[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdobionych skrzydłami. Ich złote włosy rozwiewał wiatr, a chłodne oczy skupiły się na celu
znajdującym się poza zasięgiem jego wzroku.
- Wybierające się na śmierć! - krzyknął gromko nieznajomy szeroko rozkładając ręce
w złowieszczym geście. - Jadą z mroków północy! Uskrzydlone kopyta depczą toczące się
chmury. Przeznaczenie przędzie swoją nić. Krosna i wrzeciono złamane! Przeznaczenie
krzyczy na bogów i noc zapada nad Asgaardem! Noc i trąby Rangaroka!
Wiatr szeroko rozwiał płaszcz nieznajomego odsłaniając potężną, odzianą w kolczugę
postać. Kapelusz mu spadł uwalniając niesforne loki. Conn zadrżał, gdy wzrok nieznajomego
spoczął na. nim. Dojrzał, że tam, gdzie powinno znajdować się drugie oko, ział pusty oczodół.
W tym momencie ogarnęła go panika. Odwrócił się i pobiegł w dół wąwozu jak człowiek
ścigany przez demony. Obejrzał się z przerażeniem za siebie i dojrzał, że obcy z rękoma
wysoko uniesionymi stoi pod pokrytym chmurami niebem. Connowi zdawało się, że obcy
urósł do monstrualnych rozmiarów, wyłaniał się jak kolos spośród chmur, a góry i morze
zdawały się maleć. I nagle nieznajomy postarzał się jakby minęły wieki.
Rozdział 2
Podmuchy wiosennego wiatru zamarły. Niebo zrobiło się niebieskie, a morze spokojne
jak sadzawka. Tylko kilka rozproszonych wzdłuż plaży kawałków drewna dawało nieme
świadectwo jego zdradliwości. Wzdłuż morskiego brzegu jechał samotny jezdziec.
Szafranowy płaszcz powiewał za nim, a żółte włosy smagały go po twarzy.
Nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że jego narowisty rumak parsknął i zadrżał.
Spośród piaszczystych wydm wyłonił się wysoki i potężny mężczyzna o dzikim wyglądzie.
Ubrany był tylko w przepaskę biodrową.
- Kim jesteś? - spytał jezdziec. - Kto z takim wyglądem nosi miecz wodza i
jednocześnie obrożę niewolnika?
- Jestem Conn, młody panie. Jeden z banitów, jeden z niewolników, ale wciąż jeszcze
człowiek króla Briana, czy chce on tego czy nie. Ale ja znam cię. Jesteś Dunlang O Hartigan,
przyjaciel Murrogha, syna Briana, księcia Dal Cais. Powiedz mi, dobry panie, czy w tym
kraju panuje wojna?
- Prawdę mówiąc - odrzekł młody wódz, - nawet teraz król Brian i król Malachi
rozbili obozy w Kilmainham, koło Dublina. Rankiem opuściłem obóz. Król Sitric z Dublina,
zebrał ze wszystkich krajów wikingów. Galowie i Duńczycy są gotowi dołączyć do bitwy,
jakiej Erin nigdy nic widział.
Oczy Conna zaszły mgłą. - Na. Croma! - mruknął na wpół do siebie. - Tak mówił
Stary Mężczyzna, ale skąd on mógł wiedzieć? Pewnie to wszystko było snem.
- Jak się tu dostałeś? - spytał Dunlang.
- Z Torka. na Orkadach w otwartej łodzi, którą jak drzazgą rzucało po falach. Niegdyś
zabiłem człowieka z Meath, żołnierza Melaglilina. Uciekłem, bowiem złamałem rozejm i
serce króla Briana odwróciło się ode mnie.
- %7łycie na wygnaniu jest ciężkie. Thorwald Raven, jarl Hebryd pojmał mnie gdy
byłem słaby z powodu ran i głodu i założył mi na szyję tę obrożę.
Dotknął ciężkiego, miedzianego pierścienia opasującego mu szyję.
- Pózniej sprzedał mnie synowi Wolfgara. Snorii z Torka. Ten był twardym panem.
Pracowałem za trzech i jak pszenicę kosiłem beztrosko sąsiadów, z którymi miał spory. W
podzięce dawał mi suchy chleb ze swego stołu, gołą ziemię do spania i głębokie rany na
plecach. W końcu nie zdzierżyłem i skoczyłem na niego w jego własnej komnacie.
Roztrzaskałem mu czaszkę polanem. Zabrałem mu miecz i uciekłem w góry, woląc raczej
zamarznąć czy umrzeć z głodu niż skonać pod batem. Tam w górach - w oczach Conna
pojawił się cień zwątpienia - myślałem, że śnię. Zobaczyłem wysokiego, starego mężczyznę,
który powiedział, że w Erin trwa wojna. W moim śnie ujrzałem też Valkirie jadące po
chmurach na południe... Lepiej podjąć ryzyko na morzu niż zagłodzić się na śmierć w górach
Orkad - kontynuował z większą pewnością siebie. - Na. szczęście znalazłem łódz rybacką z
zapasami żywności i wody. Na Croma! Pragnąłem żyć! Ostatniej nocy wpadłem w paszczę
burzy i pamiętam tylko, że walczyłem z morzem. Niestety mimo moich starań łódz zatonęła.
Pózniej walczyłem z falami do chwili, gdy straciłem przytomność. Nikt nie mógł być bardziej
zaskoczony niż ja, kiedy o świcie zorientowałem się, że jak kawałek drewna leżę na plaży.
Leżałem na słońcu próbując wypędzić przenikliwe zimno z moich kości.
- Na wszystkich świętych, Conn. Podoba mi się twoja odwaga.
- Mam nadzieję, że królowi Brianowi również się będzie podobać.
- Dołącz do mojego orszaku - zaproponował Dunlang. - Porozmawiam o tobie. Król
Brian ma poważniejsze sprawy na głowie niż jakiś drobny rozlew krwi. Przeciwnicy znajdują
się blisko śmiertelnego uścisku.
- Czy roztrzaskujący włócznie padną nazajutrz?
- Nie z woli króla Briana. Niechętnie rozleje krew w Wielki Piątek. Ale kto wie, kiedy
poganie na nas spadną?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]