[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na tę kolację tylko dlatego, że Sanford niedawno się zaręczył. Sam zresztą do niej zadzwonił z
tą informacją. Mogła się tego spodziewać, życzyła mu wszystkiego dobrego. Co ciekawe,
nawet nie zabolała ją ta nowina, lękała się jedynie że nie znajdzie już nigdy swojego
wymarzonego mężczyzny.
Dzwonek u drzwi zadzwonił dokładnie o ósmej. Gdy tylko Donna zobaczyła
przyjaciela Steve'a, domyśliła się, że Todd miał taką samą ochotę na to spotkanie, jak ona.
Gdy zaś nieco uważniej przyjrzała się jego twarzy, serce w niej zamarło.
Todd Stafford. Chłopiec ze szkoły średniej. Ten sam!
Uśmiechnęła się uprzejmie do Steve'a, ale nie mogła oderwać oczu od jego kompana.
Chyba jej nie poznał, a ona nie była pewna, czy powinna mu się przypominać.
- Czy może... Donna Norman? - zapytał cicho, podając jej dłoń na powitanie.
A jednak!
- Tak. Teraz Cooper. Wyszłam za mąż. I szybko się rozwiodłam.
- Tak jak ja.
- Znacie się? - zagadnęła Hallie.
- Chodziliśmy do tej samej szkoły - odparł Todd. Szczęśliwy traf? Przeznaczenie?
Zbieg okoliczności?
Oto jej niespełniona miłość lat młodzieńczych miała teraz przypaść w udziale Hallie.
Donna westchnęła. Todd, choć tyle starszy, wyglądał jeszcze lepiej niż wtedy. Był dojrzalszy,
o rysach znamionujących silny charakter. Po prostu męski.
- Wezmiemy chyba mój samochód - Steve przerwał jej rozmyślania.
W drodze do restauracji nikt nie kwapił się do rozmowy. Steve usiłował nawet
nawiązać konwersację, ale odpowiadała mu monosylabami, nie zdolna wypowiedzieć
jakiekolwiek sensowne zdanie. Zmiejąc się w duchu z całej tej sytuacji, pomyślała, że po
dzisiejszym spotkaniu na pewno nie będzie miał ochoty więcej jej widzieć.
Wróciła do rozmyślań o Toddzie. Spotkali się raz,w szkolnej kafeterii, kilka tygodni
przed maturą. Stali razem w kolejce do kasy. Donna była tak nieśmiała, że zbyła go jakimś
mruknięciem, a potem zostawiła kartkę za wycieraczką jego samochodu. Napisała wtedy:
Bardzo mi się podobasz", ale nie starczyło jej już odwagi, żeby podpisać swój liścik. Potem
bardzo tego żałowała.
W nowej meksykańskiej restauracji, położonej na szerokim bulwarze nad samą zatoką,
Donna usiadła obok Todda, a Hallie obok Steve'a. Chodziło o to, żeby każde z nich miało
naprzeciwko swojego partnera". Kelner przyniósł karty dań, wszyscy wsadzili w nie swoje
nosy, a gdy przyszło do zebrania zamówień, okazało się, że Donna i Todd wybrali te same
specjały: miękkie tortille, enchiladas z serem i chili relleno.
- Umówiliście się, czy co? - zażartowała Hallie.
- Nie - powiedziała Donna cichutko i zaczerwieniła się jak szesnastolatka. To tylko
podobne gusty kulinarne, dodała w duchu, ale wiedziała już, że ta kolacja to początek czegoś
wyjątkowego.
Steve i Hallie po chwili utonęli w rozmowie. Donna milczała. Tyle pytań chciała
zadać swemu sąsiadowi, ale nie wiedziała, jak zacząć, brakowało jej odwagi. On chyba też
czuł się nieswojo, bo rozglądał się co jakiś czas po sali, a kiedy spoglądał na nią, uśmiechał
się nerwowo. Wreszcie zagaił rozmowę.
- Nie uwierzysz, kogo ostatnio spotkałem. Panią O'Leary od angielskiego. Pamiętasz
ją?
Donna nie tylko ją pamiętała, ale też bardzo lubiła. Temat do rozmowy sam się
nasunął.
- Nic się nie zmieniła. Trochę posiwiała - ciągnął Todd. - Była moją ulubioną
nauczycielką.
- Moją też - przytaknęła Donna z przekonaniem. - Tak bardzo kochała literaturę. Nikt
nie potrafił mówić o Szekspirze, tak jak ona. Wiele jej zawdzięczam. Nauczyła mnie cenić
powieści Jane Austen, odnajdować w książkach nie tylko przeszłość, ale to, co ważne dla nas
tu i teraz. Rozważną i romantyczną" czytam przynajmniej raz w roku. Naprawdę wiele
zawdzięczam pani O.
- Ja też.
Pierwsze skrępowanie ulotniło się bez śladu. Nawet Steve i Hallie przerwali swoją
rozmowę i przyglądali się przyjaciołom z nieskrywanym zainteresowaniem. W pewnym
momencie, zupełnie jak na komendę, Hallie przysunęła krzesło bliżej Todda, Steve bliżej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]