[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Biedny Królik! Biedny Jacuś!
Siostra Genowefa okazała się demonem organizacji. Z zakasanymi rękawami
dyrygowała Jolą i Brygidą. Nie minęło piętnaście minut i trzy ogromne kotły
stanęły w przejściu.
Rodan wykazał się niezwykłym opanowaniem. Zasłonięty Kasią, która stanowiła
dbskonały cel dla każdego strzelca wyborowego, trzymał nieruchomy palec na
cynglu. Zawodowiec w każdym calu. Może kształcił się na którymś z naszych
poligonów wojskowych? Albo należał do elity byłych służb specjalnych? Nie, zbyt
młody.
Drzwi znów się zamknęły. Zostaliśmy sami. Jeśli, naturalnie, nie liczyć tych
pojemników. Z zupą? Wojskową grochówką?
Rodan i Rolex, dwaj panowie  R", wyraznie odetchnęli z ulgą.
 Każdy dostanie plastykową miseczkę  oznajmiła siostra Genowefa.  Nikt nie
pozostanie głodny.
 A co z wolnością?  jęknęła Kołakowa.  Kiedy nas wy-puczczą?
Pierwszy raz ktoś ośmielił się zadać tak podstawowe pytanie. I pierwszy raz, od
dziewiętnastu godzin, udzielono na nie odpowiedzi.
 Jak tylko przywiozą pieniądze. I zagwarantują nam nietykalność. %7łądamy tak
niewiele: trzech milionów dolarów. I samolotu. Rodan, już odprężony, mówił
ciepłym, ludzkim głosem. Przechadzał się pomiędzy fotelami. Ale jego dłoń w
czarnej, skórzanej rękawiczce nieustannie obejmowała rękojeść broni. Zatrzymał
się koło mnie.
 Dlaczego nie siedzisz na swoim miejscu?  Spojrzałam w górę. Miał szare,
smutne oczy i kurze łapki. Jego lewa dłoń uniosła Się niebezpiecznie.
Przestraszyłam się. Pamiętałam uderzenie w szczękę. I los, który spotkał Alę.
Ale tego, co zrobił, nie spodziewałam się w najbzdurniejszych snach. Brutalny
bandyta, nie waha-
94
jacy się zastrzelić niewinnego człowieka... pogłaskał mnie po głowie. Nawinął
sobie na palec pasmo moich włosów. Myślałam, że pociągnie, by sprawić mi ból.
Ale on pochylił się i powąchał.  Używasz szamponu lipowego?  wymruczał.
Nie odpowiedziałam. Bałam się drgnąć. Wszyscy ludzie wpatrzeni byli w tę dłoń
delikatnie muskającą cienką przędzę. Z westchnieniem odwrócił twarz. I poszedł
dalej.
Czułam, że zaraz zemdleję. A nigdy przedtem mi się to nie zdarzyło. Nawet wtedy,
gdy wraz z tatą odwoziliśmy mamę na porodówkę. Przed przyjściem na świat
Jacusia. Ona była bohaterska. Blada i cierpiąca. A ja czułam, że nogi stają się
galaretowate. Teraz też nie wstałabym za skarby świata.
 Ty mu się podobasz  stwierdziła szeptem pani Borkowska.  Nieprawdopodobne,
ale tak jest!
Potrząsnęłam włosami. Wracała mi równowaga. I rozsądek. Odwróciłam głowę.
 Co pani mówi! Kilka godzin temu rąbnął mnie w zęby!
Ale kobieta wiedziała swoje. Szeptała mi do ucha, przechylona między dzielącymi
nas oparciami:
 Wierz mi, wiele w życiu widziałam różnych czubków. W szpitalu i nie tylko.
Opiekowałam się kiedyś czterokrotnym mordercą po wylewie. Miał takie jasne,
czyste oczy. Jak ten, przed chwilą... I tyle było w jego wzroku uczucia... całe
morze miłości.
 Co się z nim stało?
Pani Stanisława zaśmiała się cichutko.
 A co miało być? Umarł szczęśliwie. Na moich rękach. Inaczej musiałby wrócić za
kratki. Na dwadzieścia pięć lat!
