[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pustynia wcale nie jesi pusta
Po co ty jedziesz na tÄ™ pustyniÄ™? pytali znajomi.
Chciałam oderwać się od codzienności. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo będę tęsknić
za Martą, mamą, przyjaciółmi, psami, kotami i w ogóle wszystkim, co zostawiałam.
Traktowałam wyjazd jak nowe wyzwanie zawodowe. Miałam głowę naładowaną świe\utką
wiedzą i chciałam ją wykorzystać w zupełnie nowych, nie znanych mi warunkach. Wydawało
mi się, \e ten wyjazd wiele odmieni w moim \yciu, a zwłaszcza \e pozwoli mi nabrać
dystansu do tego, co działo się ostatnio w moim domu i sercu. W sercu te\ była pustynia. Nie
tylko straciłam nadzieję na powrót kochanego człowieka, ale straciłam dwie ukochane suczki.
Tym razen Dunia i Zunia padły ofiarą osiedlowego truciciela. Na nic zdała się moja wiedza.
Trutka na szczury działa z opóznieniem i gdy wystąpią objawy, zazwyczaj jest ju\ za pózno.
Wiele psów z naszego osiedla straciło \ycie z ręki szaleńca, który rozkładał zabójcze
smakołyki". Policja zainteresowała się tą sprawą, ale i tak nic nie mogło wrócić \ycia
naszym ulubieńcom.
Wyje\d\ając, pozostawiłam pod opieką mamy moją córkę Martę i trzy psy: Picusia, Cypkę i
Kiwi. Mama przeprowadziła się do mojego mieszkania. Nie miała łatwo, bo Marta weszła
w tzw. trudny wiek, wiek buntu. Nawet ubrania nosi siÄ™ wtedy na lewÄ… stronÄ™". Dlaczego?
Bo tak!!! A mnie było za kim tęsknić.
Siódmego stycznia 1997 roku na Okęciu Kaja i ja \egnałyśmy się z rodziną i przyjaciółmi.
Wsiadłyśmy do samolotu w bardzo dobrych nastrojach. Wtedy jeszcze samoloty latały
bezpośrednio z Warszawy do Dubaju. Była to moja pierwsza tak daleka wyprawa. Wcześniej
podró\owaÅ‚am tylko po Europie i raz odwiedziÅ‚am « AbchazjÄ™. Nigdy nie widziaÅ‚am
prawdziwej pustyni. a.
Szybko przekonałam się, \e pustynia wcale nie jest pusta, 5. a poza tym, \e jest
niewyobra\alnie piękna. Jej wygląd zmienia się wraz z porami roku i nieraz bywa zupełnie
niepustynnie zielona. s
Na świecie są ró\ne pustynie piaskowe, skaliste, słone, lodo-we i gorące; \ółte, czarne,
czerwone i prawie białe. Prawie wszystkie tętnią utajonym, ale bogatym \yciem. Na
Półwyspie Arabskim 241 mo\na znalezć ogromne piaskowe wydmy i góry Hajar. Piasek, jeśli
rozpoczynamy wędrówkę od Zatoki Perskiej, zmienia się z prawie białego w \ółty,
\ółtoszary, a nawet czerwony. W zimie pustynia zaczyna kwitnąć. To niesłychane, ale z
piasku wyrastają, podobne do hiacyntów, \ółte i fioletowe kwiaty. Nie mają liści, tylko
łodyga obsypana jest kwiatami. Uschnięte patyki stają się zielonymi drzewami i krzewami.
Na piasku pło\ą się zielone suchorośla z daleka przypominające trawę. Jeśli przysiadzie się
gdzieś cichutko, mo\na zaobserwować przemykające jaszczurki, śmieszne czarne \uki z
bardzo długimi nogami i niewielkie zielone papugi kryjące się w dziuplach pustynnych
zarośli. Jednak najbardziej urzekły mnie wielbłądy. Dostojeństwo, z jakim się poruszają i
spoglądają człowiekowi w twarz, ka\e się na chwilę zatrzymać. Tak jakby chciały
powiedzieć: Dokąd się spieszysz, człowieku? Wszak to, \eś się urodził, świadczy o tym, \e i
tak jesteś ju\ spózniony". Wielbłądy, nawet gdy naprawdę się spieszą, wyglądają tak, jakby
nie były przekonane o konieczności pośpiechu.
Maciek i jego \ona Iza zabrali nas na pustynię do zaprzyjaznionego poganiacza wielbłądów.
Pojechali z nami ich dwaj synowie, Tomek i Marek. Marek, młodszy, miał wtedy nie więcej
ni\ pięć lat. Wysiedliśmy z samochodu przy prowizorycznej zagrodzie pełnej ogromnych
wielbłądzic. Przy niektórych dreptały malutkie wiel-błądziątka. Mareczek bez zastanowienia
wbiegł za ogrodzenie. Stanął trochę onieśmielony ilością i wielkością zwierząt. Wielbłądzice
odwróciły głowy w jego kierunku i bardzo powoli zaczęły podchodzić. Po chwili mały
chłopczyk stał w kręgu mo\e dwudziestu olbrzymów. Ich głowy delikatnie pochylały się nad
jego główką. Wąchały jasne włoski i coś sobie szeptały. Pewnie mówiły: Zobaczcie, to
ludzkie dziecko. Uwa\ajcie, aby go nie nadepnąć". O dziwo, Marek wcale się nie
przestraszył. Stał spokojnie, a po chwili zaczął głaskać miękkie nosy wielbłądzich cioć.
Obie z Kają pozazdrościłyśmy Mareczkowi i te\ dałyśmy susa między wielbłądzice. Najpierw
spojrzały na nas ze zdziwieniem: A wy tu po co?", ale po chwili byłyśmy otulone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]