[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niby masz rację...
- Niby? - zadrwiła. - Czekam więc na ale".
- Ale widziałem, w jakim wczoraj byłaś stanie.
- Było, minęło, a ty nie jesteś moją niańką - syknęła. - I nie patrz tak na mnie, to nie
była cyrkowa sztuczka!
- Nie imputuj mi czegoś, czego nawet nie pomyślałem! - Tym razem, gdy chwycił ją
za ramiona, nie zaprotestowała. - Nic nie poradzę, że są ludzie, którzy tak na ciebie reagują,
ale ja do nich nie należę. Auroro, spędziliśmy razem noc, a ja nawet nie wiem, kim jesteś.
Boję się ciebie dotknąć, żeby czegoś nie rozpętać, a jednocześnie nie mogę utrzymać przy
sobie rąk. Zszedłem na dół, bo gdybym poleżał przy tobie jeszcze sekundę, wziąłbym cię
znów, nawet we śnie.
Gwałtownie złapała go za ręce.
- Czego ty ode mnie chcesz?! - zawołała. - Do diabła, mów szczerze, czego ode mnie
chcesz?
- Nie wiem... - powiedział cicho. - Nie rozumiem siebie, nie rozumiem ciebie - dodał
bezradnie. - Potrzebuję czasu.
- Masz rację. Czas, dystans, tego nam potrzeba. - Nagle poczuła, jakby coś traciła. Ale
nie mogła poddać się niekontrolowanym emocjom. - Dawidzie, ja...
- Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. Ta noc była niezwykła. - Przyciągnął ją i
posadził na stopniu obok siebie. - Byłem zbyt oszołomiony, by się nad tym zastanowić,
dopiero przez ostatnią godzinę co nieco przemyślałem. - Nie rozluzniła się, gdy ją objął
ramieniem, ale i nie odsunęła. - I wiem jedno. Pragnę lepiej poznać kobietę, z którą
zamierzam spędzić dużo czasu, z którą chcę się kochać.
Zwróciła się w jego stronę.
- Nie obiecuj sobie zbyt wiele - stwierdziła chłodno, oficjalnie. - Nie masz ku temu
żadnych podstaw.
- Wiem, A. J. Wiem też, że stąpamy po cienkim lodzie...
- Zgadzam się. To równanie ma zbyt wiele niewiadomych, by dało się rozwiązać.
- Jest jednak coś, czego niewiadomą z całą pewnością nazwać nie możemy.
- To znaczy?
- Pragniemy siebie, Auroro.
- To niewiele.
Dotąd uważał inaczej, ale musiał się z tym zgodzić, bo taka była prawda Aurory.
- Tak, niewiele - stwierdził szczerze. - Proponuję więc, byśmy na początek tym się
zadowolili.
Może ma rację.
- Tylko żadnych obietnic - stwierdziła stanowczo.
- %7ładnych obietnic.
- I żadnego mieszania biznesu z życiem prywatnym.
- Absolutnie.
- I jeśli któreś z nas uzna, że ten układ mu nie pasuje, rozchodzimy się bez scen i
pretensji.
- Zgoda. Chcesz to na piśmie? Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Nie zaszkodziłoby. Producenci są znani z tego, że nie dotrzymują słowa.
- Agenci słyną z cynizmu.
- Raczej z przezorności. W końcu płacą nam za to, żebyśmy byli cwanymi draniami. A
propos, nie dokończyliśmy naszej rozmowy o interesach Clarissy.
- To nie są godziny pracy. - Ujął jej rękę i podniósł ją do ust.
- Nie zmieniaj tematu. Musimy dopracować szczegóły. I to dzisiaj.
- Między dziewiątą a piątą.
- Dobra, zadzwoń do biura i... O Boże.
- Co?
- Moje wiadomości. Ani razu ich nie przesłuchałam.
- A myślałem, że stało się coś strasznego.
- Nie żartuj. Byłam w pracy tylko przez dwie godziny. Na pewno będę musiała
poprzestawiać spotkania. Gdzie jest telefon?