Jola najwyrazniej się pozbierała. Razem z Kasią roznosiły białe plastykowe miski
napełnione czymś brązowawym. Każdy dostawał dodatkowo sporą bułkę wyglądającą
jak nadmuchana piłka. Obie zakonnice stały przy termosach, starając się rozlewać
w miarę uczciwie.
 Co to jest?  spytał Zdzisio Kondek po pierwszym łyku.
 Chyba zupa. Coś tu pływa... Jezu! Oko?  Kotlarska o mały włos nie wychlapała
jedzenia na tabaczkową marynarkę męża.
 %7ładne oko. To fasola!
95
 Ale to... błyszczy!
 Stefciu, nie opowiadaj głupstw. Czuję kapustę, ziemniaki i coś jeszcze...
 Jarzyny  dorzuciła Kaja.  Całe mnóstwo jarzyn. Tatku, czy chcesz soli?
Chciał. Dziewczyna doskonale wiedziała, co i gdzie mieści się w pozostawionym
przez matkę bagażu. Wyglądało, że ojciec całkowicie zaakceptował córkę. I jej
pełną oddania opiekuńczość. Ani słowem nie wspominali Doroty. Jakby nagle
przestała istnieć.
Zupa nie wszystkim smakowała. Nie chciała jej Teresa, której już, szczęśliwie,
nic nie bolało. Siedziała prosto, miała przytomne, błyszczące oczy i pełen
ciepła uśmiech. Gładziła dłoń siedzącej obok Lucyny. Obie były pełne spokoju.
Jakby mężczyzna o imieniu Bronisław, po którym została na fotelu krwawa plama, w
ogóle nie istniał. Wyglądały na papużki-nierozłączki. Tej samej płci. Pogodzone
z losem w klatce.
Nie jedli także Ala i Robert. Obydwoje zapadli w głęboki sen. Chłopiec z
wyciszonym walkmanem na uszach. Nikt nie chciał ich budzić. Za to Kołakowa,
Zdzisio i czteroosobowa rodzina z trzeciego rzędu domagali się repety.
 Można dostać jeszcze?  matka dwóch dorosłych córek ze śladami ospy na
twarzach odezwała się głośno chyba po raz pierwszy. Przypomniałam sobie jak
przez mgłę, że wszystkie trzy strasznie śmierdziały. Wtedy, gdy sprawdzałam, czy
nie mają broni. Chyba rzadko zmieniały bieliznę. Lub cierpiały na jakąś chorobę.
Ojciec dziewczyn do złudzenia przypominał jednego z dwóch amerykańskich komików.
Ze staiych, biało-czarnych filmów. Tylko który to był? Flip czy Flap? Nie
pamiętam. W każdym razie chodzi o tego chudego.
Siostra Genowefa zajrzała do termosów.
 Można dostać dokładkę. Jola wzięła cztery puste miski.
 Ja nie wiem  zastanowiła się głośno pani Jankowska. Ta od dwóch mężów. Można
rzec, rozwiedziona z przyczyn politycznych.  Czy w tej zupie jest mięso?
 A w czym to pani przeszkadza?  zdziwił się Zdzisio.
96
 No... post. Przecież. Wigilia...
Wszyscy zamilkli, i przestali skrobać plastykowymi łyżkami o puste dno.
 Teraz sobie pani przypomniała?  pielęgniarka nie umiała ukiyć zawodu.
 Tak. Zanim wezmę dokładkę.
Byłoby śmiesznie, gdyby nie było tak tragicznie. Okazało się, że spór
zapoczątkowany jakimś niejasnym kawałkiem fasoli czy też soi podzielił dokładnie
boeingową społeczność. I w efekcie prawie doprowadził do rękoczynów.
 Trzeba jeść, co dają  zawyrokował pan Kotlarski.
 A jeśli ktoś jest wierzącym katolikiem?  nie ustępowała Jankowska.  I chce
pościć?
Siostra Brygida przerwała wyskrobywanie termosu.
 Kościół daje dyspensę, gdy człowiek znajduje się w niebezpieczeństwie.
 A potem ksiądz może nie dać rozgrzeszenia!  włączyła się Kołakowa.
 To niech się pani nie spowiada!  Zdzisio też chciał repety.
 Co pan mówi jak %7łyd? A idzże, człowieku, do tej swojej... jak jej tam...
synagogi! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl