[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale parę razy zza książek mignęły jej jasne włosy Ja-
sona, kiedy pochylał się ku swojej rozmówczyni.
Właściwie to nawet może było miłe, że człowiek
S
R
taki jak Jason znalazł czas, by odwiedzić starszą pa-
nią. Nie, nawet nie powinna się zastanawiać, to na-
prawdę jest miłe. W takim razie dlaczego od razu zle
się do tego nastawiła? Dlaczego wszędzie wietrzyła
podstęp?
Przez cały ubiegły tydzień Jason starał się jej uni-
kać. Wolne chwile spędzał tylko z Sammym. Chłop-
cu nie zamykały się usta, kiedy wracał do domu po
kolejnym spotkaniu z Jasonem. Zasypywał ją entu-
zjastycznymi opowieściami o jego doskonałych ude-
rzeniach, wspaniałej pracy nóg i podobnymi, pełny-
mi zachwytu uwagami. Słuchając tego, właściwie
powinna się cieszyć, że uszła z życiem z Washi-
ngton's Tavern.
W każdym razie wszystko wskazywało na to, że
Jason powoli, ale konsekwentnie zdobywa serce
chłopca. Rozumiała brata i jego potrzebę męskiej
akceptacji, ale sama zaczynała się zastanawiać, czy
nadal będzie mu potrzebna.
Czuła się coraz bardziej samotna. To było zupełnie
nowe, nie znane jej dotąd uczucie. Dotychczas była
niezastąpiona i zawsze zbyt zajęta, by mieć czas dla
siebie. Teraz nie było jej z tym dobrze. Pani Finch
była dla niej najbliższą po babci osobą. Sammy był
jej bratem. A teraz, nie wiadomo dlaczego, Jason
próbuje ich zagarnąć.
S
R
Trudno było do końca zdefiniować rolę, jaką on
sam zamierzał odegrać w jej życiu. W dawnych cza-
sach uchodziłby za adoratora i wiadomo by było, ja-
kie ma zamiary. Teraz, kiedy wszystko jest znacznie
prostsze, mógłby być jej kochankiem, gdyby oboje
nie mieli tak poważnych oporów przed podjęciem tej
decyzji.
Przez ostatni tydzień Jason wyraznie starał się z
nią nie spotkać. Może przestała go interesować?
Przecież chyba właśnie o to jej chodziło? Zwłaszcza
że nie była w stanie jasno określić jego - i swoich -
intencji.
Wychyliwszy się, zerknęła w stronę pochłoniętych
dyskusją Jasona i pani Finch. Właściwie mogłaby
pójść i przyłączyć się do nich. Przecież ani słowem
nie dali jej do zrozumienia, że nie życzą sobie jej to-
warzystwa. Wręcz przeciwnie - spojrzenie Jasona
wprost zapraszało ją do zostania.
Uświadomiła sobie, że w pewnym sensie zazdro-
ści im tej łatwości i bezpośredniości, z jaką wymie-
niali uwagi, wybuchając co chwilę gromkim śmie-
chem.
Kiedy ona była z Jasonem sam na sam, za każdym
razem rozmowa niepostrzeżenie schodziła na grząski
grunt, zbaczała w zbyt osobiste rejony, a w śmiechu
czaiło się coś podstępnie prowokującego, co w jednej
S
R
chwili znów rozniecało w niej ten tylko uśpiony
ogień, który trawił ją bezlitośnie i nie gasł nawet
wtedy, gdy dyskusja przeradzała się w kłótnię. Może
nawet zwłaszcza wtedy.
- Gdzie byłaś? - usłyszała ciche pytanie Jasona,
wynurzającego się nieoczekiwanie tuż przed nią zza
półki z książkami.
Położył dłonie na jej ramionach. Zadrżała. Serce
zabiło jej mocniej na widok wpatrzonych w nią
uważnie oczu.
- Nigdzie. Tutaj - odrzekła.
- Może byłaś tu ciałem, ale nie duchem. Chyba
nawet jest ci trochę smutno, co? Tak jakoś smętnie
wyglądasz.
Wolała nie mówić mu, że to tylko zazdrość.
- Na czym stanęła wasza dyskusja? - zapytała
niewinnie. - Ty wygrałeś czy pani Finch?
- Osiągnęliśmy kompromis. Ja zobowiązałem się
jeszcze raz przeczytać powieści Agathy Christie, a
pani Finch uważnie przejrzy książki MacDonalda.
W oczach zamigotały mu łobuzerskie iskierki. -
Prawdę mówiąc miałem nadzieję, że pożyczy mi kil-
ka tych romansów z podniecającymi okładkami
dodał z rozczarowaniem w głosie.
- Mogłam się tego po tobie spodziewać - zachi-
chotała Dana. - Dopiero byś z nimi wyglądał!
S
R
- Myślisz, że zupełnie by nie pasowały do moje
go płaszcza?
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, Dana wsta-
ła i odgarnęła kosmyk włosów, który opadł Ja- so-
nowi na czoło. Zadrżał pod jej dotykiem. Było to tak
nieoczekiwane, że niemal upoiło ją to nagle poczucie
władzy, jaką ma nad nim. Jak to się dzieje, że dopie-
ro przy nim czuje się kobietą? Co on robi, że wszyst-
kie jej zamierzenia nagle bledną, przestają być waż-
ne? Czy to z powodu jego ujmującej grzeczności?
Współczucia? Wewnętrznej siły? To wszystko w nim
było.
I przerażało ją.
- Nie przejmuj się tak tym płaszczem. - Delikatnie
przeciągnęła palcem po jego policzku. -Zwietnie w
nim wyglądasz.
- Tak? - zapytał, zniżając głos do szeptu. -A wy-
dawało mi się, że jest on dla ciebie śmiertelnie nud-
ny, zupełnie jak ja.
- Tak mogło być jeszcze tydzień temu - przyznała
Dana.
- A teraz?
- Teraz sama już nie wiem, co o tobie myśleć -
westchnęła bezradnie. - Czasem nawet w ogóle nie
potrafię myśleć, kiedy jesteś przy mnie.
Wyglądał na oszołomionego. Ujął jej dłonie
S
R
i przyciągnął je sobie do piersi. Jeszcze nigdy nie
dotykała równie miękkiej bawełny, z jakiej była
uszyta jego koszula. Czuła mocne bicie jego serca,
kiedy tak wpatrywał się w nią z napięciem.
- Ale chyba nie przestajesz czuć, prawda? - za
pytał cicho. - Dano, powiedz mi prawdę. Czy na
prawdę wcale nie czujesz żadnej pokusy?
Było w jego głosie coś, co nie pozwalało jej skła-
mać. Należała mu się szczerość, choć z góry wie-
działa, że przyjdzie jej za to zapłacić.
- %7łeby pójść z tobą do łóżka? - spytała bez
ogródek. - Tak - wyznała wreszcie.
Jason potrząsnął przecząco głową.
- Nie. %7łeby się we mnie zakochać.
- Och, Jason - wyszeptała tylko, nie mając odwagi
przyznać, że to już się stało.
I że bardzo się tego bała.
Coraz częściej prześladowały go ostatnie rozmo-
wy, dręczyły wspomnienia rzucanych żartem uwag,
przypominał sobie jej spojrzenia. Przez ostatni ty-
dzień celowo starał się unikać Dany w nadziei, że
zapanuje nad ogarniającym go szaleństwem. Audził
się, że może następnego dnia obudzi się rano i nie
będzie o niej pamiętać. Jednak w głębi duszy prze-
czuwał, że tylko oszukuje sam siebie.
S
R
Wczoraj wieczorem w księgarni miał niemal pew-
ność, że Dana jest u kresu wytrzymałości, że jeszcze
chwila, a przestanie walczyć z uczuciami, które do-
tychczas były dla niej tak samo obce jak jemu, i z
którymi podobnie jak on nie mogła się pogodzić.
Była taka zagubiona, taka samotna. Tak bardzo
chciał ją objąć, obiecać, że już nigdy więcej nie bę-
dzie sama, że odtąd zawsze będzie mogła liczyć na
niego i jego miłość. Ale coś go w ostatniej chwili
powstrzymało.
Nie był do końca przekonany, czy zdoła dotrzy-
mać tej obietnicy. Jeszcze nigdy nic podobnego ni-
komu nie obiecywał. W sprawach miłości, a nie tyl-
ko seksu, tak jak Dana nie miał najmniejszego do-
świadczenia.
Poza tym był jeszcze Sammy. Poznając go lepiej,
Jason coraz bardziej doceniał inteligencję i zdolności
chłopca, ale też coraz bardziej wątpił w powodzenie
wszystkich swoich zabiegów. Obawiał się, że nie-
wiele można mu pomóc. Nawet boks Sammy trakto-
wał jak umiejętność, która ma ułatwić mu życie. Nie
widział w tym niczego więcej.
Wszystkie próby Jasona, by przemówić chłopcu
do rozumu i zmienić jego sposób patrzenia na życie,
spełzły na niczym.
S
R
Ostatnio Sammy odnosił się do niego z coraz
większą niechęcią.
W takich chwilach Jason powtarzał sobie, że musi
wytrwać, skoro chce udowodnić sobie samemu, że
przynajmniej raz w życiu potrafi zapomnieć o sobie i
zrobić coś dla kogoś innego. Może będzie to dowód
na to, że wreszcie stał się dorosły.
Pociechą i nagrodą był radosny blask, jakim roz-
świetlały się oczy Dany, kiedy Sammy czynił kolej-
ny mały krok do przodu. Zdawało mu się wtedy, że
rośnie. Aż do tej pory zupełnie nie uświadamiał so- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl