[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niczym bronić. Można się odprężyć i stać częścią świata. To trochę tak, jakby
się człowiek zanurzył po szyję w pachnącej pienistej kąpieli.
- Cudowna wizja - mruknął Connor, uśmiechając się przy tym łakomie. -
Ty cała mokra, pachnąca piana... Tylko nie za dużo tej piany.
- Chciałam cię czegoś nauczyć, a ty błaznujesz. - Udała obrażoną.
Rumieniec zabarwił jej policzki. - Zanim tu przyjechałam, wciąż szukałam
- 65 -
RS
czegoś nowego. Nie miałam pojęcia, czego szukam, ale wiedziałam, że nie
mogę tego znalezć.
- Taki już los człowieka - westchnął filozoficznie Connor. - Przez całe
życie szukamy utraconego raju, o którym w żaden sposób nie możemy
zapomnieć. W każdym razie tak mi mówiono.
- Wcale nie musi tak być. - Maxie się rozpromieniła. Mówiła to, co jej
leżało na sercu. Zapomniała się do tego stopnia, że położyła dłoń na kolanie
Connora. - Nie rozumiesz? Stanowimy część natury. Tak zostaliśmy stworzeni,
tylko zapomnieliśmy, że potrzebujemy kontaktu z naturą, że nie wolno nam się
od niej izolować.
Connor był zachwycony jej szczerością, dziecięcą radością tego całkiem
nowego życia. Wzruszyła go do głębi serca. Ta niesłychana kobieta chciała się z
nim podzielić swym najważniejszym odkryciem!
- Byłabyś wspaniałą misjonarką - zażartował, by nie dać się zanadto
ponieść wzruszeniu. - Powinnaś jezdzić po świecie i ratować zagubione dusze.
Najlepiej, jeśli zaraz zaczniesz. Od mojej.
Maxie patrzyła na niego i zastanawiała się, czy on wie, jaki jest ostrożny,
jak bardzo boi się pokazać prawdziwą twarz. Trochę jej przypominał osobę,
którą sama była jeszcze dwa lata temu.
A jednak on też szuka czegoś więcej, pomyślała Maxie.
Nie miała pojęcia, skąd ta pewność, ale wiedziała, że jest mądrym
wrażliwym człowiekiem, a nie zapatrzonym w siebie światowcem, za jakiego
chciał uchodzić.
- Czy ty jesteś szczęśliwy? - zapytała.
- W tej chwili? - Rozejrzał się, jakby czegoś szukał. Zjechał na pobocze,
wyłączył silnik. Udawał swobodnego, lecz Maxie nie dała się nabrać. Odwrócił
się do niej, położył rękę na oparciu jej fotela. - Jest cudowne popołudnie, a ja
mam przy sobie niesłychanie fascynującą osobę, która sprawia, że się
uśmiecham. Tak, w tej chwili jestem szczęśliwy.
- 66 -
RS
Maxie poczuła na karku muśnięcie palców, a potem lekki dreszcz
przebiegający ciało. Niewielka przestrzeń samochodu wypełniła się nagle
niewypowiedzianą żądzą.
- A co będzie jutro? - spytała cicho Maxie.
- Jeśli będę się zastanawiał nad tym, co będzie jutro, to mogę stracić
trochę z dzisiaj. - Rysował palcem kółeczka na karku Maxie. - A ty, Maxie? Czy
ty dziś jesteś szczęśliwa?
Przygryzła wargę, wygładziła materiał spodni. Pomyślała, że warto było
poświęcić trochę czasu i zmienić roboczy kombinezon na zwyczajne spodnie i
sweterek.
Nie były to żadne markowe stroje, ale podkreślały jej urodę, łagodne
krągłości ciała i sprawiały, że czuła się po prostu ładna. Nie elegancka, nie
uwodzicielska i nawet nie tajemnicza, ale po prostu ładna.
- Tak. - Podniosła głowę, spojrzała na Connora. - Dzisiaj jestem
szczęśliwa.
Connor milczał, tylko patrzył na nią tak, jakby chciał ją zjeść. Tak bardzo
pragnął ją przytulić, że aż go to pragnienie zabolało. Ale w małym sportowym
samochodzie nie było miejsca na takie ekscesy. Wobec tego tylko delikatnie
pocałował jej dłoń.
Maxie zadrżała.
- Piknik - powiedział z ponurym zdecydowaniem.
- Piknik - powtórzyła cicho Maxie.
Wysiedli z auta, przeskoczyli suchy o tej porze roku rów i wdrapali się na
górkę, na której rosło kilka młodych dębów. Wciąż było na nich sporo liści.
Stanowiły wspaniały parasol nad piknikowym stołem.
Connor niósł niewielką plastikową lodówkę z tajemniczymi
czekoladowymi przysmakami.
Nie pomyślał o tym, żeby zabrać ze sobą koc, rozłożył więc na trawie swą
nowiutką dżinsową kurtkę.
- 67 -
RS
- Będziemy musieli siedzieć blisko siebie - usprawiedliwiał się, udając
niewiniątko. - Spodziewam się, że potrafisz się zachować przyzwoicie.
Maxie zwróciła oczy ku niebu.
- Będę wzorem wszelkich cnót - obiecała, kładąc rękę na sercu.
Connor się roześmiał, oczy zmieniły mu się w szpareczki.
Usiedli tuż obok siebie, dotykając się biodrami. To wystarczyło, żeby
serce Connora przestało bić rytmicznie. Dokonał nie lada sztuki, aby nie dać nic
po sobie poznać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]