[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie.
Lance został aresztowany. Sądzę, że jednak powinniśmy porozmawiać.
Co takiego?!
Ujęła go policja z Biloxi.
Trudy szybko zdjęła łańcuch, otworzyła drzwi i wpuściła agenta do środka.
Przez parę sekund stali naprzeciw siebie w holu, mierząc się wzrokiem. Cutter
miał jednak powody do radości.
Co on narozrabiał? spytała w końcu.
Nic takiego. Pewnie wkrótce zostanie zwolniony.
Zadzwonię do swojego adwokata.
Proszę bardzo, ale wcześniej chciałbym pani coś powiedzieć. Otrzymali-
śmy wiadomość z pewnego zródła, że Lance usiłuje nająć płatnego zabójcę do
usunięcia pani męża, Patricka Lanigana.
Niemożliwe!
Błyskawicznie zakryła usta dłonią. Tak doskonale udawała zaskoczenie, że
pewnie by się na to nabrał, gdyby nie znał prawdy.
Niestety, tak. Pani również może być zamieszana w tę sprawę. Ostatecz-
nie to pani majątek Lance próbuje ratować, rodzą się więc uzasadnione podejrze-
nia, że oboje działacie w zmowie. Jeśli cokolwiek się stanie Laniganowi, od razu
przyjdziemy po panią.
Przecież ja nic nie zrobiłam!
Jeszcze nie. Będziemy uważnie obserwowali was oboje, pani Lanigan.
Proszę mnie tak nie nazywać!
Przepraszam.
202
Odwrócił się i szybko wyszedł, zostawiwszy ją osłupiałą w holu.
Dochodziła już północ, kiedy Sandy zajechał na parking przy ulicy Canal, wy-
siadł i poszedł ulicą Decatour w głąb dzielnicy francuskiej. Miał świeżo w pamięci
ostatnie pouczenia swego klienta dotyczące środków bezpieczeństwa, szczególnie
istotnych podczas spotkań z Pires. Tylko Sandy mógł doprowadzić prześladow-
ców do dziewczyny, toteż musiał zachować maksymalną ostrożność.
Ona jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, Sandy tłumaczył mu przed
godziną Patrick. Ostrożności nigdy za wiele.
Dlatego też McDermott okrążył grupę budynków aż trzy razy, żeby się upew-
nić, czy nikt go nie śledzi. Następnie wszedł do baru, zamówił wodę sodową i są-
czył ją parę minut, obserwując przez okno ulicę. Dopiero pózniej prześliznął się
do foyer hotelu Royal Sonesta , lecz i tu wmieszał się w grupę turystów, żeby
w pewnej chwili niepostrzeżenie wskoczyć do windy. Wreszcie zapukał do poko-
ju na drugim piętrze. Leah wpuściła go do środka i szybko zamknęła za nim drzwi
na klucz.
Niezbyt go zdziwiło, że wygląda na przemęczoną i zmartwioną.
Przykro mi z powodu twojego ojca rzekł. Masz jakieś nowe wiado-
mości?
Nie. Przecież leciałam samolotem.
Zauważył stojącą na telewizorze tacę z dzbankiem parującej kawy. Podszedł
tam, nalał jej trochę do plastikowego kubeczka, wrzucił kostkę cukru i zaczął
powoli mieszać.
Patrick powiedział mi o wszystkim. Kim są porywacze?
Tam jest cała dokumentacja odparła, wskazując leżącą na stoliku na-
stępną kartonową teczkę. Siadaj.
Zaczekał, aż ona przysiadzie na krawędzi łóżka, po czym zajął miejsce przy
stole i postawił przed sobą kubeczek. Nie spieszył się, czuł, że nadeszła pora na
szersze wyjaśnienia. Jakby czytając w jego myślach, Leah zaczęła:
Spotkaliśmy się przed dwoma laty, w roku tysiąc dziewięćset dziewięć-
dziesiątym czwartym, w Rio, zaraz po jego operacji plastycznej. Patrick przed-
stawił się jako kanadyjski biznesmen poszukujący doradcy prawnego w sprawach
handlu zagranicznego. W rzeczywistości zależało mu głównie na jakiejś bliższej
znajomości. Przyjaciółmi byliśmy jednak tylko przez dwa dni, potem nawiązał
się romans. Opowiedział mi o sobie wszystko, niczego nie ukrywał. W perfekcyj-
ny sposób zerwał z wcześniejszym życiem, miał bardzo dużo pieniędzy, ale jego
przeszłość nie dawała mu spokoju. Bardzo chciał się dowiedzieć, kto prowadzi po-
szukiwania i do jakiego stopnia depcze mu po piętach. W sierpniu dziewięćdzie-
siątego czwartego roku przyleciałam do Stanów Zjednoczonych i zgłosiłam się do
prywatnej firmy ochroniarskiej z Atlanty, noszącej tajemniczą nazwę Pluto Gro-
203
up, ale zatrudniającej byłych specjalistów z FBI. Patrick współpracował z tą firmą
przed swoim zniknięciem. Przedstawiłam się fałszywym nazwiskiem, powiedzia-
łam, że pochodzę z Hiszpanii i chciałabym zdobyć wszelkie dostępne informacje
dotyczące poszukiwań Patricka Lanigana. Zapłaciłam za nie pięćdziesiąt tysięcy
dolarów. Właściciele firmy wysłali agentów do Biloxi, ci zaś na początku nawią-
zali kontakt ze wspólnikami Patricka z kancelarii adwokackiej. Napomknęli, że
dysponują pewnymi wiadomościami na temat miejsca pobytu Lanigana, i praw-
nicy natychmiast potajemnie skierowali ich do waszyngtońskiego prywatnego de-
tektywa o nazwisku Jack Stephano. Okazało się, że prowadzi on bardzo drogą
firmę, specjalizującą się w szpiegostwie przemysłowym oraz poszukiwaniu zagi-
nionych osób. Agenci spotkali się z nim w Waszyngtonie, ten jednak był bardzo
tajemniczy i nie chciał niczego ujawnić. Dał jednak wyraznie do zrozumienia,
że rzeczywiście zajmuje się poszukiwaniem Lanigana. Specjaliści z Pluto Group
rozmawiali z nim parokrotnie, aż w końcu osiągnęli porozumienie. Zaproponowa-
li mu sprzedanie własnych informacji, a Stephano zgodził się zapłacić pięćdziesiąt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]