[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stało z Warinem? Z Ketti? Po wydarzeniach w Catterick? Czy to nadal konieczne?
Jej milczenie powiedziało mu, że tak.
- Posłuchaj - ciągnął cierpliwie, cichym głosem. - Okoliczności się zmieniają. Zawsze tak
było, jest i będzie i musimy to zaakceptować. Ludzie też się zmieniają. Jeśli zamkniesz
się w goryczy i nie dopuścisz myśli o zmianie, to...
- Ale przecież zmieniłam postępowanie, czyż nie?
- Mówię o zmianie nastawienia. Nie, zatrzymałaś się w pół drogi. A teraz, kiedy widzisz
możliwość wyjścia z sytuacji, nie chcesz z niej skorzystać.
- Jest za wcześnie - powiedziała, patrząc na swoje splecione palce. - Nie jestem gotowa. -
Nie jestem gotowa, żeby mu zaufać. Nic o nim nie wiem, dodała w duchu.
Zapadł między nimi jeden z tych częstych momentów ciszy, jakby kapelan czytał w
myślach wszystkie jej zastrzeżenia i starał się je rozwiać. Kiedy się w końcu odezwał,
zmiana tematu ją zaskoczyła.
- Spędziłaś sporo czasu z Flambardem, pani - rzekł, patrząc, jak Hilda i Els rozpakowują
kosze i układają ubrania Rhoese na łóżku.
- Sądzisz, bracie, że to zle? %7łe nie powinnam spędzać z nim czasu?
- Sądzę - odparł - że powinnaś być ostrożna. Nie, nie namawiam cię, pani, żebyś nagle
zaczęła unikać jego towarzystwa. To by wyglądało bardzo dziwnie. Ale musisz pa-
miętać, że jest królewskim kapelanem, wspinającym się po drabinie do wysokiego
stanowiska, a tacy wspinacze zwykle nie dbają o to, jak się tam dostaną, byle szybko i
bezpiecznie. Rozumiesz, pani, o czym mówię?
- Nie za bardzo, bracie. Byłam tego wszystkiego świadoma. Czy grozi mi jakieś
niebezpieczeństwo?
- Słyszałem, jak ci powiedział, że lady Anneys i twój mąż musieli się wcześniej znać.
Pamiętasz?
- Jest taki spostrzegawczy - zauważyła Rhoese. - Studiuje naturę ludzką i...
- Spostrzegawczy, akurat! - prychnął brat Alaric. - Jest nie bardziej spostrzegawczy niż
mój... Mniejsza o to. Nie mówię, że on coś knuje, ale nie było absolutnie żadnego po-
wodu, by sugerować ci, jak to uznał za stosowne, że Anneys dAbbeville i sir Jude się
znają. Nawet jeśli tak jest, czemu to miało służyć prócz sprawienia ci przykrości? Musiał
przecież podejrzewać, że nie będzie ci to miłe. - Spojrzał na nią bacznie. - I co? Sprawiło
ci to przykrość?
- No cóż... - szepnęła.
- Tak, oczywiście, że ci sprawiło. Nie martw się. Cokolwiek Flambard ma na myśli,
możesz być pewna jednej rzeczy: robi to tylko dla własnego dobra. Nie dla Judea, nie
dla ciebie, pani, ale wyłącznie dla siebie.
- Nie lubisz go, prawda?
Brat Alaric chwilę się zawahał.
- Och, nie można go nie lubić. Jest bystry, ale nie cenię takich ludzi jak on. Zdobędzie, co
chce, nie oglądając się na to, czy ktoś go lubi, czy nie. I jeśli da ci jakąś radę, pani, z pew-
nością ma w tym swój cel.
- Już mi dał, bracie.
- Na temat czego?
- Na temat mojej tak zwanej sławy. Wiesz, co o mnie mówią?
- Tak, wiem. Jaką radę ci dał?
- Niczemu nie przeczyć, tylko zrobić użytek z siły, jaką to daje, krótko mówiąc.
- Zrobić użytek z siły... No tak... oczywiście. Pod warunkiem, że w dobrych celach, nie
w złych. Mam nadzieję, że to dodał?
- Tak, naturalnie. - Czy rzeczywiście? Niezbyt dobrze pamiętała.
- Cóż, robiłaś już taki użytek, prawda? Spopieliłaś wczoraj skórę zrzuconą przez węża,
żeby wygoić jednemu z żołnierzy ranę, czyż nie? Nie znali tego sposobu wcześniej.
Zebrałaś jeżyny, żeby wyleczyć Neda z bólu gardła i rzeczywiście to mu pomogło. I
przypomnij sobie, jak zdjęłaś dziś rano tę pleśniawkę gołym palcem. Po raz pierwszy
coś takiego widziałem i oni też. Oczywiście zrobiło to na nich wrażenie, ale nie
powinnaś się przejmować ich gadaniem.
- A jak mam sobie poradzić z Anneys dAbbeville? Być dla niej miła?
- Naturalnie, pani. To ty jesteś żoną Judea, nie ona. Nie masz się czego obawiać. Ona jest
tylko kochanką biskupa, który popadł w niełaskę. Byłbym mocno zdziwiony, gdyby nie
miotała się teraz w mękach niepewności. Jeszcze przed końcem roku straci o wiele
więcej niż ty, a jej przyszłość nie będzie przedstawiać się zbyt różowo, prawda?
Zwłaszcza że jej uroda już więdnie.
Ta rzucona jakby od niechcenia uwaga rozładowała napięcie Rhoese i oboje zachichotali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]