[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pies niechętnie ulokował się z tyłu i ponaglił go
wzrokiem.
- Dobrze, już dobrze, ruszamy...
Rick pomógł synowi włożyć kamizelkę, ratunkową
i kilka razy zapuÅ›ciÅ‚ motor. Kiedy ten wreszcie zasko­
czył, skierował łódz na jezioro i pomknęli przed siebie
w kierunku białej posiadłości, majaczącej na drugim
brzegu.
Dobrze znali drogÄ™; nieraz widzieli ten dom podczas
swoich wypraw jachtem.
PrzepÅ‚yniÄ™cie jeziora zajęło im dziesięć minut. Za­
cumowali na przystani i Rick pomógł chłopcu wyjść
z motorówki. Bernie nie potrzebował niczyjej pomocy,
doskonale dał sobie radę sam.
Podeszli pod dom od strony tarasu i Rick przez
191
chwilę rozważał możliwość dostania się do środka
przez wielkie oszklone drzwi, ale ostatecznie zdecy­
dował się obejść dom i zadzwonić od drugiej strony.
Trochę to trwało, bo rezydencja była ogromna, ale
wreszcie dotarli do głównego wejścia i Rick nacisnął
dzwonek.
OtworzyÅ‚a im siwowÅ‚osa pani o surowym wyglÄ…­
dzie.
- Pan do kogo?
Zdziwionym wzrokiem obrzuciła dziecko i psa.
- Nazywam siÄ™ Rick Dalton, wynajmujÄ™ dom od
Natalie Fortune po drugiej stronie jeziora. Chciałbym
siÄ™ z niÄ… widzieć. Wiem, że przyjechaÅ‚a tu wczoraj wie­
czorem.
Kobieta bacznie mu się przyjrzała.
- Jak pan się tu dostał?
- Od strony jeziora, przypłynęliśmy łodzią.
- Ach, tak. - Twarz kobiety nieco siÄ™ rozchmurzy­
Å‚a. - Zapytam pannÄ™ Fortune, czy pana przyjmie.
WpuÅ›ciÅ‚a ich do obszernego holu i poszÅ‚a zawia­
domić Natalie.
Dziecko i pies spojrzeli na niego pytajÄ…co. Rick
uśmiechnął się w odpowiedzi z udaną pewnością
siebie.
Gospodyni po chwili wróciła.
- Powiedziała, że pana przyjmie. Pies też może
wejść. Tędy, proszę.
W milczeniu szli za nią korytarzem. Tylko dzwięk
pazurów psa postukujących o wyfroterowaną podłogę
zakłócał ciszę ogromnego domostwa. Gospodyni otwo-
192
rzyła przed nimi drzwi rozległego salonu i Rick po
oszklonej ścianie rozpoznał pomieszczenie widziane od
strony tarasu.
Natalie siedziała na kanapie, mała i zagubiona,
wÅ›ród wspaniaÅ‚ych stylowych mebli. Toby i Bernie na­
tychmiast ulokowali siÄ™ po obu jej stronach.
- %7łyczy sobie pani czegoś? - zapytała służąca
i Natalie podziękowała skinieniem głowy.
- Nie, dziękuję, może pani odejść.
Gospodyni zostawiła ich samych i Natalie zajęła się
dzieckiem i psem.
- Cześć, witajcie. Jak dobrze, że jesteÅ›cie. - Przy­
tuliła ich, a w jej oczach zalśniły łzy.
Rick ze Å›ciÅ›niÄ™tym sercem patrzyÅ‚, jak caÅ‚uje To­
by'ego, a potem przytula głowę do psa. Wreszcie
uniosła oczy na niego.
- Nie powinieneś tu przychodzić - rzekła cichym,
smutnym głosem.
- Martwiliśmy się o ciebie.
Szczupłą dłonią odrzuciła włosy z czoła.
- Mama do mnie dzwoniła i mówiła, że wszystko
ci powiedziała.
- Tak.
Patrzyła na niego bezradnym wzrokiem, w którym
czaił się lęk.
- Zupełnie nie wiem, co robić, Rick.
Dziecko i pies, wyczuwszy jej rozpacz, mocniej
przytuliły się do niej. Toby pogłaskał ją po ramieniu,
a Bernie szerokim ozorem polizał rękę.
- Twoja matka mówiła, że twój ojciec... gdzieś wy-
193
jechał - zaczął Rick ostrożnie, nie chcąc powiedzieć
więcej przy takim audytorium.
- Tak... wyjechał, nie wiem dokąd. Próbowałam
skontaktować się ze Sterlingiem, pamiętasz go?
- Oczywiście.
- Nie zastaÅ‚am go, zostawiÅ‚am mu tylko wiado­
mość.
- Twoja matka już z nim rozmawiała.
Natalie utkwiÅ‚a wzrok w pustce za ogromnymi ok­
nami.
- Tak, ale... są pewne sprawy, które wolałabym
omówić z nim osobiście. Moja matka nie o wszystkim
wie.
- Jakie sprawy?
ZnaczÄ…co spojrzaÅ‚a na dziecko. Rick zrozumiaÅ‚: roz­
mowę o szczegółach muszą odłożyć na pózniej.
- Teraz - rzekł łagodnie - powinnaś wrócić z nami
do domu.
Zamrugała powiekami.
- Do domu? Przecież ja...
Po tym, co zaszło ubiegłego wieczoru, chyba już
nie miała domu.
- Masz jakąś walizkę? - Rick nie czekał, aż mu
odmówi..
- Tak, bardzo niedużą, jest na górze. Ale ja... Rick,
naprawdÄ™...
- Idz po nią. - Spojrzał na jej bose stopy. - I włóż
jakieÅ› buty. Jedziemy.
- Przecież muszę najpierw skontaktować się ze
Sterlingiem.
194
- Zadzwonisz do niego z domu.
- Naprawdę uważasz, że to ma sens?
Spojrzał na nią.
- W domu będzie ci lepiej - oznajmił ogólnikowo.
- Dobrze o tym wiesz. Ta posiadłość jest za duża i za
pusta, żebyś tu teraz mieszkała sama.
- Ale przecież my... - Zerknęła na chÅ‚opca i prze­
rwała, nie wiedząc, jak skończyć.
Rick zrobił to za nią.
- Wczoraj wieczorem - powiedziaÅ‚, starannie do­
bierając słowa, żeby Toby nie wszystko zrozumiał - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl