[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trunek - koniuszkiem języka oblizała usta.
Skwapliwie zapewnił ją, że nigdy lepszego nie pił.
- Wie pan - powiedziała sadowiąc się wygodniej na poduszkach - zastanawiam się,
czym się pan właściwie zajmuje?
- Już pani wie. Jestem apostołem.
- Racja, zupełnie zapomniałam. - Przechyliła głowę do tyłu, przymknęła oczy. - A
więc głosi pan piękne zasady, stara się tworzyć doskonalsze jutro, troszczy o bliznich, potępia
grzeszników, służy pomocą cnotliwym...
Zaśmiał się.
- To, co pani powiedziała, w pewnym sensie jest bliskie prawdy.
- A widzi pan, mam intuicję. Tylko jak to pogodzić: apostoł i marihuana?
Przyłożył palec do ust.
- Pat, trzeba być wyrozumiałą. Apostołowie też są ludzmi.
- A więc świetnie, apostole. Na dowód wyrozumiałości i sympatii dla pana wskażę
panu drogę do raju.
- Wskaże mi pani drogę - powtórzył i rozłożył ręce. - Tb bardzo wiele, ale mimo to
mało. Skromny, niezbyt jeszcze zasłużony apostoł nie przedostanie się do miejsca tak
ekskluzywnego. Musiałby mieć duże poparcie albo małą przepustkę.
Wstała z tapczanu, ponownie napełniła szklaneczki, po czym podeszła do
filigranowego biureczka zdobionego ażurowymi okuciami. Po chwili wróciła, trzymając w
ręce podłużny kartonik.
- Najpierw wypijmy - zaproponowała. - O tak, do dna. A teraz proszę - podała mu
kartonik. - Przepustka byłaby czymś mało efektownym, nie odpowiadającym pozycji
apostoła. Mam tu coś lepszego: zaproszenie.
Wziął kartkę do ręki. Było to imienne numerowane zaproszenie na Bryg Erotica dla
Patrycji, upoważniające do wstępu dwie osoby.
- Ma pani zamiar mnie tam wprowadzić? - zapytał.
- Jak pan widzi. Rano w oznaczonym tutaj dniu proszę zadzwonić do mnie. Umówimy
się dokładniej.
Zanotował numer telefonu, ponownie przejrzał zaproszenie anonsujące bal maskowy,
striptiz, kasyno gry, filmy porno , afrykański balet.
- Dlaczego pani sądzi, że spragniony jestem takich właśnie atrakcji?
- Dla mnie i dla pana znajdzie się tam coś bardziej atrakcyjnego. Trzeba umieć czytać
między wierszami. - Wskazała na zaproszenie. - Jest tu wzmianka o atrakcjach za specjalną
opłatą...
Tego nie mógł się spodziewać. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zasłona uchyla się
coraz bardziej. Ma już przed sobą ścieżkę prowadzącą do okrytych tajemnicą rewirów Brygu
Erotica , statku, który nie dawał spać van Kolenowi.
Zwrócił zaproszenie.
- Należy pani do nielicznego grona wybrańców tego świata, jeśli otrzymała pani to
zaproszenie. Słyszałem, że Bryg Erotica to superekskluzywny statek rozrywkowy.
- To nie moja, lecz mojego papcia zasługa. Ma on w herbie dolarową cyfrę z
sześcioma zerami. Dała mu ją guma do żucia Poemat o dwunastu smakach. Jest to klucz,
który otwiera drzwi do miejsc, gdzie tylko nieliczni mają dostęp.
- Czy papcio również... Przerwała mu.
- Ale skąd, jego pasją jest guma, konta czekowe i pewna pulchna Kanadyjka. Po
prostu ci panowie od zaproszeń wiedzą wszystko: co kto lubi i jakie ma konto. Właśnie
dlatego dostałam zaproszenie.
- Dużo pani podróżuje?
- O, tak. Zwiedzam świat, przyglądam się ludziom, zwierzętom, wie pan, nieraz
porównując jednych z drugimi dochodzę do smutnych wniosków... Poza tym nudzę się.
- Pozostaje jeszcze miłość.
Splotła dłonie na karku, chwilę milczała.
- Wie pan, porzućmy ten uperfumowany temat. Przeciął dłonią powietrze.
- Już przestał istnieć.
- To miło z pana strony. Proszę nalać mi wina, sobie też i dać mi jeszcze jedną
poduszeczkę pod głowę. O tak, teraz jest świetnie.
Poprosił, żeby opowiedziała mu o swoich podróżach.
Ożywiła się.
