[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gotowa do kompromisu i niełatwo mnie zniechęcić. Lata pra­
cy sprawiły, że w tej dziedzinie nie mam sobie równych.
Szczerze mówiąc, do tej pory zawsze mi się udawało postawić
na swoim.
-
Czy zdajesz sobie sprawę, do czego starasz się mnie
namówić?
-
Oczywiście - powiedziała cicho błagalnym tonem, któ­
ry zdradzał ukryte pragnienia i zachęcał Lukasa do ujawnienia
jego własnych. - Proszę... Nie każ mi tego robić po raz drugi.
Podświadomie czuła, że nie musi go dłużej błagać. Oboje
pragnęli ulec pokusie. Lukas pochylił głowę i musnął warga­
mi jej czoło. Chrapliwy, odpychający głos nie pasował do
łagodnej pieszczoty.
- Pamiętaj, że cię ostrzegałem.
-
Dobrze to sobie zapamiętam - szepnęła, tuląc się do
niego.
- Naprawdę? - Lukas opamiętał się nagle, potrząsnął nią
i zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy. - Jesteś tego pewna?
Nie mogę ci wiele dać. Wszystko, co mam, to dzisiejszy dzień.
Nauczyłem się żyć chwilą. Nie łudź się, że potrafisz mnie
zmienić. Nie zdołasz tego dokonać. Bardzo niewiele mam ci
do zaoferowania.
Kelsey posmutniała. Spodziewała się jednak, że usłyszy
takie wyznanie. Pragnęła od Lukasa czegoś więcej, ale nie
chciała zdradzać tego przedwcześnie. I tak ofiarował jej zna­
cznie więcej, niż oczekiwała. Była realistką i zdawała sobie
sprawę, że nie zburzy w jednej chwili muru, który Caldwell
budował przez dziesięć lat.
W głębi ducha miała nadzieję, że z czasem zada kłam jego
słowom. Z pewnością zdoła przekonać tego niedowiarka, że
przy niej jest całkiem bezpieczny i może bez obaw oddać jej
swoje serce.
-
Caldwell... - szepnęła, uwalniając ramiona z uścisku.
Zarzuciła je Lukasowi na szyję. Kapelusz spadł jej z głowy.
- Jak na małomównego faceta zrobiłeś się nagle strasznie
gadatliwy. Doskonale wiem, o co chodzi, jasne? Zrobiłeś, co
do ciebie należało. Przestań mnie ostrzegać. Dobrze wiesz,
czego
oboje pragniemy. Myśl tylko o dzisiejszym dniu.
Uwierz mi, naprawdę nie proszę o nic więcej.
Śmiało, niemal bez zastanowienia, wspięła się na palce
i pocałowała Lukasa w usta. Była przekonana, że postępuje
właściwie i nie chciała się nad tym zastanawiać.
Gdy objął ją z całej siły, zaczęła powtarzać szeptem jego
imię. Oparła się plecami o zimny kamień leżący na zboczu.
Tuliła się do Lukasa, który nie był już w stanie ukryć swoich
pragnień i poddał się namiętności. Czuła jego nabrzmiewają­
cą męskość. Przywarła biodrami do jego ud i uśmiechnęła się
tryumfalnie, gdy jęknął z rozkoszy.
Długo bronił się przed uczuciami, które w nim wzbudziła,
ale nie miał wyboru. Czuły dotyk rąk błądzących po jej ciele,
namiętna pieszczota języka stanowiły dowód, że nie potrafił
się oprzeć zuchwałej kusicielce. Pieścił ją delikatnie i łagod­
nie. Kelsey, oszołomiona uwielbieniem okazywanym przez
ukochanego mężczyznę, urodą górskiego krajobrazu oraz ma­
gią cudownego miejsca, szepnęła błagalnie:
-
Kochaj się ze mną.
Słowa wypowiedziane szeptem zabrzmiały w uszach Lu­
kasa jak szum wysokiej fali. Zbiły go z tropu, odebrały roz­
sądek, przyprawiły niemal o szaleństwo. Pragnął chłonąć za-
pach Kelsey, rozkoszować się ciepłem jej skóry. Poddał się
namiętności. Zapragnął wziąć ją natychmiast.
Powiedziała, że pragnie się z nim kochać. Lukas obawiał
się tego słowa. Pragnął mieć tę dziewczynę, ale jej prośba
nasuwała myśl o prawdziwej miłości, a to budziło w nim nie­
pokój. Pragnął tylko dać jej rozkosz. Sam również chciał
zaspokoić dręczące go od dawna pożądanie.
Nie potrafił spełnić innych oczekiwań Kelsey. Podobnie
jak większość kobiet, miała prawo żądać od mężczyzny zna­
cznie więcej, niż on mógł dać. Nie sprostałby jej potrzebom.
Przemknęło mu również przez głowę, że skoro mają się ko­
chać, nie powinni tego robić byle gdzie. Kelsey powinna
zapamiętać chwilę rozkoszy, a nie siniaki na plecach. Kamie­
niste zbocze nie sprzyjało pieszczotom kochanków.
Lukas odsunął się i wplótł palce w rudą czuprynę Kelsey.
Łagodne dotknięcie miało przywieść dziewczynę do opamię­
tania. Kelsey zdecydowała inaczej.
Zarzuciła Lukasowi ramiona na szyję, przylgnęła do niego
całym ciałem i zaczęła całować zachłannie, namiętnie. Nie
była w stanie się od tego powstrzymać. Kołysała zmysłowo
biodrami, jakby pragnęła zachęcić Lukasa do śmielszych pie­
szczot. Mimo wahań przytulił ją tak mocno, aż oparła się
o wielki głaz.
- Kelsey - szepnął obejmując dłońmi twarz dziewczyny
i zmuszając ją, by na niego spojrzała. Wilcze ślepia przyciąg­
nęły po chwili spojrzenie zielonych, przymglonych oczu.
-
Kelsey... To wszystko dzieje się za szybko. Nie chcę ci
sprawić bólu.
-
O czym ty mówisz? - zapytała niepewnie, jakby nie
rozumiała słów Lukasa. Znowu go pocałowała. - Ależ ja cier-
pięjak potępieniec! Wszystko mnie boli -jęknęła, biorąc go
za rękę; położyła ją na swojej piersi. Westchnęła rozkosznie,
czując ciepło męskiej dłoni. Lukas znieruchomiał. Z trudem
panował nad sobą. Jęknął i odsunął dziewczynę, która znów
chciała go pocałować.
-
Spokojnie, Kelsey. Pamiętaj, że trzeba się zabezpie­
czyć...
- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl