[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabezpieczonymi przed nielegalnym podsłuchem. Chociaż zakonnik musiał przyznać, że było mało
prawdopodobne, aby dotarły tutaj wyrafinowane szpiegowskie mikrofony, które służby bezpieczeństwa
Zwiętego Oficjum i innych zagranicznych agencji uwielbiały umieszczać w kardynalskich gabinetach.
Baldi nie miał wyjścia. Spotkanie było wyznaczone w tym miejscu. Co więcej, nie można było się na
nie nie stawić. Wiadomość, jaką znalazł w skrzynce w rezydencji, w której mieszkał, nie pozostawiała
mu żadnego wyboru.
Dlatego też benedyktyn ukląkł posłusznie po prawej stronie dziewiętnastego konfesjonału. Jak można
się było spodziewać, żaden Polak nie czekał o tej porze na otrzymanie rozgrzeszenia. W tych
godzinach rodacy Ojca Zwiętego zwykli ucinać sobie drzemkę lub oglądać telewizję.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus wyszeptał.
Na wieki wieków, ojcze Baldi.
Odpowiedz, jaka dobiegła go z drugiej strony kratki, upewniła mnicha, że dobrze wybrał konfesjonał.
Ewangelista ukrył radość.
Eminencjo?
Cieszę się, że przyszedłeś, Giuseppe powiedział spowiednik. Muszę ci przekazać ważne
nowiny i mam powody, aby podejrzewać, że nawet mój gabinet nie jest już bezpiecznym miejscem.
Charakterystyczny, nosowy głos Stanisława Dziwisza zawierał fatalistyczne tony, które zaniepokoiły
penitenta". Serce Baldiego zaczęło bić mocniej.
Ustalono coś nowego na temat śmierci ojca Corso?
Analiza poziomu adrenaliny we krwi potwierdziła, że Zwięty Mateusz, nasz drogi ojciec Corso,
przeżył tuż przed
śmiercią silny szok. Coś wstrząsnęło nim tak bardzo, że postanowił zakończyć życie.
Co to mogło być, Eminencjo?
Nie wiem, synu. Coś strasznego, bez wątpienia. Obecnie, jak już zapewne powiedział ci doktor
Ferrell, koncentrujemy wszystkie wysiłki na tym, aby dowiedzieć się, kim była ostatnia osoba, którą
przyjął ojciec Corso, i czy ta wizyta wpłynęła na jego decyzję o popełnieniu samobójstwa.
Rozumiem.
Jednak to nie dlatego kazałem ci tu przyjść, mój synu.
Ach, nie?
Pamiętasz, jak w moim gabinecie rozmawialiśmy o Memoriale ojca de Benavides?
Kardynał wystawiał pamięć Baldiego na próbę.
Jeśli dobrze pamiętam, chodziło o spisany przez siedemnastowiecznego franciszkanina raport
dotyczący objawień
Błękitnej Damy na południu Stanów Zjednoczonych...
W rzeczy samej przyznał kardynał usatysfakcjonowany. Ten dokument, jak już
wspomniałem, zafascynował ojca Corso tuż przed śmiercią. Zwięty Mateusz uważał, że w owym
Memoriale znajdował się opis sposobu, w jaki mniszka żyjąca w klauzurze przenosiła się fizycznie z
Europy do Ameryki, aby ewangelizować Indian... w tysiąc sześćset dwudziestym dziewiątym roku!
Tak. Wyobrażam sobie.
- Nie wiesz jednak, że Corso szukał niewydanego manuskryptu ojca de Benavides, w którym Błękitna
Dama została utożsamiona z matką Marią Jess de Agreda i w którym autor opisał, jakiej formuły
używała, aby bilokować się do Ameryki.
Formuła bilok...?
Tak jest.
Znalazł ją? Odnalazł ten manuskrypt?
- W tym właśnie tkwi problem, mój synu. Chodzi o tekst, któremu nikt nie przypisywał dotąd większej
wagi. Corso szukał go w papieskich archiwach dzień przed śmiercią, ale niczego nie znalazł. Jednak
tego samego dnia ktoś włamał się do Biblioteki Narodowej i ukradł manuskrypt, który należał do
króla Filipa Czwartego. Spowiednik nie dał benedyktynowi czasu na reakcję.
Tak, Giuseppe. Był to ten sam dokument, którego szukał Zwięty Mateusz westchnął.
Umysł wenecjanina walczył desperacko w poszukiwaniu logicznego wyjaśnienia tej historii.
Zgodnie z informacjami, jakie otrzymaliśmy dziś rano ciągnął Dziwisz hiszpańska policja
jeszcze nie zatrzymała złodziei, ale wszystko wskazuje na profesjonalną robotę. Może to ci sami
ludzie, którzy skradli archiwa ojca Corso.
Skąd to przypuszczenie, Eminencjo?
- Mam wrażenie, że ktoś chce, aby zniknęły wszystkie informacje mające związek z Błękitną Damą.
Ktoś z wewnątrz. Ktoś, kto chce sabotować postępy naszego projektu i kto nie przebiera w środkach,
aby osiągnąć cel.
Po co miałby to robić?
Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy mruknął Dziwisz jest takie, że ten ktoś
prowadzi badania równoległe do naszych, uzyskał satysfakcjonujące rezultaty i chce teraz zatrzeć
ślady informacji, które pozwoliły mu osiągnąć sukces.
To tylko przypuszczenia zaoponował Baldi.
Dlatego kazałem ci tu przyjść. Nie czuję się bezpiecznie w Zwiętym Piotrze, synu. Zciany mają
uszy. Nawet Zwięte Oficjum zwołało wewnętrzne posiedzenie w celu zbadania tej sprawy. Posiedzenie
na najwyższym szczeblu.
Zdaniem Eminencji wróg należy do Kościoła?
A masz jakiś inny pomysł, Giuseppe?
%7ładnego. Może gdybyśmy poznali zawartość skradzionego dokumentu, wiedzielibyśmy, od czego
zacząć...
Kardynał z trudem rozprostował nogi w konfesjonale.
To akurat wiemy zakomunikował lakonicznie.
Naprawdę?
Naturalnie, synu. De Benavides zaktualizował Memoriał z Nowego Meksyku właśnie tutaj, w
Rzymie. Zrobił dwie kopie dzieła: jedną dla Urbana smego, drugą dla Filipa Czwartego. Ta druga
została właśnie skradziona.
W takim razie mamy go!
I tak, i nie... Kardynał ostudził Baldiego. Widzisz, ojciec Alonso de Benavides był Custodio
prowincji Nowego Meksyku do września tysiąc sześćset dwudziestego dziewiątego roku. Po
przesłuchaniu misjonarzy, którzy zebrali dane na temat Błękitnej Damy, udał się do Meksyku, skąd
jego zwierzchnik, baskijski arcybiskup Manso y Zniga, wysłał go do Hiszpanii, aby ojciec Alonso
dokończył pewne śledztwo...
Jakie śledztwo?
Zwięty Jan, koordynator projektu chronowizji, uśmiechnął się zza kratki.
- De Benavides wyjechał z Nowego Meksyku przekonany, że Błękitną Damą była mniszka ciesząca
się w Europie sławą cudotwórczym, matka Luisa de Carrión. Problem polegał na tym, że Indianie
opisywali ją jako młodą i piękną kobietę, a matka Carrión miała już ponad sześćdziesiąt lat. To jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]