[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szę bardzo, z przyjemnością mógłby zbudować centrum
handlowe, byleby tylko nie kazano mu pózniej po nim
krążyć.
Kris zaś promieniała radością. Dzień był piękny, sło
neczny, a ona spędzała go w towarzystwie Maxa. Czego
jeszcze mogłaby chcieć?
- Nie - odparła. - Właśnie się rozkręcam.
- Dziewczyno, zmiłuj się. Wiesz, ile już wydaliśmy?
Nie przejęła się kosztami.
- %7łeby zarobić pieniądze, trzeba je wcześniej wydać.
- Powiedziawszy to, wytrzeszczyła oczy. - Boże, czuję
się tak, jakby siedział we mnie brzuchomówca i wkładał
mi w usta obce słowa. Słowa, o których nie myślę, do
póki ich nie wypowiem.
Max domyślał się, że tym brzuchomówca" jest Kri-
stina Fortune usiłująca przebić się przez pancerz amnezji.
Wiedział też, że jej powrót to tylko kwestia czasu; że
któregoś dnia Kris zniknie, a jej miejsce zajmie zarozu
miała, apodyktyczna wiedzma.
- Czy dlatego pocałowałaś mnie przed paroma dnia
mi? Bo kazał ci twój brzuchomówca? - spytał żartem.
- Nie, nikt mi nie kazał - odrzekła z powagą.
Zastanawiała się, czy przed swoim wypadkiem też by
ła taka bezpośrednia.
- Pocałowałam cię, bo chciałam. Wydaje mi się, że
należę do osób, które zdobywają to, na co mają ochotę,
W tym momencie powinien był skinąć głową albo
się uśmiechnąć, ale on drążył dalej:
- A na co teraz masz ochotÄ™?
Wysunęła czubek języka i oblizała wargi, nie zdając
sobie sprawy, jaką reakcję wywołuje w Maksie ten nie
winny gest.
- Na lunch.
Max wybuchnął śmiechem. W porządku, niech będzie
lunch. Kilkaset metrów dalej jest niezła restauracja. Na
wszelki wypadek wziął Kris pod rękę, odciągając ją od
sklepów.
- Pewnie za obiad też ja mam płacić? - spytał po
nurym tonem.
Nie dała się nabrać. Wiedziała, kiedy Max się z niej
naigrawa. Odnosiła czasami wrażenie, że zna go lepiej
od siebie.
- Odpiszesz sobie od podatku - (odparła nonszalancko.
Dotarli do Pelikana". Max przytrzymał drzwi.
- A potłuczone szklanki też wpiszę do strat? Podobnie
jak zniszczoną zasłonę?
Kris rozglądała się po lokalu z zainteresowaniem. Za
oknami, które sięgały od podłogi do sufitu, rozciągał się
widok na przystań. Znacznie ładniejszy jest z okien ja
dalni w Rosie", pomyślała z zadowoleniem.
- Stolik dla dwóch osób - powiedział Max do kie
rowniczki sali.
- Zasłony zostały pięknie zacerowane - przypomnia
ła mu Kris, gdy szli do stolika za młodą kobietą w długiej
czarnej spódnicy. - A szklanki... szklanki mi darowałeś.
Nie pamiętasz?
Wyciągnął krzesło i pomógł Kris zająć miejsce, po
czym usiadł naprzeciwko. Na środku stołu leżały dwie
elegancko oprawione karty dań - ciemnozielone, z na
zwą restauracji wypisaną złotymi literami.
- Pamiętam, ale wtedy nie wiedziałem, że sama jedna
będziesz chciała ożywić gospodarkę La Jolli.
Przez chwilę studiowała menu, porównując dania
z potrawami oferowanymi przez Sama. Tutejsze miały
bardziej wyszukane nazwy.
- Aż tak dużo nie kupiliśmy.
Miał trochę inne zdanie na ten temat.
- Sto czerwonych perfumowanych świec, nowa po
ściel do szesnastu pokoi, ręczniki z wyhaftowanymi ser
duszkami i takie ilości krepiny, że śmiało można by nią
wytapetować Biały Dom.
Odłożyła na bok kartę dań.
- Samych dekoracji mamy mało. A skoro chcemy
przyciągnąć zakochanych, to koronkowa pościel jest po
prostu koniecznością.
Chociaż było wczesne popołudnie, na każdym stoliku
paliła się świeczka. W jej ciepłym blasku twarz Kris wy
glądała prześlicznie. Może kupno świeczek nie było głu
pim pomysłem?
- JesteÅ› niepoprawnÄ… rornantyczkÄ…, Kris. Nie zauwa
żyłaś, że większość naszych gości jest w wieku emery
talnym i nie w głowie im romantyczne uniesienia?
Oparła łokcie na stole, splotła ręce i podparła nimi
brodÄ™.
- Jedno drugiego nie wyklucza, Max.
Dobiegł go delikatny zapach szamponu, którym myła
włosy. Ziołowy. Serce biło mu mocno, jakby był nasto
latkiem na pierwszej w życiu randce.
- Od kiedy to jesteÅ› takim ekspertem?
- Nie wiem. - O dziwo, nie czuła się speszona ani
zawstydzona. Wprost przeciwnie, z każdą sekundą sta
wała się coraz bardziej pewna siebie. - Ale wiem jedno:
od tamtego wieczoru, kiedy się całowaliśmy, całkiem
świadomie mnie unikasz.
- Nieprawda - zaprotestował, nie patrząc jej w oczy.
- Codziennie siÄ™ widujemy.
- Ale nie sam na sam.
- Fakt. Nie sam na sam - przyznał.
Teraz albo nigdy, pomyślała. Rozłożyła na kolanach
ciemnozieloną bawełnianą serwetkę, po czym podniosła
wzrok.
- Zadałam ci kiedyś pytanie, na które nigdy mi nie
odpowiedziałeś. Czy masz kogoś?
Mógł skłamać i wtedy problem sam by się rozwiązał.
Ale coś go powstrzymywało.
- Nie, nie mam - odparł zgodnie z prawdą.
Kristina wypiła łyk wody. W gardle jej zaschło, serce
biło jak oszalałe. Jej pewność siebie gdzieś się ulotniła.
- Wiesz, Sam mówił, że twoje przyjaciółki mogłyby
śmiało zasiedlić jakiś mały stan. - Zawahała się. Wpraw
dzie niedawno oświadczyła, że należy do osób, które zdo
bywają to, czego pragną, ale... - Jednak nigdy żadnej
nie widziałam.
- Nie zapominaj, że twoja pamięć sięga tylko dwa
tygodnie wstecz. ZresztÄ… na razie jestem, po pierwsze,
bardzo zajęty, a po drugie, mam przerwę miedzy związ
kami.
Odłamał kawałek bułki. Kris sięgnęła po piętkę.
Uśmiech, który igrał na jej wargach, świadczył o tym,
że mu nie wierzy.
- Kusi mnie, żeby spytać, czy zawsze jesteś taka bez
pośrednia, czy tylko teraz, ale obawiam się, że nie bę
dziesz znała odpowiedzi.
- Masz rację. - Mniej więcej tydzień temu przestała
się zadręczać próbami przypomnienia sobie przeszłości.
Czuła, że nareszcie jest wolna, że zrzuciła z siebie jarz
mo. Bała się jednak, że z chwilą, gdy wróci jej pamięć,
wrócą również troski, lęki, problemy. - Ale to mi już
nie przeszkadza.
Uniósł brwi.
- Dlaczego?
- Powiedziałeś, że nie mam rodziny. %7łe jedyną bliską
mi osobą był mój mąż, a skoro się z nim rozwiodłam,
to znaczy, że byłam nieszczęśliwa. Więc po co do tego
wracać? Czy nie lepiej skupić się na terazniejszości? -
Wrzuciła do ust kawałek bułki. - I oczywiście na przy
szłości.
No, pięknie, pomyślał Max. Sam się w to wpakowa
łeś. Teraz było już za pózno. Jakie licho go podkusiło,
żeby okłamywać Kris?
- Zdecydowali się państwo na coś? - spytała kelnerka.
Kristina popatrzyła Maxowi w oczy.
- Tak, ja się już zdecydowałam.
- Sam ucieszy się, kiedy mu powiemy, że prowadzi
najlepszą restaurację w mieście - zauważył Max, kiedy
godzinę pózniej opuścili Pelikana".
Kristina skinęła głową. Sam był równie dumny ze
swoich umiejętności kulinarnych co Jimmy ze swoich ta
lentów ogrodniczych. Uwielbiała ich obu.
Ponieważ było chłodno, wzięła Maxa pod rękę, żeby
choć trochę ogrzać się o jego ciało.
- Szkoda by było, gdybyś musiał sprzedać pensjonat.
Ciekaw był, czy wiedziała, co się z nim dzieje, kiedy
siÄ™ do niego przytula.
- A kto mówi, że sprzedam?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]