[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niki. Ale obsługujący ją mężczyzni, gdy tylko zauważali Mukla, zwalniali,
ostrzegawczo trąbiąc na
niego. Po kilku dniach pracownicy obsługujący śmieciarkę przyjaznie machali do
niego ręką.
Zdarzało się też, że zabierali go do samochodu i podwozili do domu, nawet
jeśli nie było to po
drodze. Gdy go potem oddawali uszczęśliwionemu panu, odbywało się to wśród
śmiechu i przyjemnie
brzmiącej dla ucha, choć niezrozumiałej dla rodziny, włoskiej mowy. Za każdym
razem też częstowa-
no tych ludzi szklaneczką wytrawnego czerwonego "Merlota".
To, czego nie wolno było Muklowi robić w jego szczenięcych latach w rodzinnej
miejscowości
w Bawarii, teraz mógł tutaj nadrobić. Chodziło oczywiście o jego ulubione
samotne eskapady, które
Mukiel wprost uwielbiał.
Gdy tylko zauważał uchylone drzwi albo okno, natychmiast odzywała się w nim
chęć wędrowa-
nia i wymykał się z domu. Znowu jak kret podkopywał się pod płotem, aby wydostać
się za ogrodze-
nie. A gdy natrafiał na potok, który odgradzał ich posiadłość letniskową od jego
upragnionej wolności,
pokonywał go wpław, jeśli w inny sposób nie mógł się przedostać. Pragnienie
wolności było w nim
nieograniczone.
Zawsze powodowała nim niezaspokojona ciekawość, tak więc i nowy teren, na
którym się teraz
wraz z rodziną znalazł, chciał widocznie jak najszybciej spenetrować. Może nawet
czuł się przy tym
jak odkrywca.
Mukiel nie był bowiem wygodnisiem i sam nigdy nie czuł się pieskiem
pokojowym; odwrotnie,
ciągnęło go do natury. W każdym razie wykorzystywał w tym celu każdą nadarzającą
się okazję. Wy-
starczyło spuścić go z oka, aby za chwilę stwierdzić, że już gdzieś znowu
zniknął. A wcale nie było tak
łatwo odnalezć go w tej malowniczo położonej, ale rozległej okolicy. W związku z
tym mężczyzna
ponownie zażądał bezwzględnego pilnowania psa, by nie mógł się przy każdej
okazji wymykać. - Aby
mu się nic nie stało! - uzasadniał.
Do ulubionych miejsc spacerowych Mukla należała między innymi promenada
platanowa ciąg-
nąca się wzdłuż jeziora. Te potężne drzewa z jakąś magiczną siłą zdawały się
przyciągać jego uwagę.
Gardził natomiast wodą z jeziora. Gdy miał pragnienie, udawał się do małego,
znajdującego się obok
kościoła zródełka - żartobliwie nazywanego "pijalnią" dla zwierząt. Stojąca
pośrodku figura Matki
Boskiej zawsze ozdobiona była świeżymi kwiatami.
Poza tym Mukla można było też spotkać na uroczych, małych podwórkach
znajdujących się na
tyłach domów w centrum tej alpejskiej wioski. Kręciło się tam zwykle sporo
małych psów i kotów,
z którymi Mukiel szybko się zaprzyjaznił. Wkrótce te zwierzęta jakby czekały
tutaj na niego.
Częste, energiczne poszukiwania Mukla, prowadzone zwykle równolegle przez
żonę i mężczyz-
nę, oczywiście przez każdego w innej części wsi, prowadziły nierzadko do nowych,
miłych znajomoś-
ci. Okazało się, że nie tylko załoga samochodu wywożącego śmiecie polubiła Mukla
i pomagała w po-
szukiwaniach. Znali go także właściciele wypożyczalni sprzętu wodnego, oranżerii
i restauracji przy
plaży, kościelny, a nawet wójt tej uroczej osady. No i przede wszystkim wielki
przyjaciel zwierząt,
miejscowy policjant nazwiskiem Paulaner.
Dla nich wszystkich pies stał się miłym urozmaiceniem w codziennych
zajęciach. Każdy z nich
znał pudla, wiedział nawet jak się wabi. Wszyscy ci ludzie bardzo go lubili. Ten
pies, mimo iż przybył
z daleka, był podobny do ich psów - naturalny, kochający wolność, samowolny, bez
śladów sztucz-
ności, tak charakterystycznej dla psów domowych i tresowanych. Mukiel w każdym
razie szybko przy-
lgnął do tej wsi i o wiele szybciej niż reszta rodziny został uznany za swego.
Urzędniczka z poczty w Caslano dała nawet wyraz swemu niepokojowi o psa. Była
tutaj jedną
z niewielu osób, które znały język niemiecki. Ona oczywiście również zdążyła
zauważyć Mukla i jego
samotne wędrówki i gdy mężczyzna zjawił się na poczcie, zaczęła go ostrzegać:
- Musi pan bardziej uważać na swego psa i nie pozwalać mu tak samemu biegać
po całej wsi. Ja
też miałam kiedyś takiego wspaniałego pudla podobnego do pańskiego. Któregoś
dnia został przeje-
chany przez samochód.
- Ale chyba nie tutaj w Caslano, signora? - Mężczyzna chciał przez to
powiedzieć, że chyba nie
tutaj w tym spokojnym, sennym, niemal idyllicznym miejscu.
- Właśnie tutaj - odpowiedziała surowo. - I stało się to na moich oczach,
tutaj na placyku przed
pocztą! Tylko dlatego, że byłam zbyt tolerancyjna dla mojego psa i pozwalałam mu
wychodzić same-
mu. Psu jednak nie powinno się na to pozwalać. Zwierzęta nie są świadome
grożących im niebezpie-
czeństw. Niech pan zatem lepiej pilnuje swojego psa!
Na pewno było to sympatyczne z jej strony, choć wyrażone zostało w dość
ostrej formie. Męż-
czyzna wziął sobie jednak bardzo te ostrzeżenia do serca i próbował nawet dość
znacznie ograniczyć
dotychczasową swobodę Mukla. Ale im więcej zadawał sobie trudu, tym więcej
pomysłowości wyka-
zywał Mukiel.
Mężczyzna przedłużył nawet i tak długą już smycz, najpierw z czterech do
ośmiu, a potem do
dziesięciu metrów. Dawało to oczywiście Muklowi dość dużą swobodę ruchów, ale go
nie zadowala-
ło. Ten przebiegły pies nadal wykorzystywał każdy, najmniejszy nawet błąd swego
pana, by uwolnić
się spod jego troskliwej opieki.
Wystarczyło na przykład, by niedokładnie działało jedno z ogniw łączących
smyczy, i już Mukla
nie było! Albo też, że obroża była zbyt luzna - wtedy tylko jeden jego ruch
głową i był na wolności.
Tak więc te wakacje omal nie stały się dla mężczyzny jednym pasmem udręki z
powodu nieposłuszne-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]