[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, że któregoś dnia ona zagra w filmie opartym na moim scenariuszu.
- Ann, co ty na to?
Tym razem Ann wzruszyła ramionami i siedziała z pustką w głowie.
- Nie wiem. Jestem tym zupełnie zaskoczona.
- Nick, ale czy pisałeś te opowiadania, chociażby "Camp Blue" z myślą o tym, że Ann
byłaby idealna do zagrania tej postaci?
- Nie mogę powiedzieć, że tak, bo to byłaby spora przesada. Wiesz jak to jest - ja byłem
nikim, ona była znaną aktorką, ja byłem we Włoszech, ona była w Stanach, ja byłem
młody, a ona była... w Stanach.
Teraz zaskoczenie Ann przeszło w osłupienie.
- Daj spokój, nie byłam aż tak stara!
- O, uwierz mi, byłaś.
Publiczność zareagowała na to głośnym "ooo", chociaż większość ludzi śmiała się
rozumiejąc, że to tylko żarty. Ann klepnęła go w ramię.
- Jesteś niemożliwy!
- No, ale teraz już wyglądasz o wiele lepiej - poprawił się szybko.
- A tak z ciekawości zapytam - jaka jest między wami różnica wieku? dosyć nieśmiało
wtrącił prowadzący.
- To nie ma tutaj żadnego znaczenia! - próbowała się bronić Ann.
- Tak, ale łatwo da się policzyć - mamrocząc coś pod nosem i z zamyślonym wyrazem
twarzy zaczął liczyć na palcach. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć. Potem przeniósł się na
drugą rękę: sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć. W miarę przybywania palców brwi
Ann szły coraz bardziej w górę, a publiczność coraz głośniej okazywała swoje rozbawienie
tą sceną. Ale Nick jeszcze bardziej zamyślony niż wcześniej powrócił do pierwszej dłoni i
bezgłośnie liczył dalej: jedenaście, dwanaście, trzynaście...
- Daj już spokój! - próbowała mu przerwać Ann, ale zupełnie niepotrzebnie, bo po
90
czternastym palcu zatrzymał się i z wyrazem ulgi na twarzy oświadczył:
- Dwa lata.
Kiedy już przycichała salwa śmiechu dodał jeszcze:
- No dobrze... niecałe dwa.
Za kulisami było jeszcze słychać brawa publiczności witającej kolejnych gości w studio.
- Dziękuję, że mnie wyśmiałeś przed 300 milionami widzów. - W jej głosie nie było ani
cienia złośliwości.
- No, wiesz, z biednej Leslie nie mogłem się nabijać, z gospodarza nie wypadało, więc
zostałaś mi tylko ty.
Patrzyła na niego coraz bardziej zaskoczona tym, co widziała i słyszała.
- Naprawdę napisałeś opowiadanie o mnie? - Mimo usilnych prób nie mogła powstrzymać
się przed chociaż niewielkim uśmiechem. No, dobrze, była trochę próżna, ale kto na jej
miejscu nie byłby?
- Tak ludzie mówią. - Jego słowa chłodne i wyrachowane, co zupełnie nie pasowało do
wyrazu jego oczu.
- I o czym to jest?
- Tego nie mogę ci powiedzieć. Ale za to mogę ci podarować jeden egzemplarz książki, a
nawet dwa. Tak się przypadkowo składa, że mam w domu kilka... tysięcy kopii.
- Tak? To fajnie. Prześlij mi jedną, chętnie przeczytam.
Z coraz większym uciskiem w piersiach i coraz większą pustką w głowie patrzył za nią jak
odchodzi w stronę drzwi.
- Ann!
Odwróciła się, a uśmiech nadal zdobił jej twarz.
- Może w ramach rekompensaty mógłbym zaprosić cię na kolację?
Zrobiła minę jakby głęboko się zastanawiała nad tą propozycją.
- Wiesz, trochę się spieszę. Chciałabym zdążyć na samolot i jeszcze dzisiaj być w domu...
- A jeżeli będę natarczywie, aczkolwiek szarmancko nalegał?
Znowu uśmiechnęła się uciekając oczami gdzieś w bok.
- Nie wiem. Zależy jak by ci to szło.
- Proszę, proszę, proszę... - zrobił przy tym najsmutniejszą minę jaką u niego widziała. -
Obiecuję, że będę się dobrze zachowywał.
- Ale obiecałam już Jackowi...
- To zadzwonimy do niego i cię usprawiedliwimy.
Wahała się dłuższą chwilę, bo była już zmęczona tym, że jest w podróży od czterech
91
tygodni. Ale chyba miała jakąś słabość do tego faceta, szczególnie kiedy robił bardzo
smutne miny.
- Dobrze, ale naprawdę muszę zadzwonić do Jacka, bo miał po mnie wyjechać na
lotnisko.
Zanim skończyła to zdanie w ręku Nicka pojawił się telefon komórkowy gotowy do użycia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]