[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale dolna warga drżała i musiała ją przygryzć.
- Ja tam będę płakał - oświadczył Tod.
Nie przestając jej poszturchiwać, wyszedł za Malory na dwór.
Położył pudło na blacie jednego z żelaznych stołów ustawionych na starannie
wybrukowanym patio i chwycił ją w objęcia.
56
- Nie zniosę tego.
Bez ciebie nic już nie będzie tak jak dawniej.
Z kim będę plotkował, kto będzie kleił moje serce, złamane przez kolejnego bękarta?
Zauważ, że myślę wyłącznie o sobie.
Musiała się roześmiać.
- Nadal będziesz moim najlepszym druhem, prawda?
- Jasne.
Ale nie strzelisz jakiegoś głupstwa typu przeprowadzka do metropolii?
- Odsunął się, żeby zajrzeć jej w twarz.
- Nie wpadniesz w złe towarzystwo i nie zaczniesz pracować w tym ohydnym sklepie z
pamiątkami w pasażu handlowym?
Poczuła ciężar w żołądku.
To były jedyne rozsądne możliwości, jeśli chciała się utrzymać.
Ale widząc, że Tod wygląda tak, jakby zaraz miał się rozpłakać, nie chciała go
przygnębiać.
- Nie wiem jeszcze, czym się zajmę...
tak dokładnie.
Ale mam coś na oku.
- Pomyślała o niesamowitym wieczorze i o kluczu.
- Pózniej ci o tym opowiem.
Na jakiś czas mam zajęcie, a dalej...
dalej nie wiem, Tod.
Wszystko się popsuło.
Może jednak popłacze sobie trochę pózniej.
57
- Nic nie układa się tak, jak miało być, i pojęcia nie mam, jak się dalej potoczy.
- %7łyciowy Plan Malory Price nie uwzględniał wyrzucenia z pracy.
- To tylko chwilowe wahnięcie - zapewnił ją.
- Jamesa trawi seksualny amok, ale może jeszcze dojdzie do przytomności.
Mogłabyś się z nim przespać - dodał, tknięty nagłą myślą.
- Ja mógłbym się z nim przespać.
- Na obie te propozycje mam tylko jedno określenie: ohyda.
- Głębokie i prawdziwe.
Słuchaj, wpadnę do ciebie dziś wieczorem z chińskim jedzeniem i winkiem.
- Prawdziwy przyjaciel z ciebie.
- Ułożymy plan, jak się pozbyć wstrętnej Pameli, i zastanowimy nad twoją przyszłością.
Serduszko, chcesz, żebym odprowadził cię do domu?
- Nie, dzięki, dam sobie radę.
Potrzebuję trochę czasu, żeby się uspokoić.
Pożegnaj ode mnie wszystkich.
Ja...
ja teraz nie potrafię.
- Tym się nie przejmuj.
Idąc w stronę domu, starała się nie przejmować.
Starała się opanować panikę, wzrastającą z każdym krokiem, który oddalał ją od
dotychczasowego życia i jednocześnie przybliżał do przyszłości, rozciągającej się niczym
szeroki wąwóz.
Była młoda, wykształcona, potrafiła pracować.
Miała życie przed sobą - czyste, niezamalowane płótno.
58
Wystarczy tylko wybrać kolory i chwycić za pędzel.
Teraz musi jednak zacząć myśleć o czymś innym.
O czymkolwiek.
Ma miesiąc na podjęcie decyzji.
A w tym czasie intrygujące zadanie do wykonania.
W końcu nie co dzień człowiek otrzymuje propozycję odnalezienia tajemniczego klucza i
wzięcia udziału w akcji ratowania dusz.
Na tym się skupi, dopóki nie ułoży sobie planu na resztę życia.
Dała przecież słowo, więc lepiej będzie zabrać się do poszukiwań.
Jakichkolwiek.
A zaraz po powrocie do domu utopi swój żal w ćwiartce Ben and Jerrys.
Na rogu odwróciła się jeszcze, rzucając galerii tęskne, żałosne spojrzenie.
Kogo chciała oszukać?
Jej dom znajdował się tam.
Z ciężkim westchnieniem uczyniła następny krok...
i wylądowała na tyłku.
Zderzyła się z czymś.
Pudło z rzeczami poszybowało w powietrze, by następnie wylądować na niej.
Usłyszała stęknięcie, jakby skowyt.
Oddychając z trudem, gdyż jej pierś przygniatała jakaś masywna bryła, spojrzała prosto
w czarną, włochatą mordę.
Spróbowała złapać powietrze i krzyknąć, a wówczas morda wywaliła szeroki jęzor i
przejechała nim po jej twarzy.
- Moe!*
Do nogi!
59
Przestań, do diabła, i złaz natychmiast.
Jezus, strasznie mi przykro.
Usłyszała głos lekko spanikowany.
Próbowała wykręcić głowę, aby ujść liznięciom ozora.
Nagle czarnej masie wyrosły ręce.
A potem druga głowa.
Ta należała do człowieka i mimo okularów przeciwsłonecznych zsuwających się z
wąskiego prostego nosa i skrzywionych w grymasie ust, była o wiele atrakcyjniejsza od
tej pierwszej.
- Nic się pani nie stało?
Nie skaleczyła się pani?
Mówiący odepchnął zwaliste cielsko i wcisnął się między nią a psa, tworząc coś w
rodzaju wału ochronnego.
- Czy da pani radę usiąść?
Pytanie było retoryczne, gdyż jednocześnie podciągał ją z pozycji leżącej do siadu.
Pies usiłował wepchnąć swój nos i zarobił szturchańca łokciem.
- Leż spokojnie, ty wielki niedobry idioto.
To nie do pani - dodał szybko mężczyzna, uśmiechając się czarująco.
- Przykro mi.
On nie jest grozny, tylko głupi i niezgrabny.
- Co... co to jest?
- Moe to pies, przynajmniej tak się mówi.
Podejrzewam, że stanowi skrzyżowanie cocker spaniela z mamutem włochatym.
Naprawdę bardzo mi przykro.
To moja wina.
60
Nie uważałem i zwiał mi.
Zerknęła w prawo, gdzie siedział pies - o ile to był pies - który walił o ziemię ogonem
grubym niczym jej ramię; zapewne starał się wyglądać jak najbardziej niewinnie.
- Mam nadzieję, że nie uderzyła się pani w głowę.
- Nie sądzę.
- Właściciel Moego tak się w nią wpatrywał, że poczuła falę gorąca, rozlewającą się pod [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl