[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czuję się dobrze. Podwiozę was do szkoły, a sama jadę do domu i kła-
dę się do łóżka.
- Jesteś chora? - zaniepokoiła się Debbie. - Szkoda.
- Czy trener wie, że nie będzie cię na meczu? - spytał Jerome.
- Nie - odparła Polly. - Przekażcie mu, co się stało. Powiedzcie, że
złapałam jakiegoś wirusa czy coś w tym rodzaju. Wsiadajcie, to was
podrzucę.
- Nie wyglądasz na chorą - zauważyła Debbie, kiedy już oboje z
Jerome'em siedzieli obok niej. - No, może jesteś trochę blada, ale... czy
ty i trener Dillon o coś się pokłóciliście? Czy to dlatego nie chcesz iść
na mecz?
Polly pokręciła głową. Debbie spojrzała jej w oczy.
- No, miałam rację - oświadczyła. - Mów, co się stało. Co ten facet
ci zrobił?
- Debbie, proszę - wyjąkała Polly, z trudem przełykając ślinę. - Na-
prawdę mam grypę. Nie wierzysz mi?
- Nie, nie wierzę. Masz wejść do tej sali i powiedzieć Dillonowi, co
leży ci na sercu.
- Debbie, na miłość boską - jęknął Jerome. - Nie wtrącaj się w nie
swoje sprawy.
- Wiem, że nie powinnam, ale tym razem myślę, że muszę.
- Chyba rzeczywiście masz rację.
- Mam. Polly i nasz trener są w sobie zakochani i...
S
R
- Debbie - przerwała jej Polly - nie mówiłam, że jestem w nim za-
kochana ani że on jest zakochany we mnie.
- Wiem, ale nie jestem dzieckiem. Mam oczy, moja droga. A to wi-
dać jak na dłoni. Prawda, Jerome?
- Ja się nie wtrącam.
- Jesteś beznadziejny. Polly, słuchasz mnie?
- Jesteśmy na miejscu. Wysiadajcie szybko, bo jakieś auto siedzi mi
na kółku. Nie mogę blokować miejsca.
- Ale... - próbowała jeszcze Debbie.
Jerome otworzył drzwi i pociągnął Debbie za sobą.
- Wyłaz. Pa, Polly.
Ledwo Jerome zatrzasnął drzwiczki, Polly natychmiast odjechała.
Po jej policzkach płynęły łzy.
W sali, w której tego wieczoru odbywał się mecz, rozgrzewały się
już obie drużyny.
Kibice dopiero zaczynali się schodzić.
Joe stał pod ścianą i rozmawiał z trenerem przeciwnika. Było to ide-
alne miejsce do obserwacji - na wprost drzwi.
Kiedy zobaczył wchodzącą Debbie, a tuż za nią Jerome,a, serce za-
częło mu szybciej bić. Za chwilę pojawi się i Polly.
Ale Polly nie było.
Gdzie ona jest? Co się stało? Debbie ma taką minę, jakby miała
ochotę kogoś zamordować. Co się tu, do cholery, dzieje?
S
R
- Przepraszam cię, Jimmy - powiedział szybko do kolegi trenera. -
Muszę zamienić słowo z moimi uczniami.
- Jasne. Miło było z tobą pogadać, Joe.
Joe błyskawicznie przeszedł przez salę i stanął przed Debbie i Je-
rome'em.
- Gdzie jest Polly?
- Muszę z panem porozmawiać, trenerze - oznajmiła Debbie. - Na
osobności.
- Dobrze. Chodzmy do szatni.
W rzeczonym miejscu Joe powtórzył swoje pytanie.
- Gdzie jest Polly?
Jerome wpatrywał się w jakąś plamę na ścianie i stukał butem w
podłogę. Debbie wzięła głęboki oddech i wsparła się pod boki.
- Panie trenerze - zaczęła. - Nie mówię do pana jak uczennica do
nauczyciela, lecz jak kobieta do mężczyzny. Rozumie pan?
Joe bez słowa skinął głową.
- To dobrze. A teraz niech pan słucha. Polly jest moją przyjaciółką.
Jerome'a też. Przyjechała aż tutaj, żeby nam powiedzieć, że jest chora i
nie może przyjść na mecz. Wcale nie była chora. To było widać. Tak
bardzo chciało jej się płakać, że aż przykro było na to patrzeć. Podej-
rzewam, że to pana wina, trenerze. Polly jest naprawdę wytrącona z
równowagi i to pan jest tego przyczyną. Jeśli się pokłóciliście, to niech
pan to jakoś naprawi, bo tak wspaniała osoba jak Polly nie powinna
siedzieć w domu i płakać z powodu jakiegoś mężczyzny. Nawet ta-
S
R
kiego porządnego jak pan. %7ładen mężczyzna nie jest wart jednej ko-
biecej łzy.
- Hej, tu już chyba przesadziłaś - zaprotestował Jerome.
- A ty bądz cicho! Panie trenerze, jeśli straci pan Polly Chapman z
powodu jakiejś głupoty, to jest pan największym kretynem na świecie.
Byłoby to jeszcze większym idiotyzmem niż pańskie mieszkanie tu w
getcie. Jak tylko mecz się skończy, niech pan jedzie do Polly i
wszystko naprawi. No, dobra! Tyle miałam panu do powiedzenia. Do
widzenia, trenerze. Chodz, Jerome.
Joe czuł się, jakby otrzymał potężny cios w sam splot słoneczny.
Polly jest smutna i zdenerwowana? Prawie płakała, przekonując
Debbie i Jerome'a, że jest zbyt chora, by przyjść na mecz? Płakała z
jego powodu?
Dlaczego?
Aż bał się pomyśleć, że to może dlatego, bo w końcu dotarła do niej
prawda. Przyznała przed samą sobą, iż go kocha. Chce dzielić z nim
swoje życie. I płacze, bo nie wierzy, że te jej pragnienia mogą się
spełnić.
Wiedział już, co musi zrobić.
Najpierw jednak czekał go mecz. Nie jedyny, który postanowił wy-
grać.
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Drużyna liceum imienia Abrahama Lincolna wygrała mecz trzema
punktami, chociaż nieobecny myślami trener praktycznie w ogóle jej
nie pomagał.
Joe ledwo dotrwał do końca meczu, kiedy to wreszcie mógł przestać
być trenerem i przeistoczyć się w zwyczajnego, zakochanego męż-
czyznę.
Wiedział, że musi zobaczyć się z Polly i że od jej reakcji na jego
słowa zależy cała jego - ich - przyszłość.
Tym razem i on starał się myśleć pozytywnie.
Polly go wysłucha. Naprawdę go wysłucha. Zgodzi się, by przejął
jej finansowe zobowiązania wobec brata i siostry. Przyjmie jego
oświadczyny i od tej pory będą żyli długo i szczęśliwie.
Polly, ubrana w czerwony, flanelowy szlafrok, który mama uszyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • soundsdb.keep.pl