[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ołówkami? Zostawiłam je gdzieś tutaj. Colin potrzebuje mnóstwo
ołówków do pracy. Betina uważa, że to urocze. Ale powiem ci, że
mnie te jego zachcianki wkurzają. Było tu całe pudełko. Słowo daję!
Słyszał za plecami jej krzątaninę. Potem głuche uderzenie i
przekleństwo.
- Uderzyłaś się?
- Nie - szepnęła. Obróciła się powoli. W dłoni trzymała pudełko.
Ale to nie były ołówki. Było to pudełko po butach oklejone
dziecięcymi obrazkami. - To moje. Nie widziałam go od lat. Całkiem
o nim zapomniałam. Skąd się tu wzięło?
Meri popatrzyła na niego oczami pełnymi łez.
- Tu są zdjęcia Huntera i mamy, i nas wszystkich - wyjąkała.
Położyła pudełko na blacie i zdjęła pokrywkę. Były tam
fotografie bardzo młodego Huntera. Stał przed kościołem, chyba
gdzieś w Europie. Musiał mieć czternaście albo piętnaście lat.
Ramieniem otaczał znacznie młodszą Meredith.
- Boże, jak mi go brak! - wyszeptała Meri.
- Co z tymi ołówkami, Meri? - Do kuchni weszła Betina. -
Myślałam, że jesteś sprawniejsza. Mówiłaś, że znajdziesz. .. - Urwała.
- Co się stało? Co jej zrobiłeś? - zwróciła się do Jacka.
- Nic - odpowiedziała Meri. - To nie on. Spójrz.
52
RS
Betina podeszła bliżej i wzięła fotografię.
- To ty. A to Hunter?
- Aha. Chyba we Francji. - Meri wyjęła więcej zdjęć. - Nie mogę
uwierzyć. Popatrz, jaka tu jestem gruba. Czy nikt nie mógł mi
powiedzieć:  Kochanie, przestań się obżerać"?
- Jedzenie jest jak miłość - stwierdziła Betina. - Wyglądasz tu
uroczo. A Hunter to prawdziwy przystojniak.
Kilku następnych członków ekipy weszło do kuchni. Wkrótce
wszyscy oglądali zdjęcia i rozmawiali o Hunterze, jakby go dobrze
znali.
Jack wycofał się. Tęsknił za starym przyjacielem i nie chciał
otwierać starych ran. Przez chwilę pomyślał, że
Meri może potrzebować jego pociechy. Ale kiedy się rozejrzał
dookoła, zrozumiał, że ona w ogóle go nie potrzebowała. I bardzo
dobrze. Wszak on nie chciał się angażować.
Meri zapłaciła taksówkarzowi i wniosła do domu pudełka z
chińskim jedzeniem.
- Obiad! - zawołała w stronę schodów. Nie była pewna, czy Jack
zejdzie. Ale po kilku minutach wszedł do kuchni.
- Czemu nie pojechałaś z resztą brygady?
- Brygady? - Uśmiechnęła się. Wyjęła z kredensu talerze i
sztućce. - Spodoba im się to. Brzmi bardzo po wojskowemu. Wszyscy
wybierają się do klubu nad jeziorem. A ja nie jestem w nastroju. Poza
tym wiem, że zostałbyś tu całkiem sam, więc postanowiłam
dotrzymać ci towarzystwa.
- Nie jestem samotny.
53
RS
Był tak zirytowany, że zachciało jej się śmiać. Tak łatwo się
dawał wyprowadzać z równowagi.
- Mógłbyś sięgnąć? - Wskazała wysokie szklanki, które jakiś
głuptas ustawił na najwyższej półce.
Rozstawiła na stole nakrycia i jedzenie. Potem wyjęła z lodówki
kilka butelek piwa. Usiedli naprzeciw siebie.
- Bardzo ci dokuczamy, prawda? - spytała.
- Przejmujesz się?
- Raczej nie, ale wypadało spytać - odparła szczerze po krótkim
wahaniu.
- Dobrze wiedzieć. Mam dużo pracy.
- Twoja firma specjalizuje się w ochronie przedsiębiorstw w
najbardziej niebezpiecznych regionach świata, tak?
Pokiwał głową.
- Interesujący wybór. No, ale masz przecież doświadczenie ze
służby w siłach specjalnych.
Znów skinienie.
- Trochę wiem. - Podała mu porcję kurczaka.
- Tak. Właśnie się tym zajmujemy. Kiedy odszedłem z wojska,
chciałem zacząć coś na własny rachunek. Konsultant ma za mało do
powiedzenia. Ktoś musi zbudować drogę, na przykład w Iraku. My
musimy zapewnić bezpieczeństwo pracownikom.
- Brzmi groznie.
- Wiemy, co robimy.
- Czy nie zamierzałeś przypadkiem zostać prawnikiem?
54
RS
- Wstąpiłem do wojska po śmierci Huntera. Niezwykły sposób
walki z żalem, pomyślała.
- A co na to twoi rodzice?
- Wciąż mają nadzieję, że obejmę kierownictwo Fundacji
Howingtona.
- Obejmiesz?
- Prawdopodobnie nie. To praca nie dla mnie. Rozumiała go
doskonale. I na szczęście nie musiała,na razie, dokonywać takiego
wyboru. Jej ojciec przepuszczał majątek na coraz młodsze kobiety.
Fundacja Huntera miała się dobrze. Ona sama była zabezpieczona w
funduszu powierniczym. Gdyby tylko Hunter żył...
- Musisz się często borykać z troskami - powiedziała.
- Z powodu fundacji? Ani trochę.
- Nie. Z powodu Huntera.
Jack zacisnął usta.
- Radzę sobie - wycedził. - Dziękuję, że spytałaś.
- Nie wydaje mi się. Bardzo dużo skrywasz przed ludzmi. -
Zawiódł najlepszego przyjaciela. To musiało go dręczyć. Ją także
zawiódł, ale jakoś nie umiała się na niego gniewać. Może dlatego, że
wypłakała się nad znalezionymi fotografiami i poczuła ulgę.
- Kiedy miałam złe dni, mówiłam sobie, że jesteś podłym
draniem, który się nami zabawił. W lepsze dni mówiłam sobie, że
chciałeś zostać, ale nie potrafiłeś znieść tego wszystkiego. Co jest
prawdą?
- Jedno i drugie.
55
RS
Była już prawie północ, gdy Meri poszła na górę. Zamierzała
spędzić trochę czasu na balkonie przy gabinecie Jacka, podziwiając
niebo. Zaskoczona, zastała tam pochylonego nad komputerem Jacka.
- Nie powinieneś tutaj siedzieć - zauważyła. - Jest już pózno.
Musisz odpocząć.
- Widzę, że zmieniłaś technikę uwodzenia. Ale ta jest jeszcze
mniej skuteczna.
- Nie przyszłam cię uwodzić. Mam ważniejsze sprawy. Przez
wysokie, przeszklone drzwi spojrzał na niebo.
- Rozumiem. Przeszkadzam ci? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl