[ Pobierz całość w formacie PDF ]
buje.
Zostawszy sam na sam ze staruszkiem, Eleanor zupełnie nie
wiedziała, od czego zacząć, więc wylała z siebie wszystkie lęki
o siebie i dziecko, opowiedziała o swej niechęci do Stephena
i miłości do męża.
Sir Piers uśmiechał się dobrodusznie, dał jej rozgrzeszenie
i zapewnił ją, że wszystko w rękach Boga.
- Przed przyjęciem komunii zmów Zdrowaś Mario" za Ste
phena - polecił ze smutkiem. - Musisz pozbyć się złych myśli.
- Spróbuję.
Potem Eleanor dała księdzu złotą monetę jako wyraz wdzię
czności.
- Zawsze przynosiłeś mi pociechę w ziemskim życiu, ojcze.
- Milady, mam nadzieję służyć tobie i lordowi Richardowi
jeszcze wiele lat!
Wyszedł, bo Eleanor chwycił następny skurcz, wyjątkowo
silny. Teraz skurcze wracały częściej i były gwałtowniejsze.
Akuszerka dała jej trochę syropu makowego na zmniejszenie
bólu, ale Eleanor i tak miała wrażenie, że skurcze nigdy się nie
skończą. Dziwiło ją, że nie ma dostatecznie silnych mięśni, by
wydać na świat taką małą istotę. Wyczerpana uczyniła jeszcze
jeden wysiłek, by zignorować ból, wsparła się na Joan i spróbo
wała przeć, jak jej kazano.
, Triumfalny okrzyk Berthy rozległ się w tej samej chwili,
w której ból nagle zmalał.
- Jest małe! Dzięki Bogu, nie rodzi się tyłem. Wszystko bę
dzie dobrze!
Eleanor poczuła, jak dziecko wysuwa się z jej ciała. Ogarnęła
jÄ… niesamowita ulga.
- Chłopiec! - zawołała Bertha, trzymając noworodka za
nóżki i poklepując pupę wielką, zakrwawioną dłonią. Eleanor
syknęła zaniepokojona, słysząc odgłos klapsa. A potem zapo
mniała o wszystkim innym, bo uszczęśliwiona ponad wszelką
miarę, zasłuchała się w płacz swojego dziecka.
Ogarnął ją niewysłowiony spokój. Dziecko żyje! Urodziła
dziedzica, którego pragnął Richard!
- Dajcie mi go! - poprosiła.
- Już, już, za chwileczkę!
Zręcznym ruchem ręce z brudnymi paznokciami przerwały
pępowinę i zacisnęły na niej węzeł. Potem wreszcie dziecko
znalazło się w ramionach matki.
Było śliskie, umazane i czerwone jak gotowana krewetka!
Eleanor przytuliła chłopczyka i pocałowała w główkę. Czyżby
miał ciemne włoski, czy może tylko takie się wydawały, bo były
mokre? Zresztą czy to miało znaczenie?
- Mały Richard - szepnęła. - Dickon.
- Dzięki Najświętszej Panience! Jest mały, ale silny. Po
patrz, pani, jeszcze nawet nie całkiem wyrosły mu paznokcie!
Eleanor poczuła, jak malutka dłoń zaciska się na jej palcu.
Przeżyła taką radość, że prawie nie zwracała uwagi na następ
stwa porodu. Niechętnie oddała dziecko jednej z kobiet, po
czym wsparłszy się na łokciu, patrzyła, jak maleństwo jest
ostrożnie kąpane i ciasno zawijane w pieluchy.
- Nóżki będzie miał proste jak strzały - obiecała Bertha
z wielką pewnością siebie. - A ty, milady, ani się obejrzysz, jak
odzyskasz siły. Musisz tylko odpoczywać. Alice zajmie się ma
Å‚ym lordem.
- Dziękuję, Bertho - szepnęła Eleanor. - Dziękuję wam
wszystkim.
- Teraz musimy się zająć tobą, gołąbeczko - powiedziała
Joan. Twarz promieniała jej szczęściem. - Bertho, zabierzesz
skórę? Leż, gołąbeczko, spokojnie, a ja cię obmyję. Potem zno
wu położymy na łożu pościel.
- Chłopiec będzie niedługo chciał mleka. Alice nie może
dać mu świeżego, milady, więc będziesz musiała tymczasem
karmić go sama. A po kilku dniach trzeba będzie ścisnąć piersi.
- Chyba tak.
Bardzo chciała karmić dziecko sama, wiedziała jednak, że
kobiecie o jej pozycji nie jest dany taki przywilej. Tylko kobiety
z niższych klas same karmiły niemowlęta. W zaniku wybuchłby
skandal, gdyby postanowiła sprzeciwić się tradycji. Już i tak
wywołali razem z Richardem wstrząs natychmiastowym po
grzebem Williama i rychłym ślubem.
Gdy małe usta objęły jej sutek i Dickon instynktownie zaczął
ssać, ogarnęło ją przyjemne, przeszywające uczucie sięgające
w głąb ciała. Zdawało jej się, że coś się w niej kurczy.
Chłopczyk miał jasne włosy. Złociste, takie jak jej. A oczy
niebieskie. Ale i jedno, i drugie mogło się jeszcze zmienić. Tak
powiedziała Berta.
- Idę już, milady. Alice będzie się tobą opiekować.
- O, tak. Możesz zostawić to maleństwo ze mną i małą Kate.
Kate była dziewczynką najętą we wsi, żeby w razie potrzeby
pomogła Alice w karmieniu dziecka, a potem została jego pia
stunką, jeśli okaże się odpowiednią kandydatką. Eleanor współ
czuła dziewczynce, niewiele więcej niż jedenastoletniej, która
urodziła się z kalectwem nazywanym przez niektórych diabel
skim znamieniem, miała bowiem rozszczepioną górną wargę jak
u zająca. Była jednak czysta, miała życzliwe, piwne oczy i do
bre maniery. Eleanor ją lubiła. Przyglądając się, jak dziewczyn
ka czule nuci coś nad kołyską, nabrała pewności, że dokonała
właściwego wyboru.
Gdy wszedł Richard, Eleanor drzemała, a w komnacie były
oprócz maleństwa również Joan, Alice i Kate.
Zawrócił natychmiast, gdy kościelny dzwon radośnie oznaj
mił narodziny dziedzica. Pojął, że wszystko skończyło się do
brze, i odczuł dziwne upokorzenie. Owszem, mógł począć dzie
dzica, lecz tylko jego żona mogła bezpiecznie wydać go na
świat. Spiął ostrogami Midnighta, galopem wpadł na dziedzi
niec, zeskoczył z siodła i wbiegł do komnaty, przeskakując po
dwa stopnie, co udało mu się pierwszy raz od powrotu spod
Crecy.
Powstrzymał pragnienie natychmiastowego zobaczenia żo
ny, by umyć się w garderobie, i dopiero potem wszedł do ko
mnaty, w której panowała idealna cisza. Tymczasem w wielkiej
sali czekała kolacja. Osobiście kazał służbie podać posiłek. Sam
mógł zjeść potem, kiedy będzie miał na to czas.
- Kolacja gotowa - powiedział do kobiet. - Idzcie coś zjeść.
Ja tu zostanę i w razie potrzeby was zawołam.
Alice i Kate głęboko się skłoniły.
- Tak, panie.
Joan uśmiechnęła się i jak zwykle z szacunkiem dygnęła.
- Oboje czują się dobrze, milordzie. Popatrz, pani właśnie
siÄ™ budzi.
- Widzę. - Richard odwzajemnił uśmiech, był bowiem w wy-:
bornym humorze. Dawno już znalazł wspólny język z Joan. Słu
żąca tolerowała jego wtrącanie się do ich życia pod warunkiem,
że Eleanor jest zadowolona. Ale gdy tylko Eleanor była z jego
powodu smutna lub rozstrojona, Joan natychmiast zaczynała go
traktować z chłodną uprzejmością.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]