[ Pobierz całość w formacie PDF ]
platformy.
Lord Worth odszedł bez słowa, reszta zaś ruszyła w kierunku modułu mieszkalnego. Gdy
zbliżył się do dziewcząt, Heffer zagrodził mu drogę.
A pan to gdzie sobie idzie?
Lord Worth dla ciebie, pluskwo!
Heffer wyciągnął walkie-talkie.
Mr Durand? Mam tu faceta...
To lord Worth zaskrzeczał w głośniku głos herszta. Jest zrewidowany i ma moje
pozwolenie na rozmowę z córkami.
Lord wyrwał z rąk Heffera urządzenie.
Mógłby pan poinstruować to indywiduum, żeby trzymał się poza zasięgiem głosu?
Słyszałeś, Heffer? I walkie-talkie umilkło.
Powitanie rodziny było bezłzawe i nie zrobiłoby większego wrażenia na znawcach sztuki
kinowej. Lord Worth był dokładnie tym, kim są wszyscy rodzice spotykający się z porwanymi
pociechami, tylko znacznie lepiej panował nad sobą. Marina pierwsza zauważyła ten fakt.
Nie cieszysz się, że nas widzisz, tatusiu?
Lord ucałował je obie i powiedział po prostu:
Jesteście całym moim życiem. Jeśli do tej pory tego nie wiedziałyście, to nadeszła
ostatnia chwila, byście to wiedziały.
Nigdy dotąd tego nie mówiłeś mimo zmierzchu łzy w oczach Melindy były łatwo
dostrzegalne.
Nie myślałem, że to potrzebne. Sądziłem, że wiecie o tym... Może jestem złym ojcem,
może jestem za bardzo zamknięty w sobie, ale wszystkie moje pieniądze nie są warte kosmyka
twoich czarnych Marino, ni twoich rudych, Melindo...
Tycjanowckich, tatusiu, tycjanowskich... Ile razy mam ci to powtarzać?
Melinda płakała już zupełnie otwarcie. Marina, która była zawsze trochę bardziej
spostrzegawcza i domyślna, nagle połapała się, że coś tu nie gra.
Nie jesteś zaskoczony, że nas widzisz? Wiedziałeś, że tu będziemy?
Oczywiście, że wiedziałem.
Jak?
Moi ludzie czekają, aby działać odparł zadowolony.
A co teraz będzie?
Niech mnie diabli, jeśli wiem lord Worth był szczery.
Widziałyśmy jeszcze trzy osoby wysiadające z maszyny. Nie rozpoznałyśmy ich, bo było
już zbyt ciemno.
Jedna to doktor Greenshaw. Doskonały chirurg.
A po co ci chirurg? zdumiała się Melinda?
Nie bądz głupia, po co komukolwiek chirurg? Myślisz, że podamy im Seawitch" na
tacy?
A dwaj pozostali?
Nie znacie ich, nigdy o nich nie słyszałyście, a jeśli przypadkiem ich spotkacie, nie
zdradzcie się pod żadnym pozorem.
Michael i John natychmiast domyśliła się Marina.
Tak, ale pamiętajcie, nigdy ich nie widziałyście!
Zapamiętamy! odparły prawie chórem z rozjaśnionymi twarzami.
Oni są tutaj w wielkim niebezpieczeństwie... Dlaczego pozwoliłeś im przylecieć?
zapytała Marina.
Jak rozumiem, mają tu coś do załatwienia w związku ze swoim niezłomnym
postanowieniem odwiezienia was do domu.
Jak chcą tego dokonać?
Nie wiem lord raz jeszcze zdobył się na szczerość. Jeśli nawet wiedzą, to nie
powiedzieli. Zrobili się ostatnio nadzwyczaj pewni siebie, uważają na mnie jak cholera, nie
dopuszczają mnie nawet do mojego własnego telefonu.
Dziewczęta ledwie powstrzymały wybuch śmiechu, zwłaszcza, że mówiący te słowa nie
wyglądał na przejętego szykanami.
Szczególnie Mitchell wydaje się być w nader bojowym nastroju. Omal nie zabił Duranda
w pierwszej minucie po wylądowaniu. Zrobiłby to z pewnością, gdyby nie wy. Dobrze, koniec z
tym. Idziemy do środka. Byłem dziś w Waszyngtonie i miałem długi, męczący dzień. Potrzebuję
odpoczynku...
Durand oznajmił radiooperatorowi, że jego usługi nie będą potrzebne aż do następnego
wezwania i posłał go do kwatery. Sam znał się doskonale na sprzęcie łączności radiowej i bez trudu
nawiązał łączność z Georgią". Nie minęło półtorej minuty, gdy już rozmawiał z Cronkite'em.
Wszystko pod kontrolą. Mamy dziewczyny i samego lorda zameldował.
Wspaniale! Cronkite był zadowolony; wszystko szło zgodnie z planem, czyli zgodnie
z oczekiwaniami. Przywiózł kogoś ze sobą?
Pilota i trójkę innych: lekarza-chirurga, wygląda na to, że oczekiwał przelewu krwi, i
dwóch techników-sejsmologów albo coś podobnego. Niegrozni, sam widok pistoletu maszynowego
wpędził ich w taniec świętego Wita. Przylecieli bez broni.
Więc nie ma powodów do obaw?
Są i to trzy. Worth ma dwudziestu ludzi wyglądających na zawodowców. Jestem pewien,
że wszyscy to eks-wojskowi. Drugi problem mają tu osiem armat przymocowanych do pokładu i
sterty bomb głębinowych; leżą przy brzegach platformy. Teraz już wiemy, komu przypisać arsenał
marynarki. A trzeci problem, to, że jest nas tu za mało, by wszystkiego pilnować. Ja i czterech
ludzi, a musimy czasem spać. Potrzebuję posiłków i to szybko!
Rano będziesz miał ponad dwudziestu pomocników. Przybędą na zmianę załogi.
Gregson, poznasz go po najbardziej rudej brodzie, jaką widziałeś w życiu, będzie dowodził.
Nie mogę czekać do rana, potrzebuję ich zaraz. Masz przecież helikopter!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]