[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
wieczoru, by bez poĹpiechu czytaÄ, sĹuchaÄ muzyki, oglÄ
daÄ telewizjÄ. Czasami wydawaĹo mu siÄ, Ĺźe
wraca do Ĺźycia tylko na drugÄ
czÄĹÄ dnia, poprzedzajÄ
cÄ
moment, w ktĂłrym z westchnieniem
postanawiaĹ przygotowaÄ sobie Ĺóşko i iĹÄ spaÄ, mimo iĹź wiedziaĹ, Ĺźe kolejna noc, jeĹli nawet nie
bezsenna, bÄdzie niespokojna.
DostrzegaĹ symptomy starzenia siÄ zarĂłwno w swych bezcelowych zajÄciach, jak i w kompletnie
niezasĹuĹźonej bezczynnoĹci. Jedyne, na co potrafiĹ siÄ zdobyÄ, to zachowaÄ te objawy w tajemnicy.
UznawaĹ jednak za smutnÄ
okolicznoĹÄ, Ĺźe pĹomieĹ zgasĹ tak szybko, pozostawiajÄ
c tylko mdĹe ciepĹo
w piersi czĹowieka bez impulsĂłw. ZastanawiaĹ siÄ, czy jego Ĺźycie juĹź nie przeminÄĹo i czy nie wiÄ
ĹźÄ
go z nim tylko sporadyczne przyjemnoĹci. W kaĹźdym
razie jego ostatnie dni byĹy wypeĹnione przyjemnoĹciami, dzisiejszy teĹź. SĹoĹce ĹwieciĹo wysoko na
niebie i byĹoby zbrodniÄ
zostaÄ w domu. PĂłjdzie wiÄc znĂłw do Biblioteki LondyĹskiej. MiaĹ ochotÄ
jeszcze raz poczytaÄ Mauriaca, tak jak w latach dorastania. Potem zje lunch w klubie. WzdychaĹ,
robiÄ
c te plany, caĹkowicie Ĺwiadom, Ĺźe wielu ludzi pozazdroĹciĹoby mu takiego rozkĹadu dnia. Jego
jednak nie cieszyĹ pobyt w przedsionku piekielnym i zastanawiaĹ siÄ, czy coĹ jeszcze zmusi go do
powrotu na ziemiÄ, czy coĹ rozbudzi w nim uczucia, ktĂłre prawdopodobnie wypaliĹy siÄ juĹź do cna.
WychodzÄ
c z domu w najlepszym z nastrojĂłw, na jakie potrafiĹ siÄ zdobyÄ, nie ucieszyĹ siÄ widzÄ
c, Ĺźe
drzwi DunlopĂłw sÄ
otwarte i stoi w nich KÄ
ty Gibb. ByĹ tak pochĹoniÄty myĹlami, Ĺźe przez moment
patrzyĹ na niÄ
, nie rozpoznajÄ
c jej. Ubrana byĹa w czarne spodnie i coĹ, co sprawiaĹo wraĹźenie
czarnego swetra z kaszmiru. Po chwili to coĹ spadĹo na ziemiÄ. RozpoznaĹ sweter Sharon i pomyĹlaĹ,
Ĺźe stopy dziewczyny muszÄ
byÄ bose. Nie pomyliĹ siÄ. PostanowiĹ, Ĺźe okaĹźe wiÄcej dobrej woli, niĹź
jest to konieczne, przywita jÄ
i natychmiast zajmie siÄ wĹasnymi sprawawami.
DzieĹ dobry powiedziaĹ. Mam nadziejÄ, Ĺźe spaĹaĹ dobrze?
Nie, spaĹam zle odparĹa. Gdybym dobrze spaĹa, nie byĹoby mnie tu o tej porze.
WydawaĹoby siÄ, Ĺźe wpóŠdo dziewiÄ
tej...
Ty chodzisz wczeĹnie spaÄ, prawda? Czy to ciÄ nie nudzi?
Pytaniu towarzyszyĹ pĂłĹuĹmiech wyraĹźajÄ
cy pewnoĹÄ siebie, jakby Katy oczekiwaĹa, Ĺźe teraz zostanÄ
przyjaciĂłĹmi.
BÄdziesz musiaĹa mi wybaczyÄ. Jestem dziĹ rano doĹÄ zajÄty.
JÄknÄ
Ĺ, sĹyszÄ
c swe wĹasne kĹamliwe sĹowa. Ale
uznaĹ za konieczne otoczyÄ siÄ murem pĂłĹprawd. W przeciwnym razie nie uniknie ciÄ
gĹych kontaktĂłw
z intruzem.
Katy skierowaĹa siÄ w jego stronÄ, stÄ
pajÄ
c bosymi stopami, z promiennym uĹmiechem na ustach
tym samym, ktĂłrym obdarzyĹa go pierwszego dnia. To byĹa jej odpowiedz. SpostrzegĹ ĹwieĹźo umyte
wĹosy, ciÄ
gle jeszcze lekko wilgotne i pachnÄ
ce szamponem cytrynowym.
GdybyĹ zechciaĹ zrobiÄ mi filiĹźankÄ kawy, to wĹaĹciwie mogĹabym dotrzymaÄ ci towarzystwa
przez póŠgodziny.
Ze zniecierpliwieniem, a takĹźe pod wpĹywem masochistycznego pragnienia poddania siÄ jej woli,
woli, ktĂłra z nudĂłw chciaĹa teraz podporzÄ
dkowaÄ go sobie, otworzyĹ drzwi ze zbÄdnym impetem i
wskazaĹ dziewczynie drogÄ do Ĺrodka.
Kawa czy herbata? zapytaĹ oschle.
Zwietnie, moĹźe byÄ herbata, a do niej grzanka. Grzanka to coĹ cudownego.
Katy wydawaĹa siÄ teraz rozmarzona i odprÄĹźona, co go zdziwiĹo, poniewaĹź dotychczas caĹy czas trzy-
maĹa siÄ na dystans. Najwyrazniej kilka zdaĹ, ktĂłre wymienili poprzedniego wieczoru, zostaĹo dobrze
przyjÄtych. MusiaĹ powiedziaÄ coĹ, co do niej trafiĹo.
Chyba nie jadĹaĹ Ĺniadania? zauwaĹźyĹ.
Nigdy nie jadam Ĺniadania odpowiedziaĹa ciÄ
gle tym samym rozmarzonym tonem. Po chwili
smarowaĹa grzankÄ miodem.
Zwykle jem lunch poza domem. Bo zanim wstanÄ, wezmÄ kÄ
piel i siÄ ubiorÄ, na Ĺniadanie jest juĹź
za pĂłzno. Wiesz, jak to bywa.
UdaĹo jej siÄ wciÄ
gnÄ
Ä go w swe prywatne sprawy, a raczej w prywatne szczegĂłĹy porannych
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]