- Poświęć mi jeszcze chwilę.
- Dawid, ja nie żartuję...
- Ja też nie. - Uśmiechając się, wsunął rękę pod szlafrok i rozsunął go. Poczuła, jak
miękną jej kolana.
- Dawid. - Odwróciła głowę, chcąc uniknąć jego pocałunku, ale nie pomyślała, że jej
szyja także jest nad wyraz wrażliwa. - To potrwa tylko chwilę.
- Mylisz się. - Poluzował pasek u szlafroka. - Zamierzam zająć ci więcej czasu.
- Wiem tylko, że mam służbowe śniadanie.
- Wiem, że do południa nie masz żadnego spotkania. Oboje natomiast wiemy, że
chcemy się kochać.
- Muszę najpierw... - zaczęła, zanim ją pocałował.
- A. J., potem...
Szlafrok zsunął się na podłogę.
ROZDZIAA 8
Powinna czuć się usatysfakcjonowana i odprężona. Jej stosunki z Dawidem - a minęło
dziesięć dni od ich pierwszej nocy - układały się gładko. Gdy czas na to pozwalał, razem
spędzali wieczory. Przechadzali się po plaży, wpadali do restauracji lub szykowali kolację w
domowym zaciszu. Namiętność, która ich połączyła, nie zmalała ani trochę. Przeciwnie,
Dawid pożądał jej tak desperacko, jak tylko mężczyzna może pożądać kobiety. Tego była
absolutnie pewna, w przeciwieństwie do wielu spraw, co do których miała coraz więcej
wątpliwości.
Powinna czuć się odprężona, a była nieludzko spięta.
Codziennie musiała odbudowywać warstwę ochronną, która była jej drugą skórą.
Powtarzała sobie, że niezobowiązująca miłosna przygoda nie powinna wzbudzać aż takich
emocji, a jednak z dnia na dzień czuła się coraz bardziej zaangażowana i bezbronna. %7ładnych
zobowiązań, żadnych wyznań. To były jej warunki. Chciała być gotowa, gdy Dawid się od
niej odsunie.
A nie była, choć wiedziała zarazem, że prędzej czy pózniej do tego dojdzie. Zbyt
gorąca namiętność musi się kiedyś wypalić, a poza łóżkiem niewiele ich łączyło. A. J. była
przekonana, że im dłużej się znali, tym dystans się powiększał. Czytali inne książki, woleli
inne filmy. Dla własnego bezpieczeństwa wolała być przygotowana na najgorsze.
Na płaszczyznie zawodowej czuła się pewniej. Wynegocjowała korzystniejsze
warunki umowy. Wprawdzie za większy udział Clarissy w dokumencie nie zażądała do-
datkowych pieniędzy, lecz w zamian za to na Dawida spadł obowiązek wypromowania jej
nowej książki, która miała się ukazać w połowie lata.
Clarissa, jak miała to w zwyczaju, prawie się tym nie interesowała. Zajęta była swoimi
roślinami, przepisami kulinarnymi i, ku konsternacji A. J., planowaniem wesela.
- Co myślisz, Auroro, o przyjęciu w ogrodzie? - zapytała, gdy dojeżdżały do studia. -
Boję się tylko, żeby azalie nie zwiędły. I żeby nie padało. Czerwcowa pogoda lubi płatać
figle.
- Musimy nacisnąć wydawnictwo - A. J. zmarszczyła brwi - o kilka egzemplarzy
twojej książki. Zanim zacznie się dystrybucja, trzeba je wysłać do Book Talk, a także w kilka
innych miejsc, by w odpowiednim czasie ukazały się recenzje. Co powiedziałaś? Czerwiec?
Ależ to już za miesiąc!
- No właśnie. Sama rozumiesz, że mam tysiące spraw nagłowię!
- Jeszcze niedawno planowałaś ślub na jesień! - A. J. zaparkowała energicznie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]