- Może lepiej będzie, jeżeli zilustruję je panu. - Sięgnęła ręką za tapczan, wyjęła
sporych rozmiarów plastykową tekę.
Wewnątrz znajdował się plik akwarel. Przeważały wśród nich krajobrazy: górskie
przełęcze, spienione potoki, przystanie z zakotwiczonymi u nabrzeża kutrami. Były rozległe
zaciszne plaże, skąpane w słońcu południa, smukłe sylwetki czarnych półnagich
wojowników, dumnie wspartych na zdobionych piórami oszczepach.
Zdziwiła go różnorodność tematyki, subtelny dobór barw, lekkie, zdecydowane
pociągnięcia pędzla. Zwiatło było tu światłem, cień cieniem, zdawało się, że słyszy się szum
górskich potoków.
- To Kordyliery - wyjaśniła odkładając na bok kartony. - A ten wojownik to
mieszkaniec Amazonii nad rzeką Ukajali. Tu ma pan fragment plaży na wyspach Bahama...
Jak pan widzi, nie zawsze próżnuję.
- Wykorzystuje pani w jakiś sposób ten materiał? Wiele tu znakomitych prac.
- Wykorzystuję jak najbardziej... chociażby w tej chwili... I na tym się właściwie
kończy. - Powiedziawszy to zepchnęła teczkę za tapczan. - Wie pan - wzdrygnęła się -
widocznie trochę mnie przewiało, kiedy siedzieliśmy nad morzem na cyplu. Potem ta nieco
zwariowana jazda otwartym autem... Proszę mi podać pled, leży obok pana na pufie. Jest
lekki jak puch i bardzo ciepły. Przywiozłam go kiedyś z Kaszmiru.
Wtuliła głowę w poduszki, przykryła się pledem.
- Może pan się śpieszy, może ktoś czeka na pana?... - spytała sennym głosem.
Zapewnił ją, że nie.
- To dobrze. Wobec tego nigdzie pan nie pójdzie. Jest pózno. Zwiecę proszę zgasić,
wystarczy lampka. O tak, teraz jest dobrze, znacznie lepiej... Tym pledem mogą się okryć
nawet trzy osoby. - Wychyliła głowę spod cienkiej, puszystej tkaniny. - Starczyło i dla ciebie?
To świetnie, jak widzisz, nie jestem egoistką.
Na chwilę umilkła, jakoś po dziecinnemu wygodniej układała się, podkurczyła nogi.
- Swoją drogą to zabawne... żadnej z moich koleżanek chyba to się nie zdarzyło, żeby
leżeć pod jednym pledem z apostołem... Wie pan, Zbyś... Zbysiek... bardzo trudne to pana
imię... wolę apostoła... ja umiem mruczeć z zadowolenia... jak kot... ale do ucha...
Poczuł na twarzy kosmyki jej włosów, przyśpieszony oddech...
Było już widno, kiedy się obudził. Obok, z głową wtuloną pod jego ramię, spała
Patrycja. W jednej ręce trzymała barwną, zmiętą chusteczkę, palce drugiej zanurzyła mu we
włosach.
Wstał, ubrał się, uważając, żeby jej nie obudzić. Na biurku zostawił bilecik. Pisał, że
od wczorajszego dnia przeżył wiele pięknych chwil. Pamięta o zaproszeniu na bryg.
Zadzwoni w dniu, na który umówili się.
Tego wieczora postanowił ponownie skontaktować się z Pająkiem. Minęło już dość
czasu, aby mógł zdobyć jakąś wiadomość o Meduzie.
Wyszedł na ulicę. Powietrze, drążone szumem motorów, drgało jak sprężyny w
starym materacu. Dołem niczym poranne mgły słały się po asfalcie spaliny. Przyspieszył
kroku, w ostatniej chwili wskoczył do odjeżdżającego od przystani tramwaju wodnego i po
kwadransie znalazł się w oddalonej od centrum dzielnicy. Nie chciał zbyt często pokazywać
się w lokalu, który Indonezyjczyk obrał sobie za bazę, postanowił więc odwiedzić go w
domu.
Na ganku, czochrając się plecami o framugę drzwi, stała gruba Murzynka. Poznała go,
uśmiechnęła się i oznajmiła, że Pająka nie ma, w ogóle ostatnio rzadko zagląda do swego
mieszkania. A jeżeli chodzi o sprzątanie, które jej zlecił, to Bóg świadkiem, że nie warto było.
Po trzech dniach zastała taki sam śmietnik jak poprzednio. Sprawę tę prawdopodobnie
przeżyła głęboko, gdyż w miarę udzielania wyjaśnień pierś jej zaczęła falować jak wzburzony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]