[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wieczorami grają tam w pokera, a Skunks nie odpuści żadnej partii, dopóki
nie przegra całej forsy. Dlatego z nim grają, bo tak naprawdę to gracz z
niego żaden. Gdyby wygrywał, pewnie by go pogonili, ale że kasę zostawia
na miejscu, jak oś go tolerują.
59
R
L
T
Myśl, że ciężko zarobione pieniądze matki złodziej idiotycznie
przegrał, nie spodobała się Piotrusiowi. Do tej pory traktował całą rzecz jako
nieprzyjemny incydent. Teraz uznał, że ktoś powinien zniechęcić bandziora
do procederu raz na zawsze. Postanowił uczciwie wziąć się do roboty.
Tego samego wieczoru przypiął się do starego kumpla i razem poszli
do Oazy. Kosztowało go to sześć piw, ale nie żałował, bo od razu popchnął
sprawę naprzód. Do ich stolika przysiadł się jakiś oprych. Kumpel akurat
komentował pod nosem wyrazną niecierpliwość Skunksa, który chyba
czekał na resztę graczy. Bywalcy Oazy omijali go dziwnie szybko, starając
się znalezć wolne miejsce jak najdalej. Oprych zarechotał i z pełną pogardy
satysfakcją wyjaśnił Piotrusiowi tutejsze obyczaje. Gra, mianowicie, zaczy-
nała się dopiero o dwudziestej trzeciej. Gracze zostawali, reszta wychodziła.
Właściciel nie był stratny, bo wszyscy wypijali swoje wcześniej, a wygrany
odpalał mu procent. I tylko z tego powodu tolerowano obecność Skunksa w
knajpie. Był mile widzianym graczem, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się
wygrać.
Piotruś udał wścibskiego idiotę i dowiedział się wiele o zwyczajach
bandziora. Oprych zwierzał się bez zahamowań i podejrzliwości.
Najwyrazniej uznał go za swojego.
Przed dwudziestą trzecią magister Barnaba opuścił dom hazardowej
rozpusty i pognał do własnego, bo marzył o kąpieli. Miał wrażenie, że cały
śmierdzi piwem i papierosami. Piwo też zrobiło swoje i Piotruś z nagłym
rozczuleniem pomyślał o czystej, pachnącej łazience. Do tej w obskurnym
lokalu nie odważył się nawet zajrzeć.
Mieszkanie było zamknięte na trzy spusty. Zdziwił się nieco, a potem
przeraził, że może jego rodzicielka postanowiła osobiście szukać
rzezimieszka na kraśnickich ulicach. Ulżyło mu, gdy zauważył, że w pokoju
R
L
T
świeci się światło, a telewizor jest włączony. Matka pewnie po prostu nie
usłyszała dzwonka.
W pokoju jej jednak nie było. Piotruś rozejrzał się, pomyślał chwilę i
wrzasnął informacyjnie:
Matula! Wróciłem!
Przez chwilę w domu panowała cisza przerywana tylko odgłosami z
telewizora. Wreszcie w drzwiach łazienki stanęła Eliza Barnaba. Twarz
miała ziemistoszarą, wzrok nieco błędny. W zwojach cienkiego szlafroczka
wyglądała trochę jak widmo z poprzedniej epoki i Piotruś uczuł lekki
niepokój. Matka była okazem zdrowia, nigdy nie chorowała, a teraz
sprawiała wrażenie, że ledwo stoi na nogach.
Piotrula powiedziała słabym głosem jak musisz do łazienki, to
szybko, bo ja... Poszarzała jeszcze bardziej i cofnęła się gwałtownie,
zatrzaskując za sobą drzwi.
Piotruś przez chwilę stał niezdecydowany, w końcu wrócił do pokoju i
usiadł na rozłożonej kanapie. Zamyślił się głęboko. Kiedy parę godzin temu
wychodził z domu, wszystko było w porządku. Matka przygotowywała
pokój dla swojej przyjaciółki i tak była tym zaabsorbowana, że nawet nie
zapytała, o której wróci. Coś chyba musiała zjeść i wyraznie jej zaszkodziło,
bo te objawy... Piotruś nagle poczuł, że piwo, które wypił w Oazie, wielkim
głosem woła o wolność. Poderwał się i załomotał w drzwi łazienki.
Matula! Błagam, wyjdz, bo ja muszę... No, muszę!
Ze środka dobiegło bolesne stęknięcie i dzwięk spuszczanej wody, a
zaraz potem dziwny syk. Po chwili rzetelnie sponiewierana Eliza wypełzła
niemrawo z przybytku i znękana oparła się o ścianę w przedpokoju. Do
dalszych peregrynacji nie czuła się zdolna. Poza tym w pobliżu azylu czuła
się bezpieczniej.
61
R
L
T
Ale tylko na chwilę, bo ja chyba jeszcze nie skończyłam
powiedziała słabym głosem. Tylko szybko, Piotrula. Bo będzie
nieszczęście...
Piotruś nie czekał. Wpadł do łazienki jak pershing. Dopiero po chwili
dotarło do niego, że w pomieszczeniu panuje dziwny konglomerat woni. Na
czoło wybijał się aromat konwalii. Zdziwił się trochę, ale dojrzał stojący na
wannie odświeżacz zapachów i skojarzył z nim to dziwne syczenie. Nie
roztkliwiał się nad rozrzutnością matki, tylko zrobił swoje, pośpiesznie umył
ręce i wyszedł, bo usłyszał z przedpokoju jęk. Wpadła do środka, omal go
nie przewracając.
Matula powiedział niespokojnie przez drzwi może pogotowie
wezwać? To nie wygląda na normalne zatrucie.
Wiem, że nie wystękała Eliza przez zaciśnięte zęby. Nikogo nie
wzywaj. Dam radę. Naszykuj tylko dużo picia, żebym się nie odwodniła.
Siedząc na sedesie, do przewinień złodziejaszka dopisała jeszcze
jedno. Nie miała zamiaru cierpieć na darmo. Wleje rycynę w tego
parszywca, nawet gdyby miała mu przy tym wybić wszystkie zęby. Malwina
na pewno ma kamerę, a jak nie, to z przyjemnością wyda pieniądze, żeby
uwiecznić całą zemstę. Nagrają to i będą sobie oglądać dla przyjemności. A
może uda jej się namówić syna, żeby puścił film w Internecie?
Piotruś posłusznie potruchtał do kuchni i nastawił wodę na herbatę.
Był głodny, ale nie wiedział, co matce zaszkodziło i wolał nie ryzykować.
Drugiej łazienki w domu nie było.
Pozaglądał do garnków. Zlinka mu poleciała na j widok gulaszu z
obiadu, ale nie odważył się spróbować. Po namyśle ukroił potężną pajdę
chleba, posmarował margaryną, położył na to wędlinę wyjętą i z lodówki,
usiadł przy stole i zaczął jeść. Machinalnie przysunął do siebie ciemną
R
L
T
buteleczkę, która stała na brzegu. Parę razy obrócił ją w dłoni, nim
zorientował się, co zawiera. Napis na opakowaniu był wystarczająco
wyrazny.
Piotruś w dzieciństwie bywał straszony rycyną przez babkę Barnabinę.
Głównie wtedy, gdy rozrabiał. Ayżka tego specyfiku miała w nim podobno
zaszczepić grzeczność. Na szczęście matka zobaczyła w porę, co się święci i
raz na zawsze ucięła podstępną działalność babki. W Piotrusiu pozostało
jednakże granitowe przekonanie, że rycyna jest obrzydliwa i zmienia
człowiekowi charakter. Teraz gapił się na buteleczkę, usiłując zrozumieć, do
czego jej zawartość była potrzebna matce. Nic nie wymyślił, zatem
pośpiesznie wepchnął w siebie resztki kanapki i poszedł do swojego pokoju.
Odpalił komputer i rozpoczął poszukiwania. Kiedy w kuchni zagwizdał
czajnik, Piotruś wiedział już wszystko na temat działania rycyny. Zalała go
głęboka wdzięczność, że matka uratowała go wtedy przed takim
cierpieniem, ale za chińskiego boga nie mógł pojąć, dlaczego sama się
katowała. Bo nie wątpił, że dzisiejsze perturbacje były wynikiem zażycia
specyfiku. Może to jakaś nowa dieta? pomyślał niepewnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]