[ Pobierz całość w formacie PDF ]

40
W saloniku Rosity Fred siedział na kanapie, a po obu jego stronach usadowili się
śpiący już mali chłopcy. Słysząc dzwonek, Chris wyprostował się na siedzeniu.
 Może mamusia zapomniała kluczy  powiedział zmęczonym, lecz pełnym na-
dziei głosem.
Bobby też się rozprostował, trąc piąstkami oczy.
 Czy mamusia jest już w domu?
Fred czuł, jak coś go dławi w gardle. Ile to razy w swej pracy on naciskał dzwonek,
przynosząc wiadomość o wypadku albo nawet czymś gorszym. Regan Reilly w czasie
rozmowy telefonicznej wypowiadała się raczej niejasno. Z czym teraz przychodzi?
Po otwarciu drzwi w pierwszej chwili doznał uczucia ogromnej ulgi na widok dwóch
postaci stojących w ciemności przed progiem. Ta ulga okazała się, niestety, krótkotrwa-
ła. Obok młodej kobiety, którą musiała być Reilly, stała starsza. Prawdopodobnie pra-
cownica opieki społecznej, pomyślał ze ściśniętym sercem. Jeżeli tak, to znaczy, że
Rosicie stało się coś strasznego.
 Fred Torres?  spytała młodsza kobieta.
Skinął głową.
 Jestem Regan Reilly.
 A ja Alvirah Meehan  niezwłocznie przedstawiła się druga.
 Proszę wejść  zaprosił Fred cicho.
Alvirah wkroczyła do mieszkania pierwsza. Rozejrzała się po pokoju. Dwóch ma-
łych chłopaczków stało koło siebie przy kanapie z wyrazem niepokoju i rozczarowania
w dużych czarnych oczach.
 Więc który z was jest Chris, a który Bobby?  spytała z ciepłym, rozjaśniającym
twarz uśmiechem.  Może sama zgadnę. Pani Reilly dużo mi o was opowiadała. Chris
jest starszy, to musisz być ty.  Wskazała na wyższego z chłopców.
Chris uśmiechnął się niepewnie.
 Ja jestem Bobby  rzekł młodszy, przysuwając się bliżej do brata.
 Gdzie jest mamusia?  zapytał Chris.
 Czy wiecie, że pani Reilly złamała wczoraj nogę?  spytała Alvirah ściszonym
głosem, jakby przekazywała im ważny sekret.
 Mamusia mówiła nam o tym dziś rano przed wyjściem  odparł Bobby z prze-
ciągłym ziewnięciem.  Powiedziała, że dzisiaj wieczorem napiszemy kartę i wyślemy
ją pani Reilly.
 No więc pani Reilly potrzebuje dziś wieczorem pomocy waszej mamy  ciągnę-
ła Alvirah łagodnym głosem.  I chce, żebyście obaj poszli spać, a ona przyjdzie do
domu, jak tylko będzie mogła.
 Ja chcę, żeby przyszła teraz  rzekł Bobby bliski łez.
 Pani Reilly jest miła  zwrócił się do niego Chris.  To dobrze, że mamusia jest
z nią w czasie choroby.
41
 Ale kiedy będziemy ubierać choinkę?  spytał Bobby płaczliwie.
 Do świąt zostało jeszcze dużo czasu  uspokoiła go Alvirah.
Regan obserwowała tę scenę. Alvirah świetnie wie, jak postępować z dziećmi, pomy-
ślała. Podeszła do nich i powiedziała:
 Ja jestem córką pani Reilly i bardzo się cieszę, że wasza mamusia jest teraz z moją
mamą. Ponieważ wiem, że wasza mamusia przy niej czuwa, jest mi o wiele lżej.
 To pan Reilly musi być pani tatusiem  rzekł Chris.  Podobają mi się jego sa-
mochody.
 Zwłaszcza te takie dłuugie  dodał Bobby, znowu ziewając.
 Słuchajcie, obaj wyglądacie na zmęczonych  zauważyła Alvirah.  Ja zresztą też
padam z nóg.
Fred domyślał się, do czego obie kobiety zmierzają  chcą przekonać chłopców, że
ich matce nic się nie stało, i sprawić, by znalezli się w miejscu, skąd nie usłyszą rozmo-
wy dorosłych.
 No dobrze, chłopcy, czas do łóżka  rzekł, obejmując rękami ich małe ramion-
ka.
Zaniepokojony Bobby podniósł na niego wzrok.
 Ale ty nas nie zostawisz, prawda, Fred?
Fred pochylił się i spojrzał na dwie strapione buzie. Zawahał się w duchu, ale odpo-
wiedział stanowczo:
 Nie wyjdę stąd, dopóki mamusia nie wróci.
Podczas gdy lokował chłopców w ich pokoju, Alvirah weszła do maleńkiej kuchen-
ki i postawiła czajnik na gazie.
 Muszę się napić herbaty  oznajmiła.  A ty, Regan?
 Dobry pomysł. Bardzo chętnie.  Regan rozglądała się po przytulnym, choć po-
zostającym trochę w nieładzie pokoju. Pokryta barwnym pokrowcem kanapa i fote-
le z puszystymi poduszkami robiły wrażenie nadzwyczaj wygodnych. Półki na książki
w rogu zostały zamienione na miejsce, gdzie trzymano filmy i gry wideo dla dzieci oraz
ich zabawki. Lecz dopiero widok choinki ustawionej już na stojaku i czekającej na przy-
strojenie ścisnął jej serce.
Zanim czajnik zdążył zagwizdać, Fred wrócił z sypialni chłopców do pokoju.
 Przyrzekam, że nigdzie nie pójdę  obiecał im, zamykając za sobą drzwi.
Alvirah wysunęła głowę z kuchni.
 Fred, rządzę się jak u siebie w domu. Chcesz herbaty?
 Tak, poproszę.  Spojrzał na Regan.  Powiedz mi, co się dzieje?
 Jakiego rodzaju stosunki łączą cię z Rositą?  spytała.
 Parę razy się umówiliśmy.  Wyjął swą policyjną odznakę.  Jestem gliniarzem.
Rosita ma kłopoty. Jakie?
42
Alvirah weszła do saloniku z tacą i skierowała się do stołu.
 Może byśmy tak usiedli? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl