... Nie
wiem. Zrobili kilka zdjęć... Ja i panna Lambert. Tak,
Lambert. Mamy być świadkami na ślubie Templeton-
Burke'a...
Więc o to chodzi, pomyślała. A mnie się zdawało, że to
randka. Ależ ze mnie idiotka.
- OdwiozÄ™ jÄ… do domu, a potem spotkam siÄ™ z tobÄ… -
mówiÅ‚ dalej Kazim. - Maksimum pół godziny. - Prze­
rwał połączenie.
Kiedy zajechali przed jej blok, stwierdziła:
- Niepotrzebnie zadajesz sobie tyle trudu. Wiem, że
spieszysz siÄ™ do Toma.
On jednak był nieustępliwy. Zaparkował samochód
i poszedł z nią aż pod same drzwi.
- Dziękuję i... dobranoc. - Nagle dostrzegła, że Kazim
trzyma w ręku czarne pudełko. - Co, do diabła... ?
- Powiedziałem ci kiedyś, że zawsze spłacam swoje
długi. Zawsze.
Otworzył pudło. W środku były buty owinięte w welur.
Natasha uwielbiaÅ‚a buty. Te byÅ‚y z zamszu. No i ozdobio­
ne błyszczącym klejnotem.
- Prawdziwe dzieło sztuki - powiedziała z uznaniem.
- Cieszę się, że znalazły tak wspaniałą właścicielkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl