[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wylądowałeś na złym świecie, Jedi.
Tracę odwrócił się i stanął twarzą w twarz z przeciwnikiem. Mężczyzna był
Mistrzem Sithów - ten oczywisty fakt podkreślał jego strój - i prawdopodobnie
instruktorem w Akademii.
- Nazywam się Shak'Weth i tutaj, na Odacer-Faustin, pełnię funkcję Fechmistrza.
Jak mniemam, przybyłeś tutaj w poszukiwaniu upokorzenia i bolesnej śmierci.
- Sprowadza mnie co innego.
- Ach tak? - Fechmistrz przechylił głowę, nieznacznie zainteresowany. - Ale
wpadłeś na mnie.
Tracę przytaknął. Był całkowicie spokojny, a umysł miał niezmącony - ten stan
niósł ze sobą prawdziwe błogosławieństwo. Zimno, ciemność i smagający wiatr
przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Cały świat skurczył się do odległości,
jaka dzieliła go od tego mężczyzny stojącego mu na drodze do odnalezienia
Hestizo. Tracę poczuł, jak jego ciało się rozluznia, gdy Moc rozchodzi się po
nerwach i mięśniach, niosąc ze sobą swoistą równowagę między działaniem a
intencją. Wyciągnął miecz świetlny, czując, jak budzi się do życia w uścisku
jego dłoni, zamieniając się w idealne przedłużenie ciała.
Reakcja Mistrza Sithów była natychmiastowa. Wydając z siebie wściekłe
chrząknięcie, rzucił się na Trace'a, wyskoczył w powietrze i zamachnął się
oburącz mieczem, uderzając w ziemię dokładnie w miejscu, gdzie przed
chwiląjeszcze stał Jedi. Atak był bezbłędny i miał w sobie niemal organiczną
brutalność, jak gdyby Fechmistrz stał się siłą natury, cząstką szalejącej wokół
śnieżycy.
A jednak okazał się zbyt wolny.
Tracę odchylił się w bok i zaatakował, wyprowadzając zamaszyste cięcie. Mistrz
Sithów zablokował uderzenie i serią Potężnych, bezlitosnych pchnięć zmusił go do
przejścia do defensywy. Dwukrotnie ostrze przeciwnika znalazło się na tyle
blisko twarzy Trace'a, że przypaliło mu szczecinę na policzku; niewiele
brakowało, by trzecie cięcie pozbawiło go głowy. Tracę uświadomił sobie, że
wbrew temu, co Shak'Weth deklarował chwilę wcześniej, Fechmistrz bynajmniej nie
zamierzał go upokorzyć, bawić się w kotka i myszkę ani przeciągać pojedynku. W
tej chwili Mistrzem Sithów kierowała najbardziej prymitywna motywacja - chęć
zabicia Trace'a i pozostawienia jego dymiących zwłok w śniegu. W wizji trwającej
nie dłużej niż ułamek sekundy Tracę zobaczył dwa możliwe scenariusze tego
starcia, i żaden z nich nie miał trwać długo. Zmierć wyczuwalnie krążyła tuż nad
nimi niczym padlinożerny ptak - widział jej odbicie w oczach Mistrza Sithów.
Gdy czerwone ostrze kolejny raz pomknęło w jego kierunku, Tracę wyskoczył w
powietrze. Wykonując akrobację, podpierał się całą swoją wiedzą o Formie Piątej
- Djem So. Przeskoczył Shak'Wetha, opadając po spirali przez zacinający śnieg,
wylądował mu za plecami i momentalnie się obrócił, wyprowadzając cięcie na
wysokości gardła, licząc na to, że tym jednym atakiem zakończy pojedynek.
Shak'Weth zaśmiał się ironicznie i z szyderczym wyrazem twarzy zbił uderzenie.
Zamachnął się na Trace'a i tym razem Jedi poczuł palący ból, gdy miecz świetlny
przepalił jego płaszcz i tunikę, sięgając klatki piersiowej. Krople krwi zrosiły
śnieg i zniknęły.
- To zbyt łatwe, Jedi. - Fechmistrz opierał się o popękany, na wpół zawalony
kamienny mur, przygotowując się do ataku. - A teraz z tobą skończę.
Gdy pochylił się do przodu, przez potrzaskany mur sięgnęła ku niemu para rąk,
chwytając go za gardło i ciągnąc do tyłu. Uderzając o popękane kamienie,
Shak'Weth wypuścił z dłoni miecz świetlny. Tracę obserwował, jak w dziurze
pojawia się upiornie blada, wrzeszcząca twarz o obnażonych zębach, która
przysysa się do prawego policzka Mistrza Sithów i jego oka i wgryza mu się w
twarz.
Tracę cofnął się o krok, trzymając przed sobą miecz świetlny i przypatrując się,
jak stworzenie wciąga Shak'Wetha na swoją stronę ściany, gdzie będzie mogło
łatwiej go pożreć. Z rozszarpanego gardła Mistrza Sithów trysnęła fontanna krwi,
znacząc smugami ścianę, śnieg i lód, cały świat malując na czerwono. Stworzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl