[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Oczywiście, jest jeden wypróbowany sposób, żeby przerwać
kobiecie jej przemowę... - mruknął podejrzanie słodkim tonem.
Powinna była przewidzieć, co będzie dalej, a jednak jego pocałunek
zadziałał jak grom z jasnego nieba. Theo zaś przyciągnął ją do siebie i
całował mocno i zachłannie, jak ktoś, kto długo pozbawiony był
fizycznego kontaktu. Przylgnął do Sophie całym ciałem, a ona przez
ubranie wyraznie czuła jego erekcję. Marzyła o tym, żeby pieścił jej piersi.
Opamiętali się prawie w jednej chwili, lecz to Theo pierwszy się od
niej oderwał. Był wściekły na siebie, że dał się ponieść, lecz gorsze od
braku samokontroli było poczucie, że pocałunek sprawił mu przyjemność i
że chciałby jeszcze i jeszcze...
- Idz już... - wydusił.
Sophie gorączkowo szarpnęła za klamkę i wyszła na dwór. Theo
zamknął za nią drzwi, a potem sam nie wiedząc jak, znalazł się w sypialni i
42
R S
padł na łóżko. Tego wieczoru wydarzenia potoczyły się własnym torem, a
życie zgotowało mu niespodziankę. Musiał jakoś się z tym uporać, chociaż
rzeczą, której najbardziej nie znosił, były niespodzianki. Z doświadczenia
wiedział, że zawsze wynikają z nich przykrości. A wszystko co przykre
gotów był wyplenić ze swego życia bez względu na koszty.
ROZDZIAA CZWARTY
Przez kolejne trzy dni Sophie żyła wspomnieniem tego krótkiego
pocałunku i sama uważała, że to żałosne. Nie mogła pojąć, jak w ogóle do
niego doszło. Swojego lokatora ledwie znała i raczej go nie lubiła, a jednak
ten pocałunek wywołał w niej burzę zmysłów. Na samą myśl kręciło jej się
w głowie.
Miała nadzieję, że to wrażenie wkrótce minie i zamierzała unikać
Thea, jak długo się dało. Wiedziała, że spotkanie byłoby żenujące dla nich
obojga. Miała prawo być zaskoczona tym, co między nimi zaszło, ale jego
reakcja była jeszcze bardziej gwałtowna. Sprawiał wrażenie wściekłego na
samego siebie i zdegustowanego. Praktycznie wyrzucił ją z domu. Nie
rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi, ale miała podstawy sądzić, że i
Theo wolałby zapomnieć o całym incydencie.
Dlatego z przerażeniem wpatrywała się teraz w kartkę, która leżała
przed nią na biurku.
Było to zawiadomienie o przerwie w dostawie prądu następnego dnia
między ósmą rano a pierwszą po południu.
- Nie mogą nam tego zrobić! - zaprotestowała głośno. - Jest środek
zimy.
43
R S
Była w biurze z Robertem, bo Moira i Claire wyszły dziś wcześniej,
zamierzając pewnie zrobić już jakieś zakupy świąteczne.
- Mogą, i na pewno to zrobią, nie jesteśmy taką metropolią jak
Londyn, Tokio czy Nowy Jork - zauważył trzezwo Robert. - To przecież
tylko kilka godzin, Soph! Doskonale damy sobie radę, nawet jeśli przez ten
czas nie będziemy mogli pracować.
Czy Theo też dostał zawiadomienie o braku prądu? Pewnie nie.
Odkąd dom został wynajęty, cała korespondencja przesyłana była do niej
do biura. To do niej należało uprzedzić lokatora o tej sytuacji. Co
oznaczało, że powinna się z nim zobaczyć.
Robert coś do niej mówił, ale pogrążona w myślach ledwie słyszała
jego słowa.
- Przepraszam, co mówiłeś?
- %7łe mała przerwa bardzo ci się przyda, Sophie. Te papiery nie są aż
takie ważne, byś rujnowała sobie zdrowie - rzekł, wskazując stosy na
biurku.
- Im szybciej się z tym uporam, tym szybciej będę mogła wrócić na
studia...
- I zostawić wszystko? Dom i w ogóle...?
- Tylko na jakiś czas.
- A jeśli dosłownie nie będziesz mogła sobie pozwolić na wyjazd?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, że jeśli nie będziesz miała dość pieniędzy na spłatę długów,
może będziesz musiała zrezygnować ze studiów albo sprzedać dom. Wiem,
że nie chcesz...
- Nie chcę na ten temat rozmawiać - ucięła.
44
R S
Przechodziła teraz trudne koleje losu, ale musiała wierzyć, że jakoś
wykaraska się z kłopotów i że to tylko kwestia czasu.
Tymczasem wstała i włożyła kurtkę, chowając do torebki
zawiadomienie z elektrowni.
- Robert, nie mówmy już o tym - powtórzyła trochę łagodniej. -
Wiem, że ci mnie żal... Znamy się przecież od lat i na pewno nie
oczekiwałeś, że coś takiego może się zdarzyć. Doceniam to, że jesteś dla
mnie taki miły, że mi pomagasz... Naprawdę jestem ci wdzięczna.
Robert stał teraz jakoś blisko niej i wydawał się dziwnie spięty.
- Jak myślisz, dlaczego przez tyle lat pracowałem z twoim ojcem?
Nagle wyciągnął rękę i niezgrabnie pogłaskał ją po włosach. Sophie
szeroko otworzyła oczy ze zdumienia i w tej chwili najchętniej zapadłaby
się pod ziemię. To był naprawdę tydzień pełen niespodzianek. Najpierw
Theo... a teraz miły, spokojny Robert, sugerujący...
Z trudem powstrzymała śmiech, ale wiedziała, że to by go zabolało.
Był, jak ocenił Theo, wrażliwy i chyba niezbyt pewny siebie w kontaktach
z kobietami.
- Z sympatii do niego? - podsunęła, ale Robert pokręcił głową.
- Oczywiście, że go lubiłem - powiedział szczerze. - Odpowiadało mi
jego towarzystwo, podziwiałem jego zapał, ale cieszyłem się, że ta praca
daje mi okazję widywania ciebie...
- Mnie?
- Tak. Dlatego właśnie chcę ci pomóc i mogę nawet wpłacić za